wtorek, 30 grudnia 2014

Rozdział 9


   Siedział na jednym ze szpitalnych krzeseł, oparty lewą ręką o kolano. Wpatrywał się ze znudzeniem w ekran telefonu, czekając na przyjście swojego przyjaciela. Chciał jak najszybciej opuścić budynek, gdyż nienawidził szpitali. Jedyny powód, dla którego tutaj przyjechał, to prośba Jake’a, aby upewnili się, że dziewczynie nic się nie stało.
      Nawet jej nie znał. Pierwszy raz ją na oczy zobaczył. A po reakcji nastolatki na ich widok, mógł stwierdzić, że dla ciemnowłosego również nie była bliska. Jednak wielokrotnie zarzekał się przy lekarzu, że jest inaczej, aby dowiedzieć się czegokolwiek o stanie zdrowia szatynki. Niestety na marne. Nikt nie dał się nabrać na marne kłamstwa chłopaka, który widocznie nie był zmartwiony całą sytuacją, co go w dużej mierze wydało. 
    Nagle na korytarzu pojawiła się pielęgniarka, która chwilę temu wyszła z sali dziewczyny, trzymając w ręce tacę ze strzykawkami i różnego rodzaju wacikami. Na sam widok, po ciele Luke’a przeszły dreszcze, a widząc, że kobieta szła w jego stronę z zatroskanym wyrazem twarzy, wyprostował się.
-Twoja koleżanka już się obudziła. Możesz do niej zajrzeć. Ale tylko na chwilkę, bo zaraz kończą się godziny odwiedzin. – oznajmiła, posyłając mu delikatny uśmiech, a następnie odeszła w stronę recepcji.
Luke przez dłuższą chwilę przetwarzał słowa pracownicy szpitala, zastanawiając się czy może czasami nie lepiej upewnić się czy wszystko z niebieskooką w porządku. W końcu zemdlała w jego obecności, co poniekąd zobowiązywało do jakkolwiek pojmowanej troski. 
Westchnął cicho, chowając telefon do kieszeni ciasnych jeansów, a następnie wstał z niewygodnego krzesła i ruszył w kierunku pomieszczenia, w którym znajdowała się dziewczyna. Zapukał lekko w drzwi, ale nie usłyszał zaproszenia. Powtórzył kilka razy czynność, jednak bez znaku obecności kogokolwiek w sali. Pociągnął za klamkę i wszedł do środka, zwracając na siebie uwagę nastolatki. 
Patrzyła na niego zmęczonym wzrokiem, nie do końca zdając sobie sprawę z tego, gdzie się znajduje. Leżała na łóżku, które już od samego patrzenia wydawało się niewygodne. Na czole uformowały się zmarszczki, nie rozpoznając w chłopaku nikogo znajomego. Podrapał się w kark z lekkim zakłopotaniem. Nie był pewny co ma jej powiedzieć, o co zapytać. 
-Kim jesteś? – zapytała zachrypniętym głosem, próbując podnieść się i poprawić swoją poduszkę. Sprawiało jej to jednak zbyt wiele problemu, więc wzdychając poddała się. Widząc to Luke podszedł bliżej niej i poprosił pomógł jej. Dziewczyna była widocznie słaba i nie potrafiła nawet usiąść na chwilę. 
-Jestem Luke. Nie znasz mnie, ale byłem przy tym jak zemdlałaś więc tutaj przyjechał, żeby się upewnić, że nic ci się nie stało.
W tej chwili wyraz twarzy Layli zmienił się gwałtownie. Zmarszczyła czoło, nabierając momentalnie powietrza do ust, przez co zaraz zaczęła się dławić i kaszleć. Blondyn wycofał się trochę, nie będąc pewny jak zareagować. Kiedy jednak osiemnastolatka odzyskała kontrolę nad sobą, podniosła z powrotem wzrok na chłopaka, mając w oczach niemałe przerażenie.
-Mogę liczyć, że nie powiesz Jake’owi, że się obudziłam i ze mną rozmawiałeś? – poprosiła błagalnym głosem. Luke miał wrażenie, że jeśli jej odmówi, to ona momentalnie się rozpłaczę, więc nieco skołowany pokiwał twierdząco głową. – Dziękuję. 
Nie wiedząc co ze sobą zrobić, niebieskooki pożegnał się z nią przelotnie i wyszedł z sali, idąc w stronę wyjścia ze szpitala. Nie wiedział, gdzie podziewał się jego przyjaciel. Poszedł tylko skorzystać z toalety, a nie ma go znacznie dłużej niż oczekiwał tego. Dlatego też piosenkarