poniedziałek, 29 września 2014

Rozdział 5


Przez głośniki wydobywały się kolejne dźwięki znanej klubowej piosenki Turn Down For What, DJ Snake’a i Lil Jona. Luke kosztował już piątą kolejkę czystej, której tak naprawdę nie powinien pić, gdyż w Stanach Zjednoczonych było to zabronione. Jednak szczęście chciało, że barmanka obsługująca go została przez niego oczarowana i nawet nie sprawdziła mu dowodu. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że kobieta należała do osób, nie interesujących się płcią przeciwną. Ku zdziwieniu kilku stałych klientów, będących świadkami flirtowania osiemnastolatka, nie stawiała oporu przed nalaniem kolejnego kieliszka. Blondyn był już nieco wstawiony, ale nadal starał się być na bieżąco ze wszystkim co się wokół niego dzieje.
-Jestem pod wrażeniem. – skwitował ktoś siedzący obok Hemmingsa. Kiedy ten zorientował się, że słowa podziwu były skierowane do niego, odwrócił głowę. Jego wzrok powędrował na ciemnowłosego chłopaka o głęboko brązowych oczach. Włosy miał zmierzwione i postawione na wszystkie możliwe strony, a z jego twarzy nie schodził uśmiech, który wydawał się być kpiący. W dłoni trzymał kufel piwa, co jakiś czas popijając z niego napój. – Nina nigdy nie dała się nabrać na moje słowa. Dopóki nie skończyłem 21-roku życia nie dała mi alkoholu. – dodał, wykrzywiając  usta, wyrażając niemały zachwyt.
-Skąd ta pewność, że nie mam 21 lat? – zapytał, podwijając rękawy koszuli do góry. Chłopak wywrócił oczami, a Luke był pewny, że jednocześnie prychnął, jednak nie dane mu było to usłyszeć przez muzykę.
-Poza wzrostem nic nie wskazuje na to, żebyś był starszy niż 19 lat, ale jak wszyscy dobrze wiemy, niektórzy 15-latkowie też osiągają takie rozmiary, więc jakby nie patrzeć niczym nie przypominasz osoby, która może już legalnie spożywać alkohol. – stwierdził. – Ale jak już mówiłem. Jestem pod wrażeniem, zwłaszcza, że ona nie gustuje w mężczyznach. Jestem Jake. – przedstawił się, wyciągając w stronę niebieskookiego dłoń.
-A ja Luke. – odpowiedział, odwzajemniając gest.

*

Równo w południe  zabrzmiały kościelne dzwony. Chwilę później ze świątyni zaczęli wychodzić pierwsi ludzie, którzy wypełnili już swój niedzielny obowiązek. Na twarzach u wszystkich były uśmiechy. Jednak nie można niestety powiedzieć, że były one spowodowane obecnością w kościele, a tym, że reszta dnia jest wolna i nie muszą się przejmować pracą, ani niczym innym.
Wyjątkiem była Layla, która co tydzień spędzała godzinę w tym budynku, tylko i ze względu na to, że miała taką potrzebę. Należała do niesamowicie religijnych osób, na którą wyrosła. Nie wyobrażała sobie niedzielnego dnia bez Mszy Świętej.
Poprawiła czarną torebkę na prawym ramieniu, aby nie spadła jej, a następnie założyła okulary przeciwsłoneczne, gdyż ku zdziwieniu wszystkim mieszkańców Kansas City, zapowiadało się na kolejny chłodny szary dzień. Była dopiero połowa września, a wydawałoby się jakby zima miała się zacząć lada chwila. Nie można było sobie pozwolić na założenie przewiewnych ubrań. Południe należało jednak do najcieplejszych w ostatnim czasie, co zachęciło nastolatkę do ubrania zwykłej białej sukienki z krótkim rękawkiem, zarzucając na to tylko cienki sweterek.
Do domu miała dwadzieścia minut spacerem przez park. Postanowiła się nie spieszyć, gdyż nie miała żadnych obowiązków, a tak pięknym dniem należy się nacieszyć. Kupiła waniliowe lody od mężczyzny, który sprzedawał je z budki przy wejściu do ogrodu spacerowego, a następnie usiadła na jednej z ławeczek niedaleko fontanny. Przyglądała się trójce mały dzieci, bawiących się w niej. Zazdrościła im tej pogody ducha. Mijając ludzi na ulicach miasta, widzi u nich jedynie podenerwowanie, smutek oraz zatroskanie. Nie potrafili się już oni cieszyć każdym dniem, który dany im jest od Boga przeżyć. Każda doba to tylko kolejny termin, do którego powinni się byli przygotować, lub w którym mieli coś zrobić. Brak było u nich spontaniczności, czego właśnie nie brakowało tym młodym pociechom, latającym po całym parku, śmiejąc się w niebogłosy.
-Layla? – usłyszała czyjś głos zza siebie. Odwróciła się, a jej wzrok spoczął na Mattcie, który stał za oparciem ławki, spoglądając z lekkim uśmiechem na osiemnastolatkę. Dziewczyna niemal automatycznie odwzajemniła gest, wskazując przy tym ręką na wolne miejsce obok siebie. Chłopak skinął głową, przystając na jej niewerbalną propozycję i siadając po jej lewej stronie. W ręce trzymał siatkę z zakupami. Odłożył ją na ziemie, nie spuszczając oczu z niebieskookiej. – Co tutaj robisz? – zapytał, poprawiając nieco podwinięty do góry biały podkoszulek.
-Idąc z kościoła postanowiła tutaj chwilę posiedzieć. Jest taka przyjemna pogoda, że grzech by było tego nie wykorzystać. – odpowiedziała typowym dla siebie melodyjnym głosem, po którym dało się zorientować w jakim nastroju jest nastolatka. Nie zdarzało się często, żeby jej ton był inny, niemniej jednak zdarzały się i takie chwile.
-Ja musiałem zrobić zakupy, bo jeść na okrągło płatki z mlekiem stało się już męczące. – zażartował, wywołując u swojej towarzyszki cichy chichot. – Jeszcze raz chciałbym ci podziękować za pomoc z tym szkicem. Dzięki tobie jestem pewny, że zaliczę to zadanie.
-Nie ma sprawy. Cała przyjemność po mojej stronie. Jeśli będziesz potrzebował czegoś ode mnie to śmiało. – zachęciła go, przeczesując ręką włosy. Miała problemy ze zrozumieniem chłopaka, gdyż jest on w połowie Polakiem i spędził w swoim rodzinnym kraju ostatni rok, przez co jego sposób mówienia różnił się od innych ludzi. Musiała sobie więc radzić z urywkami, które słyszała oraz które zrozumiała, patrząc na jego wargi.
-Tak właściwie to miałbym jeszcze jedną prośbę. Potrzebuję opinii na temat moich prac. Poprosiłbym kogoś innego, ale nie mam wielu znajomych, którzy znają się w takim stopniu na sztuce. – stwierdził, masując się po karku, tym samym patrząc w swoje buty, co dodatkowo sprawiło kłopoty Layli w odczytaniu jego słów. Dwudziestolatek, widząc to, od razu się poprawił i powtórzył, co powiedział wcześniej. Często zapominał o chorobie dziewczyny i nie zwracał uwagi na sposób przekazu wiadomości. Od zawsze osoba chora kojarzyła mu się z jakimiś fizycznymi ograniczeniami, które widać na pierwszy rzut oka, dlatego też nie traktował niebieskookiej jako jedną z nich.
-Chętnie wypowiem się na temat twoich prac, chociaż jestem przekonana, że są fantastyczne. Jeszcze nie zdarzyło mi się widzieć czegoś złego w twoim wykonaniu.
-Bo nie miałaś okazji zobaczyć ich przed udoskonaleniem, ale dziękuję. To wiele dla mnie znaczy. – powiedział, wstając z ławki, a następnie kłaniając się nisko, co wywołało kolejny chichot u nastolatki. Wyciągnął w jej stronę rękę, chcąc zaprowadzić ją do swojego mieszkania teraz, aby nie tracić czasu. Będzie miał później okazje je poprawić, gdyby okazało się coś nie tak. Obydwoje ruszyli w stronę wyjścia z parku. W pewnym momencie Layla poczuła wibracje telefonu. Zatrzymała się gwałtownie, a jej serca zaczęło mocniej bić. Miała tak za każdym razem od wczorajszego sms od tajemniczego chłopaka z kawiarni. Bała się, że sytuacja się powtórzy, a wtedy to już na pewno będzie przekonana, że jego pojawienie się w jej miejscu pracy, nie było przypadkiem, a zaplanowanym wydarzeniem. Przeczytawszy wiadomość przychodzącą, niemal nie wypuściła komórki. Zaczęła oddychać szybko, starając się przetworzyć czego właśnie się dowiedziała. Przeprosiła Matta, mówiąc, że musi coś załatwić i odezwie się do niego później, a następnie pobiegła w stronę domu, jakby się paliło.

