wtorek, 30 grudnia 2014

Rozdział 9


   Siedział na jednym ze szpitalnych krzeseł, oparty lewą ręką o kolano. Wpatrywał się ze znudzeniem w ekran telefonu, czekając na przyjście swojego przyjaciela. Chciał jak najszybciej opuścić budynek, gdyż nienawidził szpitali. Jedyny powód, dla którego tutaj przyjechał, to prośba Jake’a, aby upewnili się, że dziewczynie nic się nie stało.
      Nawet jej nie znał. Pierwszy raz ją na oczy zobaczył. A po reakcji nastolatki na ich widok, mógł stwierdzić, że dla ciemnowłosego również nie była bliska. Jednak wielokrotnie zarzekał się przy lekarzu, że jest inaczej, aby dowiedzieć się czegokolwiek o stanie zdrowia szatynki. Niestety na marne. Nikt nie dał się nabrać na marne kłamstwa chłopaka, który widocznie nie był zmartwiony całą sytuacją, co go w dużej mierze wydało. 
    Nagle na korytarzu pojawiła się pielęgniarka, która chwilę temu wyszła z sali dziewczyny, trzymając w ręce tacę ze strzykawkami i różnego rodzaju wacikami. Na sam widok, po ciele Luke’a przeszły dreszcze, a widząc, że kobieta szła w jego stronę z zatroskanym wyrazem twarzy, wyprostował się.
-Twoja koleżanka już się obudziła. Możesz do niej zajrzeć. Ale tylko na chwilkę, bo zaraz kończą się godziny odwiedzin. – oznajmiła, posyłając mu delikatny uśmiech, a następnie odeszła w stronę recepcji.
Luke przez dłuższą chwilę przetwarzał słowa pracownicy szpitala, zastanawiając się czy może czasami nie lepiej upewnić się czy wszystko z niebieskooką w porządku. W końcu zemdlała w jego obecności, co poniekąd zobowiązywało do jakkolwiek pojmowanej troski. 
Westchnął cicho, chowając telefon do kieszeni ciasnych jeansów, a następnie wstał z niewygodnego krzesła i ruszył w kierunku pomieszczenia, w którym znajdowała się dziewczyna. Zapukał lekko w drzwi, ale nie usłyszał zaproszenia. Powtórzył kilka razy czynność, jednak bez znaku obecności kogokolwiek w sali. Pociągnął za klamkę i wszedł do środka, zwracając na siebie uwagę nastolatki. 
Patrzyła na niego zmęczonym wzrokiem, nie do końca zdając sobie sprawę z tego, gdzie się znajduje. Leżała na łóżku, które już od samego patrzenia wydawało się niewygodne. Na czole uformowały się zmarszczki, nie rozpoznając w chłopaku nikogo znajomego. Podrapał się w kark z lekkim zakłopotaniem. Nie był pewny co ma jej powiedzieć, o co zapytać. 
-Kim jesteś? – zapytała zachrypniętym głosem, próbując podnieść się i poprawić swoją poduszkę. Sprawiało jej to jednak zbyt wiele problemu, więc wzdychając poddała się. Widząc to Luke podszedł bliżej niej i poprosił pomógł jej. Dziewczyna była widocznie słaba i nie potrafiła nawet usiąść na chwilę. 
-Jestem Luke. Nie znasz mnie, ale byłem przy tym jak zemdlałaś więc tutaj przyjechał, żeby się upewnić, że nic ci się nie stało.
W tej chwili wyraz twarzy Layli zmienił się gwałtownie. Zmarszczyła czoło, nabierając momentalnie powietrza do ust, przez co zaraz zaczęła się dławić i kaszleć. Blondyn wycofał się trochę, nie będąc pewny jak zareagować. Kiedy jednak osiemnastolatka odzyskała kontrolę nad sobą, podniosła z powrotem wzrok na chłopaka, mając w oczach niemałe przerażenie.
-Mogę liczyć, że nie powiesz Jake’owi, że się obudziłam i ze mną rozmawiałeś? – poprosiła błagalnym głosem. Luke miał wrażenie, że jeśli jej odmówi, to ona momentalnie się rozpłaczę, więc nieco skołowany pokiwał twierdząco głową. – Dziękuję. 
Nie wiedząc co ze sobą zrobić, niebieskooki pożegnał się z nią przelotnie i wyszedł z sali, idąc w stronę wyjścia ze szpitala. Nie wiedział, gdzie podziewał się jego przyjaciel. Poszedł tylko skorzystać z toalety, a nie ma go znacznie dłużej niż oczekiwał tego. Dlatego też piosenkarz postanowił, że pojedzie do domu autobusem. Nie chciało mu się czekać na Millera. 

*

Spakowała szczotkę do włosów do torby, którą przed chwilą podrzuciła jej Diana. Przeleżała w szpitalu całą noc na obserwacji, ale nie dowiedziała się od lekarzy czegoś, czego już nie wiedziała. To, że zemdlała było jednym z objawów choroby Ménière'a, który wystąpił pomimo tego, że wzięła rano leki. Został on wywołany zbyt wielkim stresem, co ani trochę nie zdziwiło Layli. Spodziewała się, że prędzej czy później ostatnie wydarzenia odbiją się na jej zdrowiu. 
Rzecz, która znacznie bardziej zmartwiła dziewczynę, był fakt, że straciła kolejne pięć procent słuchu. Nie mogła dosłyszeć już dźwięków, które nie dochodziły z tego samego pomieszczenia, w którym ona się znajduje. Miała coraz mniej czasu na nacieszenie się swoim najbardziej wartościowym, jak dla niej, zmysłem. Nie wyobrażała sobie życia, nie mogąc usłyszeć ludzi, z którymi rozmawia, piosenek, która tak uwielbia, i które jeszcze jej się spodobają. Jednak wiedziała, że nic na to nie poradzi. Liczyła tylko, że kiedy nastąpi tak bardzo pechowy dla niej dzień, że nie usłyszy już nic, jej świat nie stanie na głowie. 
Zasunęła zamek torby i położyła ją na łóżku. Założyła na nogi swoje nieco brudne czarne trampki. Opatuliła się szczelnie szalikiem, gdyż dni stały się bardzo mroźne jak na wrzesień, a następnie zarzuciła na siebie kurtę w czerwoną kratkę. Rozglądnęła się po sali, czy aby na pewno o niczym nie zapomniała. Upewniając się, że wszystko zabrała, wyszła ze szpitala, uprzednio zabierając wypis od jednej z pielęgniarek przy recepcji. 
Sprawdziła szybko godzinę na komórce. Dochodziła 10 rano. O tej porze powinna być na uczelni, jednak nie miała siły dzisiaj, aby siedzieć na zajęciach. Do pracy na szczęście nie musiała iść, gdyż miała wolne. Postanowiła spacerem wrócić do domu. Uwielbiała przebywać na świeżym powietrzu, nawet jeśli było zimno. Mogła wtedy odetchnąć, dotlenić się, ale to, co najbardziej uwielbiała, to słuchanie muzyki w takich momentach. 
Wyjęła swoje słuchawki, podpinając je do telefonu. Załączyła playlistę, pogłaśniając najbardziej jak mogła.  Usłyszała pierwsze dźwięki jednej z jej ulubionych piosenek Imagine Dragons, co wywołało u niej natychmiastowy uśmiech. Na głowę zarzuciła kaptur, żeby jej nie przewiało i ruszyła w stronę swojego miejsca zamieszkania. Całą drogę podśpiewywała sobie utwory, które na chwile obecną brzmiały w jej uszach. Przestała się przejmować wszystkim, zapomniała o problemach jakie miała, a jej myśli były wypełnione słowami przebojów minionych lat. Ani się obejrzała, a po godzinie dotarła do celu. Od razu nastawiła wodę na kawę, a następnie poszła do sypialni, odłożyć swoje rzeczy. Była zmęczona, jednak postanowiła, że nie pójdzie spać, gdyż później cała noc stanie się bezsenna, co było dla niej niekorzystne. Przebrała się w zwykły, nieco za duży podkoszulek z logiem Rolling Stones, który, nawiasem mówiąc, był drugim, zaraz za Fall Out Boy, ulubionym zespołem osiemnastolatki. Niewygodne jeansy zamieniła na zwykłe legginsy, a na nogi wsunęła wysokie pantofle, przypominające poniekąd jedne z tych drogich butów Emu. Włosy spięła w koka, nie zaprzątając sobie głowy pojedynczymi włosami sterczącymi na wszystkie strony. Spojrzała do lustra, uśmiechając się delikatnie. Nie wyglądała korzystnie, ale tak właśnie czuła się najlepiej. Nie musząc przejmować się tym co nosi i jak się prezentuje. 
Spodziewając się, że raczej nie usłyszy kiedy woda w dzbanku się zagotuje, postanowiła nie ryzykować i poczekać na ten moment w kuchni, aby przez przypadek nie spalić domu. Pomaszerowała do kuchni, wyciągnęła swój ulubiony czerwony kubek, a następnie wsypała do niego łyżkę kawy. Nie przepadała za tym napojem, ale wiedziała, że bez niego nie wytrzyma kolejnej godziny. Była to sytuacja wyjątkowa, dlatego też niebieskooka podjęła takie kroki. Zalała do połowy trunek mlekiem, chcąc jak najbardziej zamaskować obrzydliwy smak i wlała niewielką ilość wrzątku. Wsypała jedną łyżkę brązowego cukru, udając się z przygotowaną kawą do salonu, gdzie rozsiadła się wygodnie na kanapie. Przykryła się kocem przewieszonym przez oparcie, zabierając się za czytanie książki, którą niedawno zaczęła. Była kolejnym dziełem jednego z jej ulubionych autorów – Stephena Kinga pod tytułem Miasteczko Salem.
Z zaczytania po około dwóch godzinach wyrwał ją dzwonek do drzwi. Wystraszona nieco, zerwała się na równe nogi, dziękując w duchu, że jest w stanie jeszcze usłyszeć, kiedy ktoś do niej przychodzi. Poprawiła niechlujnie związane włosy, zaglądając przez wizjer i upewniając się, że nie jest to broń Boże Jake. Widząc jednak niewyraźną, ale uśmiechniętą twarz Diany, odsunęła się nieco i otworzyła koleżance, zapraszając do środka.
-Jak się czujesz? – zapytała z przejęciem blondynka, ściągając z siebie zielony płaszczyk. Słysząc zapewnienia Layli, że wszystko jest w jak najlepszym porządku, posłała jej pełen zadowolenia uśmiech, wchodząc do kuchni i zabierając się za robienie czekolady, którą tak uwielbiała. Walker nie miała nic przeciwko temu, że siedemnastolatka tak się gościu u niej, ponieważ wiedziała, że takie zachowanie jest u niej jak najbardziej na miejscu. Byłaby bardziej przejęta, gdyby przyszła do niej smutna i całkowicie bez życia w sobie, a to jeszcze nigdy się nie zdarzyło. – Skończyłam dzisiaj wcześniej lekcje. Nauczycielka historii się rozchorowała, więc nas wypuścili. – mówiła, stojąc tyłem do osiemnastolatki, przejęta zrobienie jak najlepszego napoju. Layla widziała po gestykulacjach, że nastolatka coś jej opowiada, ale za nic nie mogła usłyszeć co. 
-Diana nie wiem co mówisz. – przerwała jej wypowiedź, powodując, że blondynka się odwróciła i spojrzała na nią ze współczuciem. – Straciłam kolejne pięć procent słuchu i jest coraz ciężej. Czasami słyszę coś, a czasami nie. 
-Wybacz. Ostatnio nie zauważyłam żebyś miała jakieś większe problemy z tym i nieco się odzwyczaiłam. – wyznała, wywołując u koleżanki szeroki uśmiech. Cieszyła się, że była osoba, która nie dość, że jej choroby nie traktowała jak jakiegoś upośledzenia na skalę światową, to jeszcze zapominała o tym. Nic nie sprawiało jej takiej radości jak tego typu słowa. 
Resztę dnia spędziła w towarzystwie Diany, rozmawiając i oglądając filmy. Lubiła jej towarzystwo i pomimo tego że była zmęczona, to dużo energii dostarczyła jej dziewczyna, która nawet na chwilę nie potrafiła przestać gadać. Czasami bywało to uciążliwe, ale w takich chwilach dziękowała Bogu za taką osobę jak siedemnastolatka. 

*

W domu Lachowski od samego rana panowało zamieszanie. Cały zespół funkcjonował faktem, że jeśli Luke nie zacznie wywiązywać się ze swoich obowiązków i nie przestanie imprezować, to zespół 5 Seconds of Summer zostanie rozwiązany, a przynajmniej chłopcy zostaną bez menagera. Oczywiście jak to od ostatniego czasu bywa – każdy był przejęty całą sytuacją, tylko nie osoba, od której wszystkie te problemy się zaczęły. Podczas gdy trójka przyjaciół przesiadywała w kuchni, zastanawiając się jak temu zapobiec, najmłodszy członek zespołu smacznie spał w swoim łóżku. 
Postawa osiemnastolatka już od dłuższego czasu działała im na nerwy, ale nigdy jeszcze ich kariera muzyczna nie wisiała na włosku tak jak w tej chwili. Nie potrafili nawet spokojnie spać, nie myśląc o tym. Wymyślali najróżniejsze rzeczy, które miały na celu poprawę zachowania Hemmingsa, jednak nic nie wydawało się na tyle dobre, aby miało jakikolwiek wpływ w dalszym rozwinięciu. Wpadli nawet na pomysł znalezienia chłopakowi dziewczyny, ale szybko się z tego wycofali. Wiedzieli, że żadna kobieta o zdrowych zmysłach nie zadawałaby się z nim, gdyby poznała go trochę bliżej, a poza tym znajdowali się w Kansas City, a nie w Sydney, więc nie było szans na zaangażowanie się którejkolwiek ze stron, wiedząc, że nie potrwa to długo. 
-Co wy tak wcześnie wstaliście? – usłyszeli głos Igora Lachowski. Mężczyzna wszedł do kuchni w eleganckim garniturze, który ubierał za każdym razem, gdy wychodził do pracy. Był on menagerem hotelu Marriott Downtown, który szczycił się bardzo dobrą opinią wśród turystów. Zazwyczaj nie było go w domu, gdyż wychodził dosyć wcześnie rano, a wracał dopiero przed północą. Był on jednak zorientowany w sytuacji zespołu, ponieważ wczoraj zadzwoniła do niego Karen Clifford ze wszystkimi informacjami. Widząc skwaszone miny nastolatków, westchnął cicho. Dzisiaj postanowił wziąć sprawy w swoje ręce i spróbować jakoś pomóc. Klasnął w dłonie na tyle mocno, żeby wyrwać przyjaciół z zamyślenia, a następnie kazał im obudzić Luke’a, ubrać się, zjeść szybko śniadanie, gdyż cały dzień spędzą z nim w hotelu. Lachowski był zdania, że ciężka praca, którą miał zamiar obarczyć chłopców, a już na pewno najmłodszego z nich, sprawi, że jak przyjadą do domu, to nie będą mieli na nic ochoty poza pójściem spać. 


Od autorki:

5 KOMENTARZY DO NASTĘPNEGO.

PS. Nie sprawdzałam błędów, więc przepraszam jeśli się jakieś pojawiły.

środa, 10 grudnia 2014

Rozdział 8

Zegar wskazywał piątą rano. Za oknami było nadal ciemno, a jedyne światło dawał księżyc, który stawał się coraz bledszy z każdą minutą. Za godzinę Layla miała wstawać i szykować się do wyjścia na uczelnie, natomiast ona leżała w łóżku, wpatrując się w sufit i nie potrafiąc zasnąć. Przez całą noc nie zmrużyła oka, myśląc o zdarzeniu z poprzedniego dnia. Jeszcze nigdy w życiu tak bardzo się nikogo nie bała jak tego chłopaka. Zastanawiała się czy nie pójść czasami na policję, ale nie chciała nawet myśleć co on by jej zrobił, gdyby się o tym dowiedział. Przerażał ją nawet fakt wyjścia z domu, ponieważ może się na niego gdzieś natknąć, a takiej dawki adrenaliny, po raz drugi w przeciągu dwóch dni, nie przeżyłaby.
Wiedząc, że i tak już nie zaśnie, podniosła się do pozycji siedzącej, rozglądając się za swoim laptopem. Leżał na półce nocnej zaraz obok łóżka. Chwyciła urządzenie, a następnie położyła je na kolanach. Poprawiła poduszkę, opierając się o nią wygodnie. Sprawdziła rozkład autobusów, gdyż od dzisiaj się on zmieniał. W okolice jej domu jeździło niewiele miejskich transportów, dlatego też musiała co do minuty wyliczać każdy poranek, aby nie przegapić go. Jednak niebieskooka należała do osób niezwykle punktualnych, więc nie miała zazwyczaj z tym problemu.
Upewniając się, że zdąży ze wszystkim, aby pojechać o 7:24 do Instytutu, włączyła jeden z jej ulubionych seriali, którego odcinek wczoraj przegapiła. Nie ubolewała nad tym specjalnie, ale chciała się czymś zająć, aby jej myśli chociaż na chwilę odpoczęły.

*

Obudził się koło 12:00 w południe w nieznanym mu miejscu. Nie wiedział gdzie się znajduje, ani jak tutaj dotarł. Ostatnia rzecz jaka zapadła mu w pamięci to wczorajsza bójka w klubie pomiędzy Jake’iem, a jakimś grubym, obleśnym facetem, który chciał mu odpić nowo poznaną dziewczynę. Nie było to jednak dla niego niczym poważnym. Chciał się z nią po prostu przespać jak to typowy chłopak.
Jęknął cicho, widząc masę nieodebranych połączeń zarówno od swoich przyjaciół jak i rodziców, co oznaczało, że któryś z nich zadzwonił, skarżąc na nieobecność blondyna. Mógł się już domyślać jak długie kazanie dostanie od rodzicielki. Na samą myśl o tym dostał bólu głowy.
Przyzwyczaiwszy się do jasności jaka panowała w pomieszczeniu, przekręcił się na łóżku w wyniku czego spadł na podłogę. Robił tak za każdym razem kiedy nie miał sił na wstanie, a był do tego zmuszony. Czyli działo się to niemal codziennie. Rozmasował sobie bolące od upadku ramię, a następnie wstał z zimnych paneli. Przeciągnął się leniwie, ziewając głośno z widocznie niewielkiej ilości snu. Podrapał się po głowie, zostawiając blond włosy w jeszcze większym nieładzie niż były jeszcze przed chwilą.
Wyszedł do przedpokoju, rozglądając się dookoła. Nadal niczego nie pamiętał. Przeszedł przez kuchnie do salonu, a na kanapie zauważył przykrytego w połowie kocem Jake’a. Leżał w tak śmiesznej pozycji, że Luke nie mógł się powstrzymać i parsknął śmiechem. Zaraz jednak go stłumił, przykładając dłoń do ust, aby nie obudzić kolegi. Jego lewa noga zwisała bezwładnie z sofy podobnie jak ręka. Blondynowi wydawało się, że jeszcze chwila i spadnie stamtąd. Jednak widząc w jak głębokim śnie jest, był niemal pewny, że nawet jeśli do tego dojdzie to i tak się nie obudzi.
Szybkim ruchem założył swoje buty i kurtkę, a następnie wyszedł, udając się w stronę przystanku. Kolejnym minusem tego wyjazdu był fakt, że nie mógł jeździć samochodem i wszędzie musiał poruszać się autobusem. Nienawidził ich całym sercem, więc tylko odliczał dni do końca tych wakacji, chcąc wrócić do swoich codziennych zajęć, zamiast męczyć się w tym beznadziejnym mieście. Liczył tylko na to, że po jego wybryku z imprezą uda mu się skrócić pobyt w Stanach.

*

Uporczywie wpatrywała się w gasnący co chwilę ekran telefonu, obserwując jak po upływie każdej minuty zmieniała się ostatnia cyferka na wyświetlaczu. Siedziała już pół godziny na murku przed Instytutem Sztuki, czekając na spóźniającego się Caluma, z którym miała się spotkać. Skończyła dzisiaj zajęcia znacznie wcześniej niż się spodziewała, dlatego też nie mając co zrobić z dodatkowym czasem, zadzwoniła do swojego nowego kolegi. Zaproponował on spotkanie, na co niebieskooka chętnie przystała. 
Dzisiejszy dzień już zaczął się dla niej nieciekawie, gdyż nie spała całą noc, a na zajęciach nie potrafiła się skupić i myliła sobie nawet kredkę z ołówkiem, co nie uszło uwadze nauczycielowi rysunku, a mając opinie bardzo ostrego nakrzyczał na nią za niezdyscyplinowanie. Pomimo dużego zmęczenia, bała się nawet na chwile zamknąć oczy, sądząc, że w każdej chwili może pojawić się gdzieś Jake. Nawet przebywanie przed budynkiem artystycznym, co chwilę rozglądała się, upewniając się, że jest bezpieczna. 
-Przepraszam! 
                Z zamyślenia gwałtownie wyrwał ją zdyszany głos chłopaka, który niespodziewanie pojawił się przy jej boku, powodując przyspieszenie bicia serca. Kiedy dostrzegła, że nic jej nie grozi z ciemnowłosym, posłała mu delikatny uśmiech, wstając z zimnego betonu. Poprawiła swoja torbę na ramieniu, wpatrując się w brązowookiego wyczekująco. Nie należała do ludzi, które denerwują się jak osoba się spóźnia. Wiedziała, że widocznie wypadło coś ważnego.
-Co powiesz na to, że pójdziemy spacerem do kawiarni? Sądzę, że zanim tam dojdziemy to zaczniesz zmianę więc akurat będzie idealnie. – powiedział, kładąc rękę na jej plecy. Wyczuł, że dziewczyna poczuła się nieswojo więc od razu się wycofał, nie chcąc stawiać jej w niekomfortowej sytuacji. Wiedział, że Layla jest zupełnie inna niż większość kobiet, które znał i musiał najpierw ją poznać, zanim określi jak bardzo może zbliżyć się do niej. Oczywiście nie myślał tutaj o związku, ani niczym podobnym. Niedawno ją poznał, a wychodził z założenia, że nie istnieje coś takiego jak miłość od pierwszego wejrzenia.
                Osiemnastolatka pokiwała głową na znak zgody.
-To przynajmniej mi opowiesz co cię zatrzymało. – zaczęła, nie podnosząc wzroku ze swoich butów. Wpatrywała się w to jak stawia kroki jakby miała się zaraz przewrócić i chciała tego uniknąć. Prawda była taka, że dzisiaj nawet przy Calumie nie czuje się szczególnie dobrze. Myślami nadal była przy wczorajszym zdarzeniu, ale starała się skupić na tyle ile to było możliwe na konwersacji. Nie mogła się nakręcać bo prowadzi to do paranoi czego nie potrzebowała w życiu tak samo jak prześladowcy.
-Luke sprawia problemy. – westchnął, marszcząc przy tym czoło.
                Przytaknęła głową, wpatrując się w przejeżdżające obok samochody. Usłyszawszy imię jego przyjaciela, przed oczami stanął jej obraz, który pragnęła wymazać z pamięci. Zagryzła dolną wargę, czując, że jest bliska płaczu i chciała się skupić za czymś zupełnie innym, aby się nieco uspokoić. Jednak na nic się to zdało gdyż po chwili w jej oczach pojawiły się łzy. Calum spojrzał w jej stronę, w dalszym ciągu opowiadając zdarzenie z dzisiejszego dnia, i zaraz zobaczył nagłą zmianę, którą zaszła w dziewczynie. Była wyraźnie wystraszona, a jej oddech stał się głębszy, co doskonale było widać ciepłe powietrze wydostające się z ust nastolatki w zawrotnie szybkim tempie.
                Zrobił kilka dużych kroków, wyprzedzając ją i zatrzymał się tuż przed niebieskooką, sprawiając, że nieprzygotowana na to, wpadła w jego ramiona. W pierwszej chwili planowała się odsunąć, nie przepadając za tak bliskimi kontaktami z osobami, które ledwo zna, ale coś ją powstrzymało. Obejmowana przez Hooda, poczuła przyjemne ciepło rozchodzące się po całym ciele. Odniosła wrażenie, jakby była zupełnie bezpieczna. Oplotła chłopaka w pasie, robiąc krok w jego stronę, tak, że ich ciała stanowiły jedność. Zamknęła oczy, starając się uspokoić oddech. Do jej nozdrzy dostał się mocny, ale przyjemny zapach jego perfum, sprawiając, że przestała myśleć o czymkolwiek i stała jedynie wtulona w zdezorientowanego Caluma.
                Minęło dobre piętnaście minut zanim Layla wyciszyła się kompletnie. Zdając sobie sprawę co robi, szybko odsunęła się od osiemnastolatka, przepraszając go za swoje zachowanie. Wywołała tym śmiech u chłopaka, gdyż po raz pierwszy ktoś zaczął się tłumaczyć z tego, że go przytulił. Uważał to za całkiem słodkie, że dziewczyna tak bardzo się speszyła. Jednak jemu to wcale nie przeszkadzało. Uwielbiał takie gesty i nie miał nic przeciwko nim.
                Dla niebieskookiej widać było to jednak coś nienaturalnego i niecodziennego, a po jej wyrazie twarzy dało się zauważyć, że nie rozumiała swojego zachowania. Wzrok miała wbity w swoje buty, nie wiedząc jak się teraz zachować, co sprawiło, że szatyn uśmiechnął się szeroko. Chwycił jej dłoń, chcąc, aby na niego spojrzała. Kiedy to zrobiła, posłał jej u jeden z najładniejszych uśmiechów, jaki tylko mógł, starając się dodać jej pewności siebie.
-Nie masz mnie za co przepraszać. – powiedział, sunąć delikatnie kciukiem po zimnej dłoni dziewczyny. – Co się stało? – zapytał, chcąc wiedzieć, co skłoniło ją do takiego odważnego jak na nią działania.
-Proszę, nie rozmawiajmy o tym. – szepnęła, mając nadzieję, że uszanuje fakt, że nie chce mu mówić. Co prawda, to chciała mu powiedzieć, a przynajmniej komukolwiek, ale bała się. Poza tym musiałabym mu już opowiedzieć wszystko, nawet to, że Luke ją wczoraj uratował przed Jake’em, a nie chciała go wydać, skoro i tak z tego co słyszała, miał już problemy z imprezowaniem. Zadawanie się z tym niebezpiecznym chłopakiem nie pomogłoby. Nie miała też stu procentowej pewności co do tego, że to na pewno był przyjaciel z zespołu Caluma.
-No dobrze, ale chodźmy już, bo się spóźnisz na zmianę. – stwierdził, wskazując nieznacznie na wieże, na której był duży zegar wskazujący godzinę.

*

                Trzymając w prawej ręce długopis, zapisywała, miała nadzieję, ostatnie zamówienie tego dnia. Dochodziła już 9 wieczorem, więc jej praca zmierzała ku końcowi. Niestarannie zakreśliła w kółko przyjęte przez dwoje starszych ludzi napoje, a następnie odeszła w stronę lady. Odłożyła notatnik do szuflady, biorąc się za przygotowywanie gorzkich czekolad. Sama miała na nie ochotę, więc myśl o tym, że za niedługo znajdzie się w domu pod ciepłą kołdrą, trzymając w dłoniach kubek z gorącym trunkiem, wywoływał u niej szeroki uśmiech.
                Dzisiejszy dzień nie należał do najlepszych, a Layla wręcz mogła pokusić się o stwierdzenie, że nie pamięta, aby miała kiedykolwiek gorszy. Marzyła tylko o tym, żeby dotrzeć do domu w jednym kawałku i wyspać się porządnie. Chociaż bardzo przerażała ją myśl samotnego powrotu. Zastanawiała się nawet, czy nie zadzwonić do Diany, z prośbą o podwózkę, ale nie chciała zawracać jej głowy.
                Podawszy starem małżeństwu ich zamówienie, usłyszała otwierające się drzwi. Nie spoglądając w tamtym kierunku, szybkim ruchem zdjęła fartuszek, będąc pewną, że osobą, która weszła do pomieszczenia jest jej pracodawczyni. Obiecała ona, że dzisiaj zamknie kawiarnie, nie chcąc po raz kolejny obarczać osiemnastolatki tym zadaniem.
                Poprawiła swoją, lekko uniesioną ku górze, bluzkę, wycofując się na zaplecze. Powiesiła cienki materiał na jednym z haczyków, a następnie zabrała z szafki kurtkę i torbę.
-Wszystko jest posprzątane, więc nie masz nic wiele do robienia. – powiedziała, ubierając się pospiesznie. Miała nadzieję, że zdąży jeszcze na autobus, który odjeżdżał o równej godzinie, aby później nie czekać ponad 15 minut na kolejny. Usłyszała cichy śmiech i nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie to, że należał on zdecydowanie do mężczyzny. Podniosła głowę, chcąc dowiedzieć się kogo nieopacznie wzięła za swoją szefową. W chwili gdy ujrzała ciemno – brązowe oczy, które miała już okazje widzieć wielokrotnie, zamarła. Cały obraz stał się zamazany, a wszystko co znajdowało się dookoła, zdawało się, w zawrotnie szybkim tempie, kręcić. Złapała się za głowę, starając się nieco uspokoić, ale straciła równowagę i przewróciła się, a ostatnią rzeczą jaką usłyszała, było mocne uderzenie jej ciała o zimną podłogę kawiarni.

Od autorki:

Wróciłam!

Przepraszam za tak długą przerwę, ale musiałam trochę odpocząć i jeszcze miałam pełno nadrabiania, oceny semestralne i w ogóle. Masakra jednym słowem. Ale już jestem i na razie nie planuje zawieszać po raz kolejny bloga.

Jak wam się podobał rozdział? Wiem, że nie najlepszy, ale nie umiałam go jakoś napisać. Następny będzie lepszy. Obiecuję.