poniedziałek, 20 października 2014

Rozdział 7


-Czy ty masz w ogóle jakiekolwiek pojęcie jak się używa piekarnika? – zapytała rozbawiona Layla, siedząc na blacie kuchennym, przyglądając się zmaganiom Caluma z nastawieniem pieczeni. Ledwo powstrzymywała wybuch śmiechu, a zbliżał się on nieubłagalnie.
-Mikrofalówka moją przyjaciółką. – odpowiedział, wywołując u nastolatki napad śmiechu. Schowała twarz w dłonie, krztusząc się powietrzem. – Dobra. Poddaję się. Ty to zrób. – zawołał, podnosząc ręce w geście bezradności. Podszedł do stolika i usiadł na jednym z krzeseł, wpatrując się w poczynania osiemnastolatki. Dziewczyna przekręciła jedną gałkę na termo obieg i nastawiła na godzinę, a następnie spojrzała na chłopaka triumfalnie. Założyła ręce na biodra, podchodząc bliżej niego. Ten uniósł brwi ku górze z pytającym wyrazem twarzy.
-Skoro obiad prawie cały zrobiłam ja to chociaż zrób sałatkę. W lodówce jest papryka, serek feta, pomidory i sałata. Z tym powinieneś sobie dać radę. – oznajmiła, ściągając z siebie fartuszek, który w zwyczaju miała zakładać kiedy coś gotowała. Wyglądała w nim słodko, dodawał jej dziewczęcego uroku, gdyż był biały w różowe serduszka. Pociągnęła mulata za rękę, zmuszając go do wstania, a następnie wskazała ręką na lodówkę, gdzie znajdzie wszystkie potrzebne składniki. Ten jedynie wydał z siebie ciche jęknięcie i posłusznie począł przygotowania.
                Po godzinie wszystko było już gotowe. Pieczeń z kurczaka stała doskonale wypieczona na środku stołu, obok znajdowały się ziemniaki i sałatka, którą chłopak zdołał zrobić bez większego problemu. Nastolatkowie zasiedli, poczynając delektowanie się potrawami. Layla opowiadała mu o Instytucie Sztuki, do którego chodzi. Calum wydawał się tym niezwykle zainteresowany, jednak ten cały czas, w którym niebieskooka mówiła mu o zajęciach na jakie uczęszcza, on wpatrywał się w jej nieskazitelną cerę i szczęśliwy wyraz twarzy. Przypomniał mu się wieczór, kiedy to dziewczyna na niego wpadła. Była przerażona i zmieszana, zupełnie jak dzisiaj w lesie. Teraz po tej niepewnej, wystraszonej osiemnastolatce nie było ani śladu.

*

                Siedział na drewnianej huśtawce na ganku z gitarą na kolanach. Wystukiwał rytm do jednej z jego ulubionych piosenek, zastanawiając się co dzisiaj robić. Zastanawiał się czy nie zadzwonić do Jake’a, którego poznał na imprezie i umówić się na wyjście do jakiegoś innego klubu. Dobrze się z nim dogadywał. Miał wrażenie, że jest on jedyną osobą, która ma takie samo podejście do życia co on. Nie przejmował się zdaniem innych, lubił co mu się tylko podobało i być zadowolony z siebie. Pracował jako mechanik, ponieważ lubił samochody, a dodatkowo zapewniało mu to pieniądze na przeżycie. Bardzo często wychodził zaszaleć, zaliczyć jakąś dziewczynę lub po prostu się upić.
                Oparł instrument o ścianę domu, a następnie wyciągnął telefon, wybierając numer nowo poznanego kolegi. Odebrał on zaspanym głosem, wyraźnie starając się dopiero dojść do siebie po nocy. Słysząc jednak propozycje Luke’a, rozbudził się nieco i nie ukrywając szczęście, zgodził się na spotkanie. Umówili się dopiero o 20:00, więc piosenkarz  miał jeszcze sporo czasu do wykorzystania, ale nie wiedział jak go spożytkować. W chwili, gdy odłożył komórkę na malutki, rozkładany stoliczek niedaleko niego, usłyszał jak ktoś otwiera drzwi balkonowe. Odwrócił głowę w ich kierunku, a chwile później zobaczył Ashtona. Posłał mu pytające spojrzenie, na które zaraz usłyszał ciche westchnięcie.
-Idziesz z nami na spacer po Kansas? – zapytał dwudziestolatek z szerokim uśmiechem na twarzy, który widocznie nie chciał mu zejść. – Diana chce nam pokazać kilka miejsc. – dodał, poprawiając czerwoną bandankę na swojej głowie.
                W pierwszej chwili Luke chciał zaprzeczyć, gdyż nie miał ochoty na przebywanie ze swoimi przyjaciółmi, jednak później pomyślał, że i tak nie ma co robić, a w domu nie chce mu się siedzieć. Zgodził się na wyjście, czym zdziwił chłopaka, gdyż był on pewny, że usłyszy zaprzeczenie. Obaj weszli do środka, idąc w stronę przedpokoju, gdzie czekał już na nich Michael z Dianą, dyskutując na jakiś temat. Dziewczyna miała na sobie jeasny i bluzkę w kwiatki. Na głowie były przeciwsłoneczne okulary, a przez ramię miała przewieszoną czarną torebkę. Chłopak natomiast był ubrany we flanelową czerwoną koszule i czarne spodnie. Włosy jak zwykle miał roztrzepane, a końce sterczały na wszystkie możliwe strony.
-Pomyślałam, że możemy się wybrać na pizze w ramach obiadu. – odezwała się blondynka kiedy cała czwórka wychodziła z domu. – Właściwie to gdzie jest Calum? On też pewnie nic nie jadł, a od rana go nie widziałam.
-Luke się z nim pokłócił i wyszedł gdzieś. Tyle go widzieliśmy. – odpowiedział Mikey, mrożąc swojego najmłodszego przyjaciela wzrokiem. Niebieskooki tylko wywrócił oczami, przypominając sobie dzisiejszy poranek. Zdenerwował może mulata, ale nie posprzeczali się o nic. A to, że chłopak się na niego obraził, to już nie jego problem. Nie lubił jak ktoś mówił mu co ma robić i nie obchodziło go, że Calum wiedział o wczorajszej imprezie. Równie dobrze sam mógł zadzwonić do rodzicielki i powiadomić ją o tym. Może sama by go sprowadził z powrotem do domu, dochodząc do wniosku, że ten wyjazd i tak nic nie daje. Jedyna rzecz, która go powstrzymywała to fakt, że dzięki poznaniu Jake’a, zaczęło mu się tu podobać.
-Zadzwońcie do niego. – poprosiła siedemnastolatka z błagalnym spojrzeniem. Nie chciała tego przyznać przy chłopakach, ale basista bardzo jej się spodobał i liczyła, że zgodzi się na ten wypad. Michael wybrał numer do swojego przyjaciela. Po kilku sygnałach usłyszeli radosny głos przerywany zduszonymi napadami czkawki.
-Cześć stary wybieramy się na pizzę. Masz może ochotę iść z nami? – odezwał się Ashton nieco zdziwiony dobrym humorem osiemnastolatka. Nie należał on do osób, które łatwo zdenerwować, ale kiedy już to się stało, wyczynem było uspokoić go.
-Nie dzięki. Jadłem już. – powiedział, śmiejąc się cicho. Na twarzy Diany momentalnie wkradł się niewielki grymas. Miała nadzieję, że nie odmówi, ale widocznie wolał nie przebywać teraz w towarzystwie ich czwórki, co spowodowało dodatkowy smutek. –Wrócę do domu dosyć późno. – oznajmił i nie czekając, rozłączył się . Przyjaciele popatrzyli po sobie zmieszani. Jeszcze nigdy nie zdarzyło im się, aby Calum tak się zachował w stosunku do nich. Zazwyczaj był pierwszy jeśli chodzi o wyjścia na miasto. Nie trzeba było go namawiać dwa razy, a teraz widocznie dobrze się bawił bez nich. Dodatkowo nie wiedzieli jak to możliwe skoro dopiero tutaj przyjechali i jeszcze nikogo nie znali, a przynajmniej mulat nie wspomniał o tym, że kogoś poznał. Postanowili jednak odłożyć to na później i iść coś zjeść bo u każdego odzywał się już głód.

*

                Osiemnastolatka wyszła ze swojego miejsca pracy chwilę przed godziną dwudziestą. W kawiarence nie było dużego ruchu, to też szefowa pozwoliła jej i Dianie zakończyć wcześniej, twierdząc, że sama sobie poradzi. Obydwie wspólnie udały się w stronę przystanku autobusowego. Zazwyczaj wracały samochodem blondynki, ale ten musiał zostać zawieziony do mechanika z powodu awarii. Przez całą kilkuminutową drogę siedemnastolatka opowiadała Layli o zespole, który pomieszkiwał u niej przez jakiś czas. Dokładnie przedstawiła jej każdego członka w skrócie go opisując, nie zdając sobie sprawy, że Calum zdążył ją już w tym wyprzedzić. Walker wolała przemilczeć fakt, że poznała już jednego z nich, widząc, że jej koleżance nie jest on obojętny, a jej wybuchowy temperament i fakt, że najpierw mówi później myśli dodatkowo jej na to nie pozwalał.
                Czekając na przystanku Layla zorientowała się, że zapomniała zabrać komórkę. Postanowiła się wrócić i pojechać najwyżej kolejnym autobusem. Pożegnała się z niebieskooką, musząc przerwać jej historie jak to Michael przez przypadek wszedł do damskiej łazienki podczas wczorajszego obiadu w pizzerii, a następnie szybkim krokiem ruszyła w stronę Heaven House, zastanawiając się, gdzie mogła go położyć. Nie przypominała sobie, żeby podczas pracy go wyciągała, ale mogła to zrobić kiedy się zbierała już do wyjścia.
                Widząc już z oddali mały budynek, przyspieszyła kroku. W tej samej chwili co nacisnęła na klamkę, poczuła na swoim ramieniu czyjąś rękę. Zaskoczona odwróciła się natychmiast, a jej serce zaczęło bić jak oszalałe na widok chłopaka, który od ostatniego czasu ją prześladował. Ubrany był tylko w zwykłe jeansy i podkoszulek z krótkim rękawem, nie zważając na to, że na zewnątrz jest tylko 10 stopni, a na dodatek chłodny wiatr. Włosy miał doskonale ułożone na żelu. Jedynie grzywka była lekko zmierzwiona w kompletnym nieładzie, co dodawało mu uroku. Patrzył się na niebieskooką z typowym dla siebie uśmieszkiem, który chyba najbardziej przerażał dziewczynę. Nabrała powietrza, bojąc się go choćby wypuścić. Nie wiedziała czego on od niej chciał, a nie miała na tyle odwagi, żeby go o to spytać. Po chwili nieprzyjemnej dla Layli ciszy, ciemnowłosy sięgnął do tylnej kieszeni spodni i wyciągnął z niej jej telefon komórkowy, na co otrzymał zdziwiony, ale jednocześnie pełen niepokoju wzrok.
-Zostawiłaś na ladzie. Zaproponowałem swojej szefowej, że cię dogonię i oddam. Masz tempo, trzeba przyznać. – odezwał się lekko zachrypniętym głosem, który osiemnastolatka musiała przyznać, że był pociągający. Kiedy wyciągnęła rękę, żeby odebrać od niego zgubę, on odruchowo cofnął dłoń, nie dając jej na to możliwości. – Dam ci jeżeli się ze mną umówisz. – powiedział, robiąc krok w kierunku nastolatki, co spowodowało, że dzieliły ich jedynie centymetry. Czuła na swojej szyi jego oddech, jak również nieco za mocne perfumy.
-Ale ja się nie umawiam z nieznajomymi. – wyjąkała, starając się zachować niewzruszony wyraz twarzy co nie było takie proste jakby się mogło wydawać.
-Coś mi się zdaję, że ty się w ogóle nie umawiasz z nikim. – mruknął jej prosto do ucha, na co dziewczyna zadrżała, a on widząc to, położył swoją rękę na jej biodrze, sprawiając, że miała ochotę się popłakać. Była tak przerażona ta sytuacją, że nie mogła się nawet ruszyć i jedyne czego chciała to, żeby ktoś wyszedł z kawiarni, sprawiając tym samym, że nieznajomy się odsunie od niej.
-Jake! – usłyszeli czyjeś wołanie. Natychmiastowo zwrócili głowy w stronę, z której pochodził głos. Zauważyli wysokiego blondyna ubranego w czarne rurki i szarą bluzę z Adidasa. Na głowie miał czapkę spod której wystawała jedynie grzywka postawiona do góry. W wardze miał kolczyka po czym Layla rozpoznała, że jest to jeden z przyjaciół Caluma. Kiedy ich spojrzenia się spotkały, nastolatka miała już łzy w oczach. Obraz był przez to lekko zamazany, ale musiała przyznać rację Dianie, która opisała go jako nieziemsko przystojnego. Jednak w tamtej chwili to jedyne co poczuła to ulgę. Była wdzięczna chłopakowi za odwrócenie uwagi swojego kolegi od jej osoby. Dostrzegając okazję do ucieczki, zabrała swoją komórkę i szybko pobiegła w stronę przystanku autobusowego, mając nadzieję, że nie będzie śledzona.


Od autorki:

Tak, wiem. Beznadziejny rozdział. Podobała mi się tylko końcówka. Ostatnio kompletnie nie umiem składać zdań. Mam pełno pomysłów na to opowiadanie, ale nie potrafię przelać tego na papier. Zawiodłam was. Przepraszam. Zastanawiam się czy nie zrobić sobie dłuższej przerwy, żeby poprawić to pisanie. Ale patrząc na pozytywy to w końcu się Luke i Layla spotkali. Czekaliście na to tak długo i nareszcie nadeszło. Teraz możecie mi napisać jak sądzicie co wyniknie z ich znajomości, jacy wobec siebie będą. Co tylko chcecie. Od razu mówię, że nie sprawdzałam rozdziału pod względem błędów. Jeśli gdzieś się pojawi imię Olivia to powiedzcie mi. Chodzi tutaj o Dianę, ale jakoś tak strasznie kojarzy mi się z tym imieniem, że mogłam się pomylić.

Dziękuję za tyle wspaniałych komentarzy pod ostatnim rozdziałem. Nie spodziewała się, że będzie ich aż tyle i jestem mile zaskoczona. Liczę, że tym razem też będzie tyle, a może nawet więcej. Jesteście kochani!

Ostatnia sprawa to ostatnio zapytała mnie jedna z was czy będę pisać drugą część Game on. Szczerze zastanawiała się nad tym i nie mówię nie, ale jak na razie wolę się skupić na tym opowiadaniu i na pisaniu książki, którą mam zamiar wydać w wakacje (może ktoś z was będzie chciał kupić i przeczytać?). Jeśli będę mieć pomysł na kontynuację to oczywiście poinformuję o tym, zobaczę ile osób będzie czytać i zacznę pisać.

To wszystko. Życzę udanego tygodnia! Kocham was bardzo mocno. 

poniedziałek, 13 października 2014

Rozdział 6


                    Przemierzała ulice Kansas z taką szybkością, że miała wrażenie, jakby zaraz miała się przewrócić. Do domu miała dosyć spory kawałek drogi, ale nie zwracała na to większej uwagi tylko biegła ile sił miała w nogach. W głowie cały czas przetwarzała rozmowę, którą odbyła jeszcze kilka minut temu, nadal nie do końca jej rozumiejąc. Miała tylko nadzieję, że to, co z niej wyciągnęła, okaże się nieprawdą.
                Po dziesięciu minutach dotarła do swojego mieszkania. Drzwi były otwarte na oścież, a w środku kręciło się dwóch policjantów i pani Evans, która do niej zadzwoniła. Serce Layli na chwilę się zatrzymało, widząc bałagan w przedpokoju, który jako jedyny zdołała zobaczyć, stojąc na ostatnim ze schodków, na wprost wejścia.
                Zrobiła kilka kroków, stając w progu. Z jej gardła wydobył się cichy jęk, który zaraz zagłuszyła, zakrywając usta dłonią. Zwróciła tym samym na siebie uwagę obecnych.
-Layla! Jak dobrze, że nic ci nie jest. – usłyszała niespokojny głos sąsiadki, a chwilę później poczuła jak starsza kobieta ją przytula delikatnie. Dziewczyna odwzajemniła gest, jednak nie była w stanie wypowiedzieć żadnego słowa. Stała zszokowana widokiem. Jej mieszkanie wyglądało jakby przeszło po nim tornado. Wszystkie książki porozrzucane, kwiatki w doniczkach zostały wywrócone, a pojedyncze pióra z poduszek nadal znajdowały się w powietrzu. Nie miała najmniejszych wątpliwości, że ktoś się włamał do jej domu. Jednak nie wiedziała kto to zrobił i dlaczego.
                Uspokoiwszy się złożyła zeznania, która wiedziała, że i tak nic nie dadzą policjantom, ponieważ nie miała pojęcia kim mógłby być włamywacz. Ku jej jeszcze większemu zdziwieniu, nic nie zostało skradzione. Laptop i telewizor nadal znajdowały się w mieszkaniu, a były to jedyne w jakimkolwiek stopniu wartościowe rzeczy.
                Kiedy policja odjechała, zapewniając, że zrobią wszystko co w ich mocy, żeby dowiedzieć się kto to zrobił, niebieskooka poczęła sprzątać. Powyrzucała przedmiotu, które nie nadadzą się już do użytku, a resztę odłożyła na miejsce. Dokładnie odkurzyła każdy kąt, starając się nie myśleć o tym co się wydarzyło. Cieszyła się jedynie, że nic nie zostało skradzione i nie będzie miała jakiś drogich wydatków.
                Kiedy skończyła, postanowiła zadzwonić do Matta i przeprosić go za to, że tak uciekła szybko. Chwyciła za telefon i wyszukała jego numer w książce telefonicznej. Przyłożyła urządzenie do ucha, oczekując na zaakceptowanie połączenia. Po dwóch sygnałach, usłyszała dobrze znany jej męski głos.
-Cześć Matt. Przepraszam, że tak zniknęłam, ale ktoś mi się włamał do mieszkania. – wyjaśniła, siadając na kanapie. Poprawiła swoją sukienkę, której nie miała nawet czasu przebrać, a następnie ściągnęła z nóg buty.
-Wszystko dobrze? Nic ci się nie stało? – zapytał zmartwiony.
-Tak. Nic nie zostało skradzione, tylko straszny bałagan zrobili. – odpowiedziała, uśmiechając się lekko ze świadomością, że chłopaka przejął się tym zajściem. – Przepraszam, ale muszę się przejść trochę. Umówimy się jeszcze i zobaczę te twoje dzieła.
-Nie ma sprawy. Uważaj na siebie, a jakby coś się działo to dzwoń o każdej porze. – osiemnastolatka podziękowała jeszcze tylko Lachowskiemu, a następnie przerwała połączenie. Przebrała się szybko w jakieś sportowe ciuchy i wyszła, chcąc pobiegać chwilę, żeby odreagować. Zawsze ją to uspokajało i miała nadzieję, że tym razem nie będzie inaczej.