Od autorki:

Tak, wiem, że jest krótki i nudny, ale szczerze, trudno mi się teraz cokolwiek pisze. Postaram się, żeby kolejny był już lepszy i spełniający wasze oczekiwania. Przepraszam, że pojawił się on z tygodniowym opóźnieniem, ale nie miałam w ogóle czasu, co jest spowodowane przede wszystkim przez szkołę.

Chciałabym wam również wytłumaczyć, dlaczego wtrącam w to opowiadanie religijne momenty. Nie są one tutaj przypadkowe. Stanowią bardzo ważną część tej historii. Jeśli jesteście jakiegokolwiek innego wyznanie niż chrześcijanizm to przymknijcie na to oko po prostu. Te fragmenty nie mają za zadanie narzucenie wam czegoś. 

Kolejny rozdział najprawdopodobniej za tydzień o tej samej porze. Jeśli coś się zmieni, na pewno będzie to uwzględnione po lewej stronie w zakładce - Aktualności.

Do następnego. Życzę miłego i udanego tygodnia!

poniedziałek, 15 września 2014

Rozdział 4



Naciągnęła na swoje małe dłonie rękawy kurtki, czując zimny wiatr na całym ciele. Włosy, które były nieuczesane, zostały rozwiane na wszystkie strony, przez co dziewczyna przerwała kontakt wzrokowy z osobą przed nią, który i tak trwał już zbyt długo. Potrząsnęła głową, uzyskując ponownie szansę na przyglądnięcie się chłopakowi. Był ubrany w czarne jeansy z dziurami na kolanach, szarą bluzę, oraz miał na to narzucony granatowy bezrękawnik. Na głowie miał czapkę, spod której wystawały tylko pojedyncze kosmyki ciemno brązowych włosów, zachodzących na czoło. Oczy miał lekko przymrużone, jednak w dalszym ciągu było doskonale widać ich kolor, przypominający czekoladę. Wpatrywał się w nastolatkę z zatroskaniem.
                Osiemnastolatka otworzyła usta, chcąc coś powiedzieć, lecz wydobył się z nich jedynie cichy jęk. Zachłysnęła się zimnym powietrzem, przez co od razu zrezygnowała z odezwania się. Zamiast tego skinęła lekko głową, odpowiadając mu na pytanie, czy wszystko w porządku, chociaż sama w to nie wierzyła. Nadal była roztrzęsiona tym co się stało przed kawiarnią. Po raz pierwszy znalazła się w takiej sytuacji, która przestraszyła ją nie na żarty. Nie ufała ludziom na tyle, żeby poznawać im na takie rzeczy, a już na pewno nie spodziewała się, że mógłby tak postąpić ktoś, kogo imienia nawet nie znała.
                Spuściła wzrok i szybko wyminęła chłopaka, kierując się w stronę przystanku, z którego za kilka minut ma odjechać jej autobus. Starała się nie odwracać. Czuła się głupio, że przez nieuwagę wpadła na kogoś i wpatrywała się w niego tak otwarcie. Pomimo tego, że nastolatek nie pokazał tego po sobie, spodziewała się, że czuł się niekomfortowo.
                Kiedy dotarła na miejsce, usiadła na pustej ławeczce, kładąc torbę na kolanach. Otworzyła ją i wyciągnęła telefon, sprawdzając godzinę. Było już dziesięć minut po 11 wieczorem, co oznaczało, że za chwilę pojawi się pojazd, którym pojedzie do domu. Wrzuciła urządzenie do kieszeni, rozglądając się po okolicy. Zauważyła jakąś postać idącą chodnikiem, w jej stronę, na co jej serce zaczęło bić jeszcze mocniej, niż wcześniej. Miała nadzieję, że to nie jest osoba, która tak ją przestraszyła kilkanaście minut temu.
                Gdy postać weszła w strugę światła, które dawała jedna z latarni, dziewczyna odetchnęła z ulgą, a jednocześnie zmarszczyła lekko czoło, widząc tajemniczego brązowookiego chłopaka, którego potrąciła. Kiedy zauważył, że mu się przygląda ze zdziwieniem, posłał jej uśmiech. Podszedł bliżej nastolatki, a następnie usiadł obok niej.
-Spokojnie. Nie śledzę cię. – odpowiedział na pytanie Layli, które pojawiło się w jej myślach sekundę temu. Schował ręce do kieszeni bezrękawnika, spoglądając kątek oka na niebieskooką. – Jedziesz autobusem 102? – zapytał, na co dziewczyna skinęła twierdząco głową. – Ja też. Przeprowadziłem się tutaj na miesiąc z przyjaciółmi i dzisiaj jest nasz pierwszy dzień. Chciałem się trochę przejść po centrum. Zobaczyć, jak wygląda. – zaczął opowiadać, wpatrując się w nią z zaciekawieniem. – Tak w ogóle to jestem Calum. – dodał, uśmiechając się szeroko.
-Layla. – szepnęła dziewczyna tak cicho, że chłopak, będąc obok niej, miał problem ze zrozumieniem jej słów.
-Ładne imię. – skwitował. – Mam nadzieję, że nic ci się nie stało wcześniej. – osiemnastolatka pokręciła przecząco głową. Zaskoczyła ją otwartość i bezpośredniość szatyna, jednak w pozytywny sposób. Starał się z nią nawiązać zwykłą rozmowę, jakby wiedział, że się czymś martwi i próbował odciągnąć jej myśli od tego. Nie powiedział jej tego jednak wprost. Nastolatka szybko poczuła się pewnie w jego towarzystwie i przez całą drogę rozmawiali o Kansas City. Powiedziała mu, gdzie warto się wybrać oraz co zobaczyć. Opowiedziała o tym, że pracuje w Heaven Cafe, zapraszając go do wstąpienia w któryś dzień. Po raz pierwszy tak szybko zaprzyjaźniła się z kimś, w co nie mogła uwierzyć. Nie należała do osób, które z taką łatwością potrafią nawiązać nowe znajomości, jednak Calum zdecydowanie tak. Pomimo zmęczenia po całym dniu, nie chciała kończyć rozmowy z chłopakiem, co niestety musiało się zdarzyć, gdyż dziewczyna wysiadała przystanek wcześniej od niego. Pożegnała się z nim niechętnie, a następnie wyszła z autobusu, przez całą drogę do domu, uśmiechając się szeroko.

*

                Rzucił się na łóżko, padając ze zmęczenia na twarz. Całe południe i wieczór zwiedzał Kansas City, więc jedyne o czym teraz marzył, to pójście spać. Dochodziła już pierwsza w nocy, co oznaczało, że wszyscy domownicy już śpią, włącznie z Ashtonem, z którym przypadło mu dzielić przez najbliższy miesiąc sypialnie. Jako jedyny z przyjaciół zdecydował się wyjść z domu, gdyż reszta była zbyt zmęczona, aby cokolwiek robić. Jednak domyślał się, że skoro teraz nastolatkowie śpią, to odkąd przyjechali, musieli oglądać telewizję lub przeglądać strony internetowe.
                Zdecydował, że wykąpie się dopiero rano, ponieważ nie miał na to kompletnie sił w tej chwili. Podniósł się do pozycji siedzącej, ściągając koszulkę, a następnie zsunął z siebie spodnie, przykrywając się świeżo wypraną, pachnącą kołdrą. Pomimo całkowitego wyczerpania, zaliczał ten dzień do ciekawych. Zobaczył, że wcale nie jest tutaj tak nudno, jak się wydawało Hemmingsowi. W samym centrum znajdowały się cztery dosyć duże kluby, o których jednak nie miał zamiaru wspominać przyjacielowi. Były tam również bary, restauracje oraz małe kawiarenki, a dla osób aktywnych – basen, korty tenisowe, studio tańca i sala sportowa, gdzie można pograć w różnego rodzaju gry zespołowe. Najlepszym punktem jednak było poznanie uroczej i miłej Layli. Była ona pierwszą osobą, którą poznał w Kansas City, a zdołała na nim wywrzeć spore wrażenie. Kiedy ją tylko zobaczył, widział na jej twarzy strach i domyślił się, że nie bez powodu dziewczyna tak szybko odeszła od niego w stronę przystanku autobusowego. Nie chciał za nią iść, aby nie przerazić jej jeszcze bardziej, ale los chciał, że musiał wracać do domu, a ostatni autobus jaki kursował tego dnia, odjeżdżał  po jedenastej wieczorem. Nie żałował tego jednak, gdyż pomimo widocznej niepewności co do jego osoby, dziewczyna zaczęła z nim rozmawiać. Ona sama powiedziała mu o kilku wartych zobaczenia miejscach. Ale większą część konserwacji poświęcili na swoje zainteresowania. Nastolatka opowiedziała mu o zafascynowaniu rysunkiem, natomiast on pochwalił się zespołem, który założy wraz ze swoimi przyjaciółmi. Jedyne co pominął, to nazwę zespołu oraz fakt, że są znani na całym świecie. Rzadko zdarzało się, aby ktoś go nie rozpoznał jako basistę 5 Seconds of Summer, dlatego też postanowił to wykorzystać. Ku jego uldze Layla nie dopytywała się za bardzo o szczegóły. Interesowała się przede wszystkim rodzajem granej muzyki i ulubionymi zespołami chłopaka. Obydwoje uwielbiali Sleeping With Sirens, co ucieszyło Caluma, jak małe dziecko prezent pod choinkę. Do tej pory nie spotkał tak zagorzałego fana ich piosenek, a nikt z jego przyjaciół nie przepadał w tak dużym stopniu za tą grupą, jak on sam.
                Wpatrywał się z szerokim uśmiechem w całkowicie ciemny sufit, a przypominając sobie powrót do domu, zdawał się on być jeszcze większy. Zdecydowanie był szczęśliwy, że nie został w domu.

*

                  Sobotni poranek należał do najprzyjemniejszych dla Layli, gdyż mogła dłużej pospać oraz nie musiała się spieszyć, aby zdążyć na uczelnie. Jedynym obowiązkiem jaki miała dzisiejszego ranka, było posprzątanie mieszkania. Nie należało ono do dużych – zawierało tylko jeden pokój, kuchnie połączoną z salonem i łazienkę – więc nie stanowiło to problemów.
                    Kwadrans po ósmej wstała z łóżka, postanawiając, że szkoda marnować ciepłego dnia. Wyciągnęła z szafy długie czarne legginsy wraz z białą bluzką z krótkim rękawem. Wzięła szybki prysznic, a następnie zrobiła sobie na śniadanie tosty. Podczas konsumowania posiłku, oglądała serial, który niedawno wyszukała – Magię kłamstwa. Znalazł się on na liście jej ulubionych, gdyż pokazywał dużo szczegółowych odruchów u ludzi, których nie byli świadomi. Od tego czasu dziewczyna zaczęła uważniej przypatrywać się twarzom, próbując ustalić nastoje, w jakich były osoby mijające ją.
            Kończąc sprzątanie mieszkania, dziewczyna zauważyła, że przyszła jej na komórkę wiadomość. Otworzyła ją, zastanawiając się, kto mógł do niej napisać. Był to numer nieznany.

Uciekłaś mi wczoraj. Nie ładnie tak.

                Przeczytawszy to, po plecach niebieskookiej przeszedł nieprzyjemny dreszcz. Domyślała się, kto mógł wysłać jej takiego smsa, a myśl o tym wcale nie należała do najlepszych. Od razy przypomniała sobie wczorajsze zajście sprzed kawiarni oraz chłopaka, który przywoływał u niej taki strach. Pomimo że wiedziała, że każda normalna osoba, nie rozpamiętywała tego tak bardzo oraz nie odczuwała by strachu, to ona nie umiała postępować inaczej. Po raz pierwszy była ofiarą takiego bezczelnego i niepohamowanego zachowania jakiegokolwiek mężczyzny. Dodatkowo nie wiedziała skąd może mieć on jej numer, co sprawiało, że czuła się zagrożona, jakkolwiek głupio to brzmi. Odłożyła telefon na blat stolika i starała się uspokoić swoje już i tak mocno bijące serce.

*

              -To co dzisiaj robimy? – odezwał się Michael z buzią pełną płatków z mlekiem. Wraz z Ashtonem i Dianą siedzieli w kuchni, jedząc śniadanie. Starali się zapoznać z nastolatką, co nie należało do najprostszych rzeczy, gdyż blondynka była osobą roztrzepaną. Uzyskali również wrażenie, że dziewczyna, aż nad wyraz cieszy się ich przyjazdem do Kansas City i ma trudności z nawiązaniem z nimi jakiejkolwiek dłuższej rozmowy.
-Może chcecie się wybrać na kręgle? – zaproponowała siedemnastolatka, spoglądając na gwiazdorów z uśmiechem na twarzy. – Mamy nową kręgielnie w centrum handlowym. Jeszcze tam nie byłam, więc to jest doskonała okazja, żeby w końcu tam zawitać. – powiedziała tak szybko, że chłopcy ledwo zrozumieli jej słowa. Obydwoje przytaknęli na znak zgody, oczekując teraz aż pozostała dwójka się w końcu obudzi i będą mogli wyjść.
             Luke nie chciał wybrać się nigdzie z przyjaciółmi, dlatego też wstał dopiero po południu. W domu nikogo nie było, co ponoć nie stanowiło ponoć niczego nowego, gdyż Igor Lachowski jako dyrektor dużej firmy, siedział większość czasu w pracy, a wracał tylko na noc.
         Kiedy jednak dochodziła 20:00, postanowił, że nie będzie czekał na zjawienie się nastolatków, tylko wyjdzie do jakiegoś klubu, o którym usłyszał, gdy przebudził się rano na chwilę i usłyszał rozmowę Caluma z Dianą na temat owego miejsca. Nie ukrywał, że zaskoczył go fakt, że są tutaj jakieś imprezy, jednak nie narzekał. Tego mu najbardziej brakowało i tego najbardziej potrzebował – pokazać mamie, że wyjazd nic nie zmieni. Nie przejmował się konsekwencjami jakie przyniesie jego wyjście. Miał w głębokim poważaniu słowa swoich przyjaciół i rodziców.
                  Po godzinie dotarł do celu swojej podróży. Stał przed dość sporym budynkiem nad wejściem którego wisiał neonowy napis Paradise. Głośną muzykę było słychać aż tutaj, gdzie stał. Na twarz od razu wkradł mu się uśmieszek, przypominając sobie o tym, czego ponoć miał przez ten miesiąc zostać pozbawiony. Wyobraził sobie złość wszystkich, gdy się dowiedzą o jego wypadzie, co spotęgowało zachwycenie jakie go ogarnęło.
                Podszedł do ochroniarza, ukazując mu dowód, a za pozwoleniem przekroczył próg klubu, wchodząc w zupełnie inny, piękniejszy świat.


Od autorki:


Dzisiaj trochę krótszy. Pisałam go na szybko, żeby jednak was nie zawieść i wywiązać się z zadania. Nie jest on najgorszy, ale wiem, że gdybym miała więcej czasy, byłby lepszy. Niestety w tym tygodniu go nie mam zbyt dużo. Nie sprawdzałam pisowni, więc jeśli pojawiły się jakieś błędy to przepraszam. Dziękuję wam za ponad 2000 wejść. Jesteście najlepsi. Mam nadzieję, że opowiadanie będzie zdobywać coraz więcej czytelników. Mówcie o nim wszystkim, którzy lubią czytać fanfiction. Od razu mówię, że nie wzoruje się na Cieniu (bo pewnie ktoś tak pomyśli po tym rozdziale). Wątek z smsem służy zupełnie innemu rozwinięciu się akcji niż w opowiadaniu Pepe. To wszystko. Do następnego!

poniedziałek, 8 września 2014

Rozdział 3



Założył na siebie granatową bluzę z kapturem, rozglądając się po swoim pokoju. Po raz pierwszy od kilku tygodni po podłodze nie były rozrzucone ubrania, gdyż wszystkie znajdowały się w tej chwili w walizce. Westchnął cicho, w dalszym ciągu nie potrafiąc zrozumieć, czemu wszyscy zmuszają go do wyjazdu do Stanów. Nie miałby nic przeciwko, gdyby to jeszcze było jakieś duże miasto, jak na przykład Los Angeles, czy Nowy Jork. Jednak to było zwykłe, nudne Kansas City, gdzie nie było co robić.
                Słysząc wołanie z dołu, zabrał swoją komórkę z komody, a następnie wyszedł, ciągnąc ze sobą bagaż. Zszedł po schodach z grymasem na twarzy, modląc się, aby jego rodzice zmienili zdanie. Niestety, kiedy znalazł się w przedpokoju widział podekscytowanie na twarzach zarówno swoich przyjaciół jak i ich rodzicielek. Nie zapowiadało się na to, żeby udało mu się wywinąć z tej niepotrzebnej podróży. Nastolatek zastanawiał się również nad tym, czy by nie obiecać poprawy w zamian za zostanie w Sydney, ale po chwili sam skarcił się za to, gdyż jego mama nigdy nie uwierzy w jego słowa, biorąc pod uwagę, że Luke nie dostrzegał w sobie żadnej zmiany, poza brakiem chęci do większości rzeczy.
-Masz wszystko? – usłyszał dźwięczny głos Liz, która jeszcze chwilę temu dyskutowała o czymś z rodzicielką Caluma. Na jej pytanie, blondyn pokiwał twierdząco głową, nie próbując się odzywać, bo pogorszyło by to tylko jego sytuacje. Chciał, żeby ten miesiąc już minął. Wolał całe dni spędzać w studiu nagraniowym, niż na jakimś zadupiu, które nawet nie ma plaży. – No to czas ruszać. – zawołała, zabierając klucze od samochodu. – Chłopcy pożegnajcie się tutaj, bo ja was tylko pojadę zawieść. – oznajmiła, a na jej słowa, przyjaciele odłożyli wszystko i przytulili swoje rodzicielki. Luke, widząc to, wywrócił oczami. Nie rozumiał, jak mogli się oni cieszyć na to wszystko i jeszcze dziękowali. Ostatnia rzecz, którą on zrobi, to będzie wdzięczny Liz za tą wyprawę. W dalszym ciągu nie wiedział jak to miało sprawić, że się zmieni, skoro nikt go nie będzie tam pilnował, a szczerze wątpił, żeby któremuś z nastolatków chciało się chodzić za nim krok w krok.
             -Trzymajcie się. Miłego odpoczynku wam życzę. – powiedziała kobieta, żegnając się ze wszystkimi. Kiedy podeszła do swojego syna, posłała mu troskliwy uśmiech. Położyła dłoń na jego ramieniu, a następnie przyciągnęła do siebie i przytuliła. Blondyn jednak, w dalszym ciągu wściekły na mamę, nie odwzajemnił gestu. Wywrócił oczami, czekając aż się od niego odklei.  – Pamiętaj dlaczego to robimy. – szepnęła mu do ucha, a następnie puściła. Osiemnastolatek zabrał swój plecak i ruszył w stronę wejścia do samolotu, a za nim trójka przyjaciół, do których również miał uraz.

*

                Szybkim ruchem spięła swoje długie kasztanowe włosy w wysokiego kucyka i zawiązała wokół bioder granatowy fartuszek, w którym pracowała w Heaven House. Przeglądnęła się w lustrze, poprawiając lekko rozmazany tusz do rzęs. Wyglądała przeciętnie. Miała duże, niebieskie oczy, które w świetle dziennym przybierały odcienie zieleni, mały, lekko zadarty nos i pełne malinowe usta. Nie narzekała na swój wygląd. W prawdzie nawet nie przywiązywała do niego dużej wagi.
 Zabrała z szafki na zapleczu mały notesik i długopis, wsadzając je do tylnej kieszeni startych jeansów, a następnie stanęła przy ladzie, przyglądając się klientom z uśmiechem na twarzy.
              Nie było dużego ruchu. W pomieszczeniu znajdowały się zaledwie trzy osoby, ale to ze względu na wczesną porę. Na zegarku wybiła dopiero 9, więc większość albo jeszcze spała, albo pracowała. Layla nie chodziła na żadne zajęcia w czwartki, więc była tutaj od rana, a po 14:00 miała wolne. Planowała dzisiaj wybrać się na małe zakupy, gdyż w lodówce świeciło pustkami.
                Zauważając, że nie zapowiada się na to, żeby miała kogo obsługiwać w najbliższym czasie, postanowiła powycierać i poodkładać na miejsce szklanki. Chwyciła szmatkę przewieszoną przez oparcie krzesła, które stało na zapleczu, a następnie zaczęła  przecierać naczynia.
               Należała do osób, które nie potrafią przebywać w bałaganie, a kiedy widzą, że coś jest nie tak, to od razu musze to poprawić. Miała lekką obsesję na punkcie sprzątania, dlatego też szybko odnalazła się w pracy, gdzie musi myć, wycierać oraz zamiatać. Większość uważałaby to za karę, ale Layli w pełni spełniało to oczekiwania. Nie narzekała.
           Usłyszała ciche skrzypnięcie drzwi. Podniosła głowę i spojrzała w stronę wejścia, gdzie stał wysoki chłopak z ciemno brązowymi włosami rozwianymi na wszystkie strony przez wiatr. Rozglądnął się po pomieszczeniu, a kiedy jego wzrok spoczął na nastolatce, uśmiechnął się lekko i podszedł do lady, przy której stała. Usiadł na jednym z wysokich krzeseł, opierając dłonie delikatnie o kolana.
-Witamy w Heaven House. W czym mogę pomóc? – zapytała się uprzejmie, odkładając już nieco brudną ścierkę na bok. Przejechała rękami po fartuchu, aby je osuszyć, cały czas obserwując bruneta.
-Jesteś Layla, prawda? – odezwał się, zauważając tabliczkę z jej imieniem, przypiętą do koszulki. Jego głos był niski i pewny siebie. Sprawił, że po plecach dziewczyny przeszły dreszcze, jednak zignorowała to i skinęła twierdząco głową. Uniosła brew ku górze, dając mu do zrozumienia, że nie rozumie dlaczego się pyta. – Tak tylko się upewniałem. – powiedział, puszczając jej oczko. – Co proponujesz? – nachylił się nad ladą, odgarniając kosmyk włosów z jej twarzy. Spowodowało to przyspieszenie oddechu niebieskookiej, jednak on zdawał się tego nie zauważyć. Uśmiech z jej twarzy zniknął, a pojawiło się lekkie rozdrażnienie. Z  jednej strony wystraszyła się tak śmiałych ruchów chłopaka, a z drugiej wiedziała, że należy on do flirciarzy, więc nie powinna być zdziwiona takim zachowaniem.
-Wszystko co dostępne w karcie. – odpowiedziała, starając się uspokoić bicie serca. Nie była przyzwyczajona, że takie osoby znajdują się w jej otoczeniu, a co dopiero, żeby próbowali ją kokietować.
-Jeśli znajdujesz się na niej, to poproszę. – oświadczył, uśmiechając się szeroko. Przeczesał ręką swoje włosy, powodując, że były w jeszcze większym nieładzie niż kiedy tu wszedł. Jednak w dalszym ciągu wyglądał pociągająco i gdyby nie jego denerwujące teksty, wydawał by się idealny.
-Niestety tego nie ma. – odparła, starając się nie patrzeć w jego piękne brązowe oczy. – Mogę zaproponować karmelową kawę na zimno. – dodała pierwsze co przyszło jej do głowy. Chciała już iść zająć się jego zamówieniem, a nie tkwić w tej niezręcznej dla niej sytuacji. Nie odnajdywała się w takich zdarzeniach, ale nigdy nie musiała. Aż do tej pory. Nie należała też do osób niemiłych, które potrafią powiedzieć coś, co sprawi, że chłopak przestanie się tak zachowywać w stosunku do niej.
-No trudno. Może następnym razem. – mruknął, po raz kolejny puszczając jej oczko. – W takim razie poproszę to co zaproponowałaś. – osiemnastolatka skinęła, odwracając się na pięcie, a następnie wyszła na zaplecze. Odetchnęła z ulgą kiedy zobaczyła, że szefowa siedzi na jednym z krzeseł, gotowa do pracy. Layla jednak zapewniła kobietę, że sama zajmie się tym zamówieniem, aby nie musieć zbyt szybko wracać do klientów.
              Po dziesięciu minutach, kiedy kawa była zrobiona, podała ją chłopakowi, a widząc, że przybyło kilka osób, uśmiechnęła się lekko, wyciągając notes i długopis i ruszyła w ich stronę, mając nadzieję, że zanim skończy ich obsługiwać, brunet zniknie. Miała szczęście, gdy po wypiciu i zapłaceniu za napój, brązowooki opuścił kawiarnie.
           Równo o 14:00 do pracy przyszła Diana jak zwykle rozpromieniona, co według Layli było urocze. Siedemnastolatka cieszyła się dosłownie ze wszystkiego. Nawet jeśli coś się stało, to zawsze starała się znaleźć powód do uśmiechu. Była za to godna podziwu, gdyż mało kto ma takie podejście do życia co ona. Kiedy tylko zobaczyła niebieskooką, posłała jej szczery uśmiech, a następnie podeszła do niej i mocno przytuliła. Blondynka była znacznie niższa od osiemnastolatki, więc musiała stanąć na palcach, jednak nie zwracała na to uwagi.
-Nie uwierzysz co się stało! – zawołała, kiedy tylko obydwie wyszły na zaplecze. Podczas gdy Diana ubierała fartuszek, Layla ściągała swój. Zazwyczaj pracowały na tą samą godzinę. Czwartki stanowiły wyjątek. – Pamiętasz ja puszczałam ci jakiś czas temu kilka piosenek takiego jednego zespołu? – zapytała. Dziewczyna skinęła twierdząco głową. Doskonale to pamiętała, gdyż piosenki bardzo się jej spodobały. – No więc okazało się, że mój tata jest kolegą mamy jednego z chłopców z tego zespołu. Przylatują tutaj na cały miesiąc i będą mieszkać u mnie w domu! – pisnęła, podskakując delikatnie. Była tak podekscytowana, że osiemnastolatka zastanawiała się, czy aby na pewno da radę pracować do wieczora. – Nie jestem ich jakąś wielką fanką, ale sam fakt, że to gwiazdorzy to już coś. – dodała, starając się opanować emocje. Była lekko czerwona na twarzy, więc kiedy to zobaczyła w lustrze, zaczęła machać dłońmi, aby dopuścić do siebie trochę powietrza.
-Tylko nie wariuj tak jak ich poznasz. – zaśmiała się Layla, przerzucając przez ramię swoją torbę. – Przepraszam, ale muszę iść. Mam jeszcze zakupy do zrobienia. Pogadamy jutro. Na razie! – powiedziała, machając koleżance, a następnie wyszła z kawiarni, idąc w stronę marketu.


*

                Wyciągnął z uszu słuchawki, przez które już czwartą godzinę leciała muzyka. Był zmęczony podróżą, a zdawał sobie sprawę, że ma jeszcze przed sobą całe 12 godzin lotu i dwie godziny czekania przy przesiadce. Kolejny minus tego wyjazdu. Nie ma bezpośredniego samolotu do tego miasta. Reszta uważała to za okazję do rozprostowania nóg, jednak dla niego to tylko następna rzecz, na którą może narzekać.
                Przetarł zaspane oczy, spoglądając na przyjaciół. Spodziewał się, że będą spali, ale okazało się, że grali w pokera, aby zabić czas. Kiedy Calum zauważył, że blondyn nie słuchał już muzyki, przyglądał się ich grze, posłał mu lekki uśmiech, którego osiemnastolatek nie odwzajemnił, a jedynie wywrócił oczami.
-Długo masz zamiar się na nas złościć? – odezwał się Michael, zauważając zachowanie Luke’a. Przeczesał ręką swoje zielone włosy, a następnie odłożył karty na bok. – Wiesz dlaczego to zrobiliśmy.
-Żeby mnie wkurzyć. Wiem. – prychnął, przygryzając dolną wargę. Nie miał ochoty na kłótnie z nimi, a widząc po ich minach – oni również. Cała trójka wróciła do poprzedniego zajęcia, urywając temat Kansas, natomiast Hemmings rozsiadł się wygodnie w fotelu i zaczął przeglądać zdjęcia w swoim telefonie.
                -Luke obudź się. – usłyszał czyjś głos. Ziewnął przeciągle, podnosząc głowę. Nad nim nachylał się Ashton, uśmiechając się wesoło. Widząc, że jego najmłodszy przyjaciel już nie śpi, wyprostował się, naciągając swoją białą koszulkę. Zabrał ze swojego siedzenia czarną, zapinaną bluzę i narzucił na siebie. – Jesteśmy już na miejscu. – oznajmił blondyn, zakładając na ramię plecak. Kiwnął głową na osiemnastolatka, dając mu do zrozumienia, że ma się szybko zebrać. Ten wywrócił oczami, ale zrobił to, czego oczekiwał od niego dwudziestolatek. Gdy cała czwórka była już gotowa, wyszli z samolotu, żegnając się ze stewardesą, stojącą przy wyjściu. Znajdując się już na lotnisku, zabrali swoje bagaże, starając się nie rzucać w oczy. Nie chcieli zostać rozpoznani, ponieważ szybko by się nie wydostali z budynku.
-Chłopcy! Nareszcie! – zawołał wysoki, ciemnowłosy mężczyzna ubrany w szary garnitur. Szedł w ich stronę z uśmiechem na twarzy, który ukazywał zmarszczki na jego czole. Sądząc po opisie Karen, był to Igor Lachowski, u którego w domu mieli się zatrzymać na ten miesiąc. Gdy stanął już przed nimi, przywitał się z każdym po kolei, a następnie wszyscy ruszyli do jego samochodu. – Długa podróż, prawda? – zapytał, próbując nawiązać rozmowę, podczas jazdy. Spojrzał na Caluma, który usiadł obok niego na miejscu pasażera. Ten tylko kiwnął głową, ziewając. Był zmęczony całym lotem, tak jak pozostali. Marzył tylko, aby pójść spać. – Musicie jeszcze wytrzymać pół godziny, a jak przyjedziemy to spokojnie będziecie mogli odpocząć. – dodał.
-Ma pan dzieci? – odezwał się Ashton, dochodząc do wniosku, że jest to trochę niemiłe, aby nie porozmawiać chwilę z osobą, którą pozwoliła im zostać u siebie i to jeszcze na tak długi czas.
-Tak. Córkę i syna. Matt ma 20 lat i mieszka już sam, a Diana jest w ostatniej klasie w liceum. Mam nadzieję, że wytrzymacie z nią. Uwielbia puszczać od rana do wieczora piosenki i rzadko reaguje na jakiekolwiek prośby o ich wyłączenie. Poinformowałem ją o waszym przyjeździe. Obiecała, że postara się was zapoznać z Kansas City. Spodoba się wam to miasto. Jest tutaj co robić i sądzę, że nie będziecie się nudzić. – powiedział, na co Luke prychnął cicho, nie zgadzając się z mężczyzną. Dla niego fakt, że nie ma plaży i wielu klubów, był wystarczający, aby stwierdzić, że przez cały miesiąc będzie się nudził.

*

-Cześć! Przepraszam, że się spóźniłem, ale miałem do załatwienia jeszcze bardzo ważną sprawę na mieście. – zawołał Matt, kiedy tylko wszedł do miejsca pracy swojej siostry i Layli. Osiemnastolatka uśmiechnęła się lekko, starając się nie pokazać, że nie zrozumiała co powiedział chłopak ze względu na tempo jego wypowiedzi. Domyślała się jednak, że prawdopodobnie usprawiedliwił się z trzygodzinnego spóźnienia. Nie miała mu tego za złe, gdyż wiedziała, że musiał mieć ważny powód. Dziewczyna skinęła lekko głową, kończąc wycierać blat. Wskazała dłonią na krzesło przed nią, aby dwudziestolatek zajął miejsce. Wykonał jej prośbę, przeczesując nieco mokre od potu włosy. Był zgrzany, a policzki miał lekko zaczerwienione. Oddech był nierówny, a widząc to Walker sięgnęła po dzbanek wody i nalała mu do szklanki. Położyła przed nim, zachęcając do napicia się, aby trochę odpoczął. Wyglądał jakby biegł tutaj co najmniej kilkanaście kilometrów.
-Muszę jeszcze przepracować dwie godziny, więc dam ci wskazówki i usiądziesz przy jednym ze stolików. Będę się tutaj cały czas kręcić. Mam nadzieję, że nie masz nic przeciwko. – powiedziała, odgarniając kosmyk kasztanowych włosów, który zsunął się na jej nie bladą twarz. – Tak więc nie skupiaj się na szczegółach. – zaczęła, widząc zgodę brązowookiego. – Na początku musisz dokładnie naszkicować kształt twarzy, sposób w jaki układają się włosy, wielkość oczu, nosa oraz ust. Kiedy będziesz mieć już wstępny szkic daj mi znać. Zobaczę go i poinstruuję cię co zmienić lub co dalej rysować. – oznajmiła. Matt skinął głową na zgodę, a następnie wziął szklankę, plecak, z którym przyszedł i usiadł przy stoliku w rogu pomieszczenia.
                W kawiarni znajdowało się znacznie więcej ludzi, niż się osiemnastolatka spodziewała. Musiała sobie jednak radzić sama przez jakiś czas, gdyż Diana poprosiła ją o półgodzinne przejęcie jej obowiązków. Musiała odebrać od koleżanki ze szkoły notatki z ostatniej lekcji, z której została zwolniona. Walker starała się jednak nad wszystkim panować. Wszyscy klienci siedzieli na swoich miejscach, a przed sobą mieli zamówione posiłki i napoje.
-Layla będziesz tak miła i zamkniesz dzisiaj? – usłyszała głos szefowej. Kobieta stała koło niej w długim, beżowym płaszczu. W ręku trzymała torebkę, w której zawzięcie czegoś szukała. Wyglądała, jakby się jej spieszyło, to też niebieskooka, bez żadnych protestów, zgodziła się. Nie była zachwycona tym, że musi tutaj siedzieć dodatkowe trzy godziny, ale nie chciała zawieść pracodawczyni, dzięki której miała za co płacić czynsz i kupować najpotrzebniejsze rzeczy. Dobrze wiedziała, że dostanie za to dodatkowe pieniądze, a owymi nie pogardzi. – Dziękuję. – dodała, a następnie wyszła głównymi drzwiami, pospiesznie zapinając nakrycie.
                Zostało piętnaście minut do zamknięcia kawiarni. Matt wykonał swoje zadanie w półtorej godziny i od razu wyszedł, oznajmiając, że ma jeszcze coś do zrobienia. Wziął ze sobą Dianę, gdyż źle się czuła. W pomieszczeniu świeciło pustkami. Dziewczyna stwierdziła, że i tak już nikt nie przyjdzie, więc postanowiła sprzątnąć. Przetarła wszystkie stoliki i wyłożyła na nie krzesła. Odłożyła na miejsce wszystkie butelki z alkoholem, a naczynia umyła oraz powycierała. Zdjęła swój uniform, zawieszając na haczyk na zapleczu, kiedy usłyszała ciche skrzypnięcie drzwi. Przypomniała sobie, że nie wywiesiła tabliczki, że jest zamknięte. Wypuściła powietrze z ust, szybkim krokiem idąc do baru. W progu stał chłopak, którego osiemnastolatka od razu rozpoznała. Był to ten sam brunet, co wczoraj ją zaczepiał podczas pracy. Na widok nastolatki na jego usta wkradł się szeroki uśmiech. Spowodował on, że po jej plecach przeszły niemiłe dreszcze.
-Przykro mi, ale jest już nieczynne. Zapraszam jutro. – wydukała, starając się opanować nierównomierny oddech. Wyszła zza lady, biorąc do ręki klucze. Założyła na siebie szarą, pikowaną kurtkę oraz czapkę. W Kansas City noce stawały się już coraz zimniejsze, a zima zbliżała się dużymi krokami, więc Layla nie chciała ryzykować przeziębieniem.
-Przyszedłem tylko, żeby powiedzieć, że ta kawa karmelowa była pyszna. – odezwał się. Jego głos był lekko zachrypnięty, a dziewczynie wydawało się, że znacznie niższy niż wczoraj, co dodatkowo ją przerażało.
-Nie ma sprawy. Cieszę się, że smakowała. – odpowiedziała, posyłając mu lekki uśmiech, który od razy zmienił się w grymas, gdyż nie umiała udawać zadowolonej, gdy tak naprawdę się bała. On jednak zdawał się tego nie dostrzec. Nie znała go, ale już pierwsze wrażenie nie należało do tych najlepszych. – Przepraszam, ale chce zamknąć. – oświadczyła, starając się brzmieć stanowczo, a jednocześnie skupiała się na tym, żeby głos jej nie drżał. Brunet skinął lekko głową, wychodząc z pomieszczenia. Po odczekaniu kilku minut brązowowłosa poszła w jego ślady, gasząc światła. Zakluczyła drzwi na oba zamki, a następnie wsadziła klucze do torby przerzuconej przez ramię. Nagle poczuła czyjąś rękę na plecach. Pod wpływem dotyku, pisnęła cicho, odwracając się z zawrotną szybkością.
-Nie chciałem cię wystraszyć. – powiedziała osoba, którą dziewczyna miała nadzieję, że spławiła. Niestety tak nie było. Brązowooki stał dosłownie kilka centymetrów od niej i nawet nie miał zamiaru się odsunąć, co krępowało Laylę. – Mógłbym liczyć na to, że dasz się gdzieś zaprosić jutro? – zapytał, opalając swoje ręce wokół bioder nastolatki, na co odruchowo się wyrwała.
-Przepraszam, ale nie spotykam się z nieznajomymi. – wyjąkała, a następnie szybkim krokiem ruszyła w stronę przystanku autobusowego. W duchu modliła się, żeby chłopak za nią nie szedł. Będąc już kilka ulic dalej, postanowiła, że upewni się, że nikt jej nie śledzi. Nie zwalniając odwróciła się, a chwilę później poczuła jak coś w nią uderzyło i z łoskotem upadła na zimny chodnik. Cicho syknęła, czując lekki ból w nodze, ale w jej głowie w dalszym ciągu przewijała się ta sama twarz, której z każdą chwilą bała się coraz bardziej. Oddychała zbyt szybko, nie wspominając już o sercu. Miała wrażenie, że zaraz wyskoczy jej z piersi.
-Nic ci nie jest? – usłyszała męski głos. Był on jednak przyjemny dla jej ucha, a usłyszawszy go nieco się uspokoiła. Podniosła się z ziemi, otrzepując ubranie. Odwróciła głowę w kierunku postaci, na którą wpadła przez swoją nieuwagę. Stał przed nią chłopak, który wyglądał na osobę w jej wieku. Jednak rzecz, którą spostrzegła jako pierwszą był niebywale głęboki kolor oczu, od którego nie mogła oderwać wzroku.

Od autorki:

Jak myślicie na kogo wpadła Layla?

Powiedziałam, że postaram się skończyć pisanie rozdziału i udało mi się, chociaż szczerze to nie byłam pewna, czy dam radę bo od wczoraj źle się czuję. Czwartego rozdziału jednak nie mogę wam zagwarantować. Nie jestem pewna czy pojawi się za tydzień.


To wszystko. Liczę na komentarze. Do następnego! 

poniedziałek, 1 września 2014

Rozdział 2


Środa nie zaczęła się dla Luke’a tak jak tego oczekiwał. O 8 rano obudziła go Liz, wparowując do jego pokoju z jakimś magazynem plotkarskim w ręce. Zanim zdążył choćby podnieść się do pozycji siedzącej, kobieta żywo gestykulowała, krzycząc na niego. Podziałało to tak, jakby ktoś mu zatrąbił zaraz przy uchu. Każdy dźwięk wydawał się dwa razy głośniejszy niż w rzeczywistości był, a głowa pękała od nadmiaru alkoholu, który jeszcze znajdował się w niewielkiej ilości w jego organizmie. Jeszcze nigdy nie miał tak wielkiego kaca, a mama wcale mu nie pomagał, unosząc głos. Nie potrafiąc jednak nic zrozumieć z jej wypowiedzi, przytakiwał jedynie. Marzył, aby jak najszybciej pójść z powrotem spać.
Ziewnął przeciągle, pokazując blondynce tym samym, że jest zmęczony, aby opuściła sypialnie i dał mu odespać noc. Widząc, że nawet nie wysilił się na to, żeby coś powiedzieć, Liz machnęła ręką, a następnie wyszła z pokoju, zatrzaskując za sobą drzwi. Słyszał jak schodzi po schodach na dół, mówiąc coś do ojca chłopaka.
Rozglądnął się po pomieszczeniu, zastanawiając się czy da radę teraz w ogóle zasnąć. W sekundzie powieki zaczęły jednak mu opadać. Położył głowę na poduszkę i na powrót zasnął.
Osiemnastolatek powrócił do świata żywych dopiero koło 10 rano co i tak było jak dla niego wcześnie, zważywszy na to, że wrócił z klubu około 5 godzin temu. Kiedy tylko pojawił się na dole obok niego pojawiła się rodzicielka z groźnym wyrazem twarzy. W ręce trzymała ścierkę, ściskając ją bardzo mocno, jakby chciała powstrzymać się od zrobienia zupełnie czegoś innego. Blondyn posłał jej zdziwione spojrzenie i nie czekając na to, co mama ma mu do przekazania, wszedł do kuchni, przygotowując sobie śniadanie. Usłyszał za sobą kroki, a po chwili w pomieszczeniu ponownie pojawiła się Liz. Wręczyła mu tą samą gazetę, którą miała ze sobą wcześniej i usiadła na krześle, czekając, aż jej syn przeczyta artykuł o nim samym.
Luke Hemmings – najmłodszy członek zespołu 5 Seconds of Summer zaliczył gigantyczną wpadkę. Wybrał się na imprezę do Home Nightclub, z której wyszedł całkowicie pijany. Podobno zirytował się widokiem paparazzi i zwyzywał ich, a następnie razem z nieznaną nam blondynką odjechał swoim samochodem, nie mając nawet jeszcze prawa jazdy, a w dodatku pod wpływem. Od dłuższego czasu ludzie już spekulują na temat coraz gorszego zachowania osiemnastolatka. Wszyscy podsumowują to, mówiąc, że Hemmings się stoczył. Fanki płaczą, mając nadzieję, że jest to tylko chwilowe, jednak nawet przyjaciele z zespołu przestali go bronić, gdy tylko ktoś rzuci takie stwierdzenie. Czy Luke Hemmings podniesie się? Czy to już koniec 5 Seconds of Summer?
Prychnął cicho, rzucają magazyn na blat. Nie widział w swoim zachowaniu niczego nadzwyczajnego. Był wstawiony, a wtedy bardzo łatwo się irytował. Nie uderzył nikogo, więc nie widział powodu do panikowania. Jego mama jednak myślała inaczej. Doskonale zauważyła zmianę w zachowaniu swojego najmłodszego dziecka, ale miała nadzieję, że to przejściowe. Niestety nastolatek zachowywał się coraz gorzej i nikt nie potrafił mu przemówić do rozsądku. Wiele razy przyłapywała go pijanego, a nawet naćpanego, ale krzykami nic nie zdziała, a szlabanu i tak nie wypełni. Była zdesperowana. Nie miała pojęcia co powinna zrobić, aby chłopak znowu był taki ja dawniej.
-Powiedz mi jak mam ci pomóc, bo ja już nie wiem. – szepnęła, nie odrywając wzroku od Luke’a, który robił sobie właśnie kanapki. Usłyszała ciche jęknięcie i była przekonana, że ta rozmowa nie będzie należała do najmilszych, ale nie mogła tego tak zostawić.
-Nie masz mi w czym pomagać. Wszystko jest tak jak było. – odpowiedział, nie odrywając wzroku od przygotowywanego jedzenia. Miał dość kazań, które prawiła mu rodzicielka, ale również jego przyjaciele i wszyscy, którzy uważają, że mają do tego prawo.
-Tak jak było? Nic nie jest tak jak było. Zmieniłeś się na gorsze. Starałam ci się pomóc, ale nie pozwalasz mi. Chcesz, żebym cię wysłała na odwyk?
-Słucham?! – zawołał zły, że kobieta w ogóle może rozważać takie posunięcie. – Nie jestem uzależniony! Nie potrzebny mi żaden pieprzony odwyk!
-To co mam zrobić?
-Po prostu zostaw mnie w spokoju! – krzyknął i zabrawszy swoje śniadanie wyszedł z pomieszczenia. Usiadł na kanapie w salonie, załączając telewizor na swoim ulubionym serialu - Jak poznałem waszą matkę. Słyszał, że Liz rozmawiała z kimś przez ponad godzinę przez telefon, jednak nie był tym zainteresowany. Był pewny, że ponownie dyskutowała z kimś o jego zachowaniu.

*

Ostatnie zajęcia skończyły się o 15:00. Widząc, że wszyscy zaczęli się pakować, poszła w ich ślady. Położyła plecak na stolik, a następnie wpakowała do niego wszystkie swoje przybory. Zasunęła zamek torby, zasuwając nogą krzesło. Pożegnała się z wykładowcą krótkim „do widzenia”, a następnie wyszła z sali, kierując się w stronę wyjścia z instytutu. Dzisiaj miała dzień wolny od pracy, więc postanowiła wrócić do domu piechotą. Droga zajmowała dobrą godzinę, jednak nigdzie się jej nie spieszyło. Wyjęła z kieszeni spodni komórkę i słuchawki, podłączając do urządzenia. Zanim jednak włożyła je do uszu, usłyszała jak ktoś ją woła. Odwróciła się i zobaczyła biegnącego w jej stronę Matta. Znała go z zajęć fotograficznych. Był znakomitym fotografem, a jego zdjęcia były wywieszone na auli w uczelni, gdzie wszyscy mogli je zobaczyć. Chłopak był również starszym bratem koleżanki Layli z pracy – Diany. Byli oni zupełnie różni, co powodowało wątpliwości niejednej osoby z otoczenia. Ona była piękną, aczkolwiek niską blondwłosą dziewczyną o głęboko niebieskich oczach i lekko zadartym nosie. On miał ciemno brązowe włosy i tego samego koloru oczy. Mierzył około 180 centymetrów wzrostu, co doskonale współgrało z całym umięśnionym ciałem i szerokimi barkami. Według niejednej kobiety wyglądał jak model Calvina Kleina.
-Mogłabyś mi pomóc? – zapytał, kiedy pojawił się tylko koło Walker. Zmarszczyła brwi, dając mu do zrozumienia, że chce, aby powiedział jakiego typu pomocy potrzebuje. – Do poniedziałku muszę narysować portret jakiejś dziewczyny. Pomyślałem o tobie bo możesz mi jeszcze przy okazji dać kilka rad co do szkicowania. Dasz się namówić?
-Pewnie. – odpowiedziała, uśmiechając się do chłopaka słodko. Lubiła pomagać ludziom. Uważała, że czyniąc dobrze, staje się lepszym człowiekiem. – Przyjdź w piątek do mnie do pracy po zajęciach.
-Dobra. Dziękuję. – zawołał i skierował się z powrotem do instytutu. Przeczesała ręką włosy, zakładając słuchawki. Włączyła jedną z jej ulubionych piosenek Jesus of Suburbia. Pogłośniła na full co u niej znaczyło, że słyszała tak, jakbym miała na półgłośny ustawiony. Była osobą niedosłyszącą. Miała rzadką dolegliwość zwaną chorobą Ménière'a. Polega ona na tym, że w błędniku gromadzą się nadmierne endolimfy i wzrasta ciśnienie. Objawia się zawrotami głowy, szumem usznym oraz postępującą utratą słuchu. Na szczęście nastolatka słyszy 70% dźwięków. Zdarza się, że musi czytać z ruchu ust, ale stara się tym nie przejmować. Kiedyś w końcu straci słuch całkowicie i będzie musiała to robi znacznie częściej, więc musi się uczyć. Zawroty są u niej rzadkością. Nie pojawiają się często, a jeśli już, to trwają do 5 minut. Layla nie ukrywa przed ludźmi tego, aby nie byli zdziwieni jeśli nie dosłyszy ich słów. Niektórzy traktują to jako zaraźliwą chorobę i wolą się do niej nie zbliżać. To rani uczucia dziewczyny, ale już od dawna ma okazję widzieć takie zachowanie, więc zdążyła się już nieco do tego przyzwyczaić.

*

Dzwonek do drzwi rozległ się w całym domu. Luke wstał z kanapy i wszedł do przedpokoju. Chwycił za klamkę, naciskając ją. Zobaczył trójkę swoich przyjaciół, za którymi stały ich mamy. Otworzył szerzej drzwi, wpuszczając ich do środka. Nie wiedział, czym spowodowana jest ich wizyta i po minach nastolatków, przypuszczał, że oni też. Weszli do salonu, gdzie czekała już na nich Liz. Przywitała się z każdym po kolei i zaprosiła, żeby usiedli do stołu. Wszyscy wykonali jej prośbę. Na blacie były przygotowane szklanki, dzbanek soku pomarańczowego oraz ciasteczka, ale nikt nie miał na nie ochoty.
-Rozmawiałyśmy z waszym menagerem i wytwórnią. Ustaliliśmy, że powinniście zrobić sobie miesiąc wolnego. – zaczęła Joy, patrząc na chłopców z uśmiechem na twarzy. – Jesteście przemęczeni ciągłym nagrywaniem i należy wam się odpoczynek. – dodała, widząc wyraźne zadowolenie u całej czwórki. Od dłuższego czasu myślały nad tym rozwiązaniem, a teraz nadarzyła się idealna okazja.
-W piątek z samego rana macie samolot. Spędzicie ten czas w Kansas u mojego przyjaciela ze studiów. – zabrała głos mama Michaela. – On się wami zajmie.
-Czemu akurat tam? Lepiej by było nas wysłać na Hawaje czy do Włoch. – odezwał się Luke, zakładając ręce na klatkę piersiową. Nie rozumiał wyboru kobiet co do miejsca urlopu. W końcu w Kansas nie ma ani plaży, ani nic, więc nie mieliby nawet co robić.
-Ponieważ tam będzie was ktoś pilnował. – powiedziała Liz. – Nie ma zmian. Spodoba się wam. Zobaczycie. – na jej słowa trójka zgodnie pokiwała głowami na to, że się zgadza, jednak blondyn nie był zadowolony na cały ten wyjazd. – Nie chce słyszeć, że coś piłeś czy brałeś Lucas. – ostrzegła swojego syna na co on zaśmiał się gorzko, wiedząc już czemu ten pobyt w Stanach Zjednoczonych ma służyć. Mieli nadzieję, że dadzą radę zmienić chłopaka w taki sposób.
-Powaliło was? Chcecie mnie wysłać na jakieś zadupie, żebym znowu był nudnym Lukiem? Wasze niedoczekanie. – warknął, wstając od stołu.
-Od kilku miesięcy zachowujesz się jak totalny kretyn. Cały czas chodzisz na imprezy, pijesz, palisz, ćpasz. Zmieniłeś się nie do poznania. Wiecznie tylko jakieś afery. Zaniedbujesz fanów. Zawdzięczasz im wszystko, a masz ich zupełnie gdzieś! – wybuchł Calum, zaskakując tym wszystkich. Po raz pierwszy był w takim stanie. Na twarzy był czerwony, a brązowe oczy stały się wręcz czarne. Osiemnastolatek zawsze nad sobą panował i nie dał się ponosić emocjom, jednak tym razem nie wytrzymał. Miał dość zachowania swojego przyjaciela i chciał, żeby to się zmieniło, a skoro ich mamy uważały, że to coś może pomóc, to się z nimi zgadzał.
-Jesteście przewrażliwieni.
-Nie sądzę Lucas. – syknął Ashton. Podzielał zdanie Hooda i zrobi wszystko, żeby tylko odzyskać przyjaciela. – Jedziemy tam wszyscy i to tyle w tym temacie. -Na mnie nawet nie liczcie. – prychnął blondyn.
-Słowo wszyscy nie wyklucza ciebie. Wręcz przeciwnie. Włącza. – odezwał się Clifford, mając nadzieję, że ostatni raz usłyszał z ust Hemmingsa sprzeciw. Poleci razem z nimi nawet gdyby on sam miał go wnieść na pokład samolotu.

Od autorki:

Drugi rozdział za nami. Powoli zaczynam wkraczać w całą opowieść. Mam nadzieję, że was nie zanudziłam. Dziękuję wszystkim za komentarze i liczę, że z każdym kolejnym postem będzie ich coraz więcej. Życzę wam udanego roku szkolnego. Nie wiem czy to możliwe, ale trudno. Sama zaczęłam teraz liceum i patrząc na plan będę mieć sporo nauki, a do tego dochodzą jeszcze zajęcia pozalekcyjne. Tak więc nie obiecuję, że za tydzień pojawi się trzeci rozdział. Nie zdążyłam go jeszcze dokończyć, a z każdym dniem mam na to coraz mniej czasu. Ale postaram się wywiązać z obietnicy.