sobota, 9 maja 2015

Epilog


     Decyzje, którym stawiamy czoło mogą stworzyć z nas świętych lub potwory, ale musi to być warte więcej niż stanie się zupełnie nikim. 
      Nie potrafił sobie poradzić, ani nawet nie chciał. Przerosła go zwykła, szara rzeczywistość. Był samotny. Tak samotny jak księżyc na bezgwiezdnym niebie. Tonął we własnym życiu. Alkohol, imprezy, narkotyki stały się jego odskocznią. Potrzebował pomocy. Potrzebował jej. Od urodzenia nad nim czuwała, obserwowała, ale straciła kontrolę, gdyż nie wiele mogła zrobić z tak odległego miejsca w jakim była. Popełniła błąd. Zakochała się. On jako jedyny nie zapomniał o jej istnieniu i od początku było pewne, że będzie to niemożliwe. Niosąc pomoc ona sama musiała dużo poświęcić. Zapomniała o tym czym jest i jakie jest jej zadanie, a przy tym również o zasadach jakie panowały. Naprawiła go, niszcząc. 
    Była jego prawdziwym aniołem stróżem. Pragnąc uratować go, nauczyła prawdziwego życia, w którym złamane serce jest nieodłączną jego częścią. On wiedział, że znów mu coś odebrano. Tym razem bezpowrotnie. Bo czasami nawet dobre serce doprowadza do zniszczenia.

KONIEC

poniedziałek, 4 maja 2015

Rozdział 20


      Wypuścił głośno powietrze, zaciskając dłoń na uchwycie od walizki. Od dobrych piętnastu minut czekał na swoich przyjaciół, aby mogli już wyruszyć. Wczoraj wieczorem wyraził chęć pożegnania się jeszcze przed wyjazdem z Laylą, jednak wszyscy wydawali się zapomnieć o jego prośbie. Nie zdziwiłby się tak, gdyby nie fakt, że poza nim samym, Calum również nalegał na wcześniejsze wyjście. Powinien stać tutaj i razem z nim narzekać na niezdyscyplinowanie pozostałych. 
Chwilę później po schodach zszedł ciemnowłosy ubrany jeszcze w dresy i t-shirt, w którym śpi. Przywitał się z Lukiem, a następnie wszedł do kuchni  jakby nigdy nic. W blondynie się aż zagotowało, widząc kompletnie niegotowego jeszcze basistę. Poszedł za chłopakiem, stając w progu, z założonymi rękami.
-Możesz mi łaskawie powiedzieć dlaczego jesteś jeszcze niegotowy? Piętnaście minut temu mieliśmy wyjechać z domu. – odezwał się, zwracając uwagę brązowookiego. Ten posłał mu zdezorientowane spojrzenie, patrząc na zegarek stojący na lodówce. Dochodziła 7 rano, a o 10:15 mieli lot do Australii. 
-Przecież umówiliśmy się, że na 8. – odpowiedział, drapiąc się po głowie, jeszcze bardziej mierzwiąc swoje i tak rozburzone włosy. 
-Żartujesz sobie? Przecież wczoraj uzgodniliśmy, że zatrzymamy się u Layli, dlatego wyjedziemy wcześniej. – warknął zirytowany zachowaniem swojego przyjaciela. Nie wierzył, że aż tak nieprzytomny był, że o tym zapomniał. A wraz z nim cała reszta zespołu i w dodatku Diana, która miała ich zawieść na lotnisko. Luke nie wyobrażał sobie nie zaglądnięcia jeszcze do Walker, zwłaszcza, że ich ostatnie spotkanie skończyło się niezbyt pozytywnie, dlatego oznajmił że za godzinę wróci i wyszedł z domu. 
W drodze przypomniał sobie jak tutaj przyjechał. Było to ostatnie miejsce, w którym chciał się znaleźć i nie marzył o niczym innym poza powrotem do Sydney. Myślał, że będą to najnudniejsze tygodnie w jego życiu, ale mylił się. Odpoczął od sławy, szalonych fanek, koncertów, studia, a przede wszystkim tych wszystkich ludzi, którzy wiecznie coś od niego chcieli. Przyjechał z zamiarem rezygnacji z zespołu, a dzięki Layli zdecydował się w nim zostać i kontynuować pracę, o czym chciał powiedzieć chłopcom jak tylko wrócą. W głowie miał już dokładnie zaplanowane co powie osiemnastolatce na czele z podziękowaniem za wszelką pomoc. Dziewczyna nieświadomie pomogła mu się pozbierać, zacząć zachowywać jak dawniej, myśleć jak kiedyś i nie mógłby być jej bardziej wdzięczny za to wszystko.
Jedynym problemem było, że przez ten czas zdążył zakochać się w nastolatce i myśl, że zostawia ją, a przy tym nie może liczyć na jakieś rozwinięcie się ich relacji bardziej, skutecznie go dołowała. Chciał wrócić do domu, naprawić swoje stosunki z rodzicami, wynagrodzić swoje zachowanie, ale pragnął zabrać dziewczynę ze sobą. Ale nwiedział, że nie ma na co liczyć.
Jedną z rzeczy, za którą ja podziwiał, to ta determinacja i samodzielność, której on jeszcze niedawno nie miał. Dlatego teraz tak ciężko mu było z myślą, że za chwilę będzie zmuszony do pożegnania się z nią. 
Stojąc przed tak dobrze znanymi mu drzwiami, wahał się przed zapukaniem, gdyż im szybciej się z nią zobaczy, tym szybciej będą musieli się rozstać. Po chwili jednak zadzwonił dzwonkiem, wiedząc, że kiedyś to się musi wydarzyć. 
Ku jego zdziwieniu kiedy drzwi się otworzyły, nie zobaczył w nich Layli, a jakąś blond kobietę, którą pierwszy raz widział na oczy. Spojrzał na numer mieszkania, aby sprawdzić czy na pewno się nie pomylił, ale nic na to nie wskazywało. 
-Czy tutaj mieszka Layla Walker? – zapytał niepewnie, mając nadzieję, że jest to być może ktoś z jej rodziny, o której nigdy nie słyszał. Osiemnastolatka ani razu jak się znają nie wspomniała o swoich bliskich co od zawsze zastanawiało chłopaka, ale nigdy nie nadeszła odpowiednia chwila, aby ją o to zapytać. 
-Nie. Przykro mi, ale musiał się pan pomylić. Mieszkanie od ponad miesiąca stoi na sprzedaż. – oznajmiła kompletnie zbijając niebieskookiego z tropu. Czuł się jak w jakimś kiepskim reality show, a on właśnie został wybrany na idealny obiekt do zrobienia żartu. Jednak po minie kobiety przed nim, nie wydawało się aby to był kawał. Podziękował i wyszedł szybko z budynku. Nie tracąc czasu wrócił do domu z zamiarem znalezienia Caluma. Zastał go w salonie rozmawiającego z Dianą. 
-Powiecie mi czemu mieszkanie Layli jest puste i na sprzedaż? – zapytał nie owijając w bawełnę.
-Dobrze cię czujesz Luke? – odezwał się Calum, patrząc na przyjaciela z troską. -Jakiej Layli? Nie znam żadnej Layli. 

Od autorki:
Tak więc to jest ostatni rozdział mojego opowiadania. Krótki, ale ujęłam wszystko co chciałam. Jutro powinnam wstawić epilog. Mam nadzieję, że historia się podobała przynajmniej w małym stopniu.

piątek, 1 maja 2015

Rozdział 19


Podniosła zmęczony wzrok, spoglądając na zegarek na szafce nocnej. Dokładnie za 10 minut powinna wstać. Opadła ponownie na poduszkę, przyglądając się śpiącemu koło niej Lukowi. Leżał wtulony w kołdrę, głośno oddychając. Uśmiech gościł na jego twarzy, wywołując poczucie szczęścia u nastolatki. 
Ostatnie dni spędziła w towarzystwie blondyna i musiała przyznać, że zaczęła się w nim powoli zakochiwać. Dzięki niemu potrafiła zapomnieć o swoich problemach oraz zmartwieniach. Chłopak wyzwalał w niej wszystkie pozytywne uczucia, a jedyną obawą był fakt, że za dwa dni wyjedzie on do Australii razem z chłopcami i to, co starali się zbudować, zniknie w mgnieniu oka. 
Nie wyobrażała sobie tego dnia, w którym będzie musiała się z nim pożegnać, tak samo jak i z Calumem. Przez ten miesiąc bardzo zżyła się z nimi, a perspektywa powrotu do smutnej, szarej rzeczywistości, w której codziennie rano jeździła na uczelnie, później do pracy i do nocy siedziała sama w mieszkaniu, nie napawała jej entuzjazmem. 
Myśląc jeszcze o tym, że zostanie skazana na nękanie przez Jake’a, dodatkowo przyprawiała ją o dreszcze. Od ostatniego spotkania minęły prawie dwa tygodnie, a chłopak nie dawał znaku życia, ale nie spodziewała się, że to koniec. Doskonale wiedziała, że tak łatwo się to nie skończy. Z trudem ukrywała sytuacje, która miała miejsce u niego w domu, ale nie chciała martwić nikogo, wiedząc, że z pewnością by ją nakłaniano na ponowne złożenie zeznań. 
-Zrób zdjęcie, będzie na dłużej. – usłyszała zaspany głos niebieskookiego. Osiemnastolatek nadal leżał z zamkniętymi oczami, zakryty po szyję. Po chwili przewrócił się na bok, przyciągając do siebie dziewczynę. Spojrzał na nią czule, odsłaniając kosmyki włosów z jej twarzy i złożył na jej ustach delikatny pocałunek, wprawiając ją w zachwyt. Zadziwiająco jeden niewinny gest potrafił zmienić cały dzień w znacznie lepszy niż się zapowiadał.
-Muszę wstawać. – jęknęła, zdając sobie sprawę, że już jest po szóstej i jeśli nie wstanie zaraz to spóźni się na zajęcia, czego bardzo nie chciała. Już i tak opuściła dużo wykładów, a chcąc zdać rok, będzie musiała je nadrobić jak najszybciej. 
-Nie musisz. Zostańmy cały dzień w łóżku. – zaproponował blondyn, kładąc głowę na nieco odkryty brzuch Layli. – Za niedługo i tak wyjedziemy i nie będzie to miało znaczenia czy dzisiaj poszłaś na uczelnie, czy nie. – mruknął. 
-Co masz na myśli? – zapytała, podnosząc się, co zmusiło Luke’a do wstania. – O jakim wyjeździe mówisz? 
-Do Sydney. -  odpowiedział, jakby to była najbardziej oczywista rzecz na świecie. – Chyba nie sądziłaś, że cię tutaj zostawię i będziemy w związku na odległość.
Słowa gwiazdora podziałały na nastolatkę jak kubeł zimnej wody. Była pewna tego, że ich drogi się rozejdą zaraz po powrocie zespołu z wakacji i będą zmuszeni o zapomnieniu o sobie. Ponadto nigdy nie podejrzewałaby Hemmingsa o snucie planów na temat przyszłości, jak i fakt, że widział ich w niej razem. Ich relacja nigdy nie została opieczętowana nazwą prawdziwego związku i ani myślała to zmieniać, wiedząc, że nie ma szans na przetrwanie. 
-Luke, ale ja tutaj mam swoje życie; szkołę, pracę. Nie mogę tak tego zostawić i wylecieć z tobą. Muszę z czegoś żyć, utrzymywać się. Poza tym w Kansas mam lekarza znającego moją historię choroby.
-Nie widzę żadnego problemu. W Sydney też są szkoły artystyczne i to pewnie nawet lepsze niż ta, do której chodzisz. Praca ci nie potrzebna. Możemy kupić jakiś duży apartament dla naszej dwójki. Pieniędzy mam sporo więc z tym nie masz się o co martwić. A lekarza możemy zawsze znaleźć nowego i pokazać mu wszystkie dokumenty. – wyjaśnił, przeczesując ręką zmierzwione włosy, opadające mu na oczy. Pomimo zapewnienia stabilności i szczęścia w Australii, widział, że dziewczyna nadal trzyma się swojej wersji. Westchnął cicho, kładąc delikatnie dłoń na policzku Layli, aby na niego spojrzała. –Proszę cię nie każ mi tego zostawić tak jak jest. Doskonale wiesz, że odległość nam nie będzie służyć. Jesteś dla mnie najważniejsza i chcę z tobą spędzić resztę życia. Pozwól mi na to.
-Znasz mnie niecały miesiąc. Nie układaj scenariuszy na przyszłość z takim zaangażowaniem, jakby miały się spełnić w stu procentach. Też jesteś dla mnie ważny, ale muszę myśleć racjonalnie, a nie żyć chwilą. Bo teraz możesz chcieć ze mną być, ale to się najprawdopodobniej zmieni, kiedy stracę słuch. Myślałeś o tym jak trudne będę mieć życie, gdy przestanę słyszeć całkowicie? 
-Będę się tobą opiekować. Damy sobie radę. Layla, proszę cię. – błagał ze łzami w oczach. Miał wrażenie jakby ten miesiąc spędzony z nią był tylko snem, z którego właśnie się wybudzał powoli, uświadamiając sobie, że to nie było prawdziwe. Był tak zajęty planowaniem ich wspólnego życia, że zapomniał zapytać niebieskooką, czy ona tego pragnie, tak bardzo, jak on. 
-Luke ja już podjęłam decyzję. Nie mogę wyjechać. Przynajmniej nie teraz. Przykro mi. – powiedziała, przytulając chłopaka z całych sił. Miała nadzieję, że dzień, w którym przyjdzie im się zmierzyć z rzeczywistością, nastąpi dopiero kiedy będzie wyjeżdżał. – Nie rozmawiajmy o tym i cieszmy się tym co mamy teraz, dopóki jest to możliwe. – szepnęła mu do ucha, nie pozwalając na jakąkolwiek przestrzeń między nimi. W jego ramionach czuła się bezpieczna i szczęśliwa, ale była realistką, więc nie mogła pozwolić sobie na uniesienia, które zaprowadzą ją do wyjazdu do Sydney i życiu w tym mieście ze złamanym sercem i pustką. 

*

Siedziała na jednej z ławeczek na dziedzińcu Instytutu, trzymając w rękach książkę historii sztuki, ale zamiast się uczyć na kolokwium, które miała za godzinę, jej myśli cały czas były przy rozmowie z Lukiem. Czuła się okropnie, że w tak niedelikatny sposób przekazała osiemnastolatkowi swoje stanowisko na temat ich znajomości. Widziała jak smutny i nieobecny był. Starał się nie pokazać tego, jak bardzo zraniły ją słowa szatynki, ale na marne, gdyż dziewczyna aż za dobrze potrafi czytać ludzi i każde uczucie, które on próbował ukryć, ona i tak widziała. 
Rozmyślenia przerwał jej Matt, który niespodziewanie przeskoczył nad ławeczką i usiadł koło niej z szerokim uśmiechem. Szybko jednak zastąpiło go zaskoczenie i troska, kiedy zobaczył pojedynczą łzę spływającą z policzka Layli. 
-Co się stało? – zapytał, biorąc rękę dziewczyny w swoją. Podziałało to na nastolatkę momentalnie i wybuchła głośnym płaczem, przytulając się do chłopaka. Lachowski trzymał ja w swoich objęciach, pozwalając się wypłakać, dając upust uczuciom. Kołysał nią lekko, gładząc po włosach. Nie przejmował się nawet studentami przechodzącymi koło nich. Miał tylko nadzieję, że cokolwiek się wydarzyło, będzie w stanie jej pomóc. 
Layla była dla niego jak młodsza siostra. Czuł potrzebę ochraniania jej i to znacznie większą niż przy Dianie. Pomimo że blondynka była jego rodzoną siostrą, wiedział, że miała jeszcze ojca, z którym była znacznie bardziej zżyta niż z nim. Szatynka była sama. Nie miał pojęcia co się stało z jej rodzicami, gdyż nigdy nie rozmawiał z nią o nich, ale jednocześnie poza znajomymi, nie miała nikogo. Była samodzielna, ale zarazem taka delikatna, zagubiona i widocznie nie do końca szczęśliwa. 
Kiedy dziewczyna uspokoiła się już trochę, opowiedziała mu całą rozmowę z Hemmingsem. Dwudziestolatek wysłuchał ją, nie przerywając. Widział, że niebieskooka nie potrzebuje rady, gdyż już nie zmieni tego co powiedziała, ale według niego zrobiła słusznie. Odkąd ją tylko znał, podziwiał ją za rozważne podejście do każdej sprawy. Była niezwykle mądra i inteligentna, jednak sama tego zdawała się nie dostrzegać. 
Nie wiedział jak Luke mógł po niecałym miesiącu znajomości z Laylą uważać, że będą już razem na zawsze, a tym bardziej nakłaniać ją do wyjazdu i zostawieniu wszystkiego za sobą. Nie mógł tego od niej wymagać. Zwłaszcza, że nastolatka była jedną z tych osób, które jak coś zaplanują, to trzymają się tego planu kurczowo. A ona pragnęła zostać artystką i rozwijać się w tym kierunku, co umożliwiała jej uczelnia w Kansas City. 
Jednak poniekąd rozumiał też gwiazdora, gdyż on sam uważał Laylę za wyjątkową osobę i rozumiał jak szybko można się do niej przywiązać i chcieć spędzić z nią resztę życia. Pomimo że nie był w niej zakochany, doskonale wiedział jakie motywy kierowały nim. 

*

Dochodziła dziewiętnasta, a w kawiarni poza Laylą i Dianą nie było nikogo. Siedziały na zapleczu, nudząc się. Rozmawiały o różnych niewiele znaczących rzeczach, próbując zabić czas. Szatynka już za kilka minut będzie mogła wyjść, gdyż jej zmiana dobiegała końca. Marzyła już o tym, żeby wrócić do domu i pójść spać, chcąc zapomnieć o dzisiejszym dniu. Nadal czuła się beznadziejnie. Nie wiedziała jak to zmienić. Rozmowa z Mattem nieco jej pomogła i podniosła na duchu, ale tylko do czasu kiedy trwała. Kiedy musieli się już rozejść na zajęcia, osiemnastolatkę znowu dopadły wyrzuty sumienia. 
-Ktoś przyszedł. Możesz iść obsłużyć bo ja nie mam sił? – jęknęła blondynka, osuwając się na krześle. 
Szatynka z niechęcią wstała, z zamiarem przyjęcia zamówienia od osoby, która przyszła, ale kiedy tylko zobaczyła w progu kawiarni Jake’a, cofnęła się o kilka kroków. Serce po raz kolejny przyspieszyło swój rytm. Na jej nieszczęście jednak, chłopak już ją zauważył, więc nie mogła się ukryć. Nabrała powietrza do ust, modląc się, że nic jej się nie stanie w towarzystwie Diany, ale z każdym krokiem coraz bardzie wątpiła w rozwagę i inteligencję ciemnowłosego. Stanęła przy ladzie, zabierając notes i ołówek do ręki. 
-Dzień dobry. W czym mogę pomóc? – zapytała, unikając spojrzenia brązowookiego. Bała się podnieść wzrok, gdyż zauważyłby pewnie w jej oczach strach, czego naprawdę nie chciała.
-Możemy porozmawiać?
-Nie sądzę, że powinniśmy. – odparła.  – Polecam mrożoną Caramel Macchiato. Jest naprawdę przepyszna.
-Wiem, że kończysz już więc proszę cię zabierz swoje rzeczy i chodź ze mną. – powiedział po raz pierwszy zachowując się zupełnie normalnie. W jego głosie nie można było wyczuć irytacji, wyższości, ani już nie mówił tym niskim głosem, którego Layla tak bardzo się bała. – Nic ci nie zrobię. Obiecuję. – dodał, widząc obawy dziewczyny. Wiedząc, że i tak nie miała wyjścia, skinęła lekko głową, wyszła po swoją kurtkę i torbę, a następnie żegnając się z Dianą, wyszła z Jakiem z kawiarni. 
-Zawiozę cię do domu. – oznajmił, podchodząc do czarnego Audi A6, otwierając drzwi od strony pasażera dla osiemnastolatki. Ona jednak pokiwała przecząco głową, bojąc się, że znowu zawiezie ją gdzieś do siebie czy nawet w znacznie gorsze miejsce. Nie ufała mu, a jedyny powód, dla którego zgodziła się z nim porozmawiać, to że się go obawiała. – Naprawdę nie musisz się mnie bać Layla. Chcę ci wszystko wytłumaczyć, ale musisz mi dać szansę. 
-To chodź gdzieś do parku. Nie chce z tobą zostać sama. – powiedziała, trzymając kurczowo ramię od swojej torby. Widząc, że chłopak zgadza się na jej propozycje, ruszyła przed siebie, nie czekając nawet na niego. Szybko jednak do niej doszedł, dotrzymując kroku. 
Kiedy usiedli na ławce przy samej fontannie, która o dziwo działała, od razu zwróciła się do ciemnowłosego, z nadzieją, że powie to, co chcę i zostawi ją w spokoju. 
-Miałem cię pilnować. – zaczął. – Kiedy Luke przyleciał do Kansas City miałem cię pilnować, żebyś poza tym co miałaś od samego początku zrobić, nie wpadła w kłopoty. Miałem być takim otrząśnięciem się dla ciebie, ale widocznie coś mi nie wyszło. Powiodło ci się, ale jednocześnie zawiodłaś. Tak samo jak ja. Nie możesz tutaj dłużej zostać Layla.