*

                Obudził się z lekkim bólem głowy. Należał on jednak do łagodnych i po kilku minutach leżenia i wpatrywania się w sufit dolegliwość ustąpiła. Podniósł się na łokciach, rozglądając po pokoju. W łóżku obok jeszcze spokojnie spał Michael, a zegar wskazywał dopiero kilka minut po 7 rano. Przeciągnął się leniwie, wstając i zakładając na swoją gołą klatkę piersiową pierwszą lepszą bluzę, która leżała na walizce. Nie miał okazji się jeszcze w pełni rozpakować, a właściwie to w dalszym ciągu łudził się, że może rodzicielka zmieni zdanie, co do pobytu w Kansas City. Niestety musiał się pogodzić z przegraną. Został skazany na spędzanie czasu w tym nudnym mieście i nic nie może na to poradzić.
                Zszedł na dół do kuchni, gdzie siedział już Calum, zajadając, jak codziennie rano, płatki z mlekiem.  Był to jego mały rytuał. Uważał, że jeśli przyjdzie mu się pożywić na śniadanie czymś innym, to jego dzień nie będzie należał do udanych. Luke nigdy nie rozumiał postępowania przyjaciela, ale nie kwestionował go również. W końcu każdy ma swoje dziwactwa i należy je zaakceptować.
-Wiem, że byłeś na imprezie wczoraj. – odezwał się ciemnowłosy, przestając na chwilę konsumować posiłek. Widząc, że blondyna nie obeszło to ani trochę, zacisnął pięści, a usta wykrzywiły mu się w grymas. –Przestań się tak zachowywać bo nikomu tym nie imponujesz. – syknął, czując narastającą z każdą sekundą złość. Był osobą, którą panowała nad emocjami, ale ostatnio przychodziło mu to z trudem, gdyż Hemmings skutecznie starał się wyprowadzić go z równowagi.
-Sam powinieneś się zabawić. Przydałoby ci się. – odparł osiemnastolatek, wzruszając ramionami w geście obojętności, a następnie otworzył lodówkę, rozglądając się na kartonem mleka. Nie mogąc go jednak znaleźć, chwycił butelkę z kefirem i nalał sobie trochę do szklanki.
                Nagle w pomieszczeniu rozległ się głośny dźwięk przychodzącej wiadomości. Mulat wyciągnął komórkę z kieszeni jeansów, wczytując się w smsa. Wywrócił oczami, zablokowując urządzenie.
-Twoja mama nie może się do ciebie dodzwonić od wczoraj. Ciekawe dlaczego.- zironizował, wstając od stołu. Odłożył miskę do zmywarki i wyszedł do przedpokoju. – Wychodzę. Nie wiem o której wrócę. – powiedział, zakładając na nogi czarne Vansy. Nie czekając na jakąkolwiek odpowiedź ze strony niebieskookiego, nacisnął klamkę i zniknął z pola widzenia chłopaka.

*

                Przez słuchawki przedostawały się ostatnie dźwięki, jednej z jej ulubionych piosenek ostatnich czasów. Biegła właśnie przez ścieżkę leśną, którą wydawała się idealna do tego, żeby się odprężyć. Rzadko spotykała tutaj ludzi, co bardzo ją cieszyło, gdyż czasami bezwiednie podśpiewywała sobie pod nosem. Jej głos nie należał do najgorszych, jednak nigdy nie lubiła występować przed ludźmi i za każdym razem się zawstydzała.
                Kiedy zaczynała się kolejna piosenka, przerwał ją sygnał połączenia. Zatrzymała się, a następnie odebrała połączenie, nie patrząc na to, kto dzwoni.
-Tęskniłaś? – zamarła. Głos był identyczny jak chłopaka, który ostatnio ją prześladował. W jej oczach pojawiły się łzy, które chciały się wydostać, ale starała się je powstrzymać. Przypomniała sobie włamanie i zaczęła zastanawiać się, czy to może nie on był odpowiedzialny za całe zajście. Co prawda chłopak wywoływał u dziewczyny nienajlepsze uczucia, ale nie zdawał się być psychopatą. Oddech stał się nierówny i niezwykle głośny, przez co mieszał się z cichymi jękami, tłumiąc je.
                Nagle poczuła na swoich ramionach czyjeś dłonie i przestraszona, zaczęła krzyczeć, bojąc się odwrócić. Została jednak do tego zmuszona przez osobę stojącą za nią. Ku jej uldze ujrzała jednak Caluma, który był zaskoczony, a jednocześnie zmieszany zachowaniem nastolatki. Layla spojrzała na ekran telefonu i dopiero teraz zauważyła wyświetlające się imię chłopaka. Przyłożyła sobie dłoń do ust, próbując się uspokoić.
-Spokojnie. To tylko ja. – odezwał się jako pierwszy brązowooki, zdejmując ręce z jej ramion. Nie zdawał sobie sprawy, że dziewczyna aż tak gwałtownie zareaguje. Kiedy doszła już do siebie, zmroziła go wzrokiem, uniosła rękę i lekko uderzyła go w ramię.
-Nie strasz mnie tak nigdy więcej. – zawołała, wyjmując z uszu słuchawki i zatrzymując muzykę. – Co tutaj robisz? – zapytała. Odwróciła się od osiemnastolatka i ruszyła wolnym krokiem w dalszą drogę, dając do zrozumienia chłopakowi, żeby szedł z nią.
-Od rana chodzę po całym Kansas bo nie wiem co ze sobą zrobić. Przyjaciel mnie wkurza i nie potrafię przebywać w jego towarzystwie dłużej niż to konieczne. – westchnął, chowając dłonie do kieszeni szarej bluzy, której rękawy były podwinięte do góry.
            Przez kolejne dwie godziny spacerowali po lesie, rozmawiając dosłownie o wszystkim. Calum opowiedział Layli całą historię, tym razem nie pozostawiając dla siebie tego, że jest z zespole światowej sławy. Ku jego zdziwieniu dziewczyna przyjęła to spokojnie. Opowiedziała mu o tym, że zna Diane i to ona puściła jej kiedyś ich piosenki, więc kilka zna mniej więcej. Pomimo tego, że znali się niedługo, rozmawiało im się naprawdę znakomicie i w swoim towarzystwie obydwoje zapomnieli o swoich problemach. Obydwoje już dawno nie mieli takiej swobody w rozmowie, zwłaszcza Calum, któremu trudno jest znaleźć osobę lubiącą go za osobowość, a nie za to kim jest i czym się zajmuje. Była to dla niego miła odmiana, że jest w stanie porozmawiać ze zwykłą aczkolwiek interesującą osobą jaką była Layla.
-Jesteś może głodny? – zapytała nastolatka, kiedy znajdowali się już pod jej mieszkaniem. – Nie jadłam w sumie jeszcze obiadu, ani nawet go nie zrobiłam, więc jeśli mi pomożesz, to sam się załapiesz. – powiedziała, uśmiechając się wesoło do mulata. Ten pokiwał twierdząco głową, ciesząc się, że nie musi się jeszcze żegnać z dziewczyną. Nienawidził pożegnań, a już na pewno nie miał ochoty wracać do domu, gdzie będzie musiał znosić zachowanie Luke’a. Zdjął z siebie bluzę i buty, wchodząc w głąb mieszkania, aby razem z Laylą przyrządzić coś dobrego.

Od autorki:


Dodaje dopiero dzisiaj ponieważ postanowiłam, że będę czekać dopóki nie będzie kilku komentarzy. Tym razem miałam bardzo mało i to pierwszy dopiero po tygodniu. Dlatego ten rozdział dedykuje dwóm osobom, którym chciało się wyrazić swoje zdanie. To jest dla was. Dziękuję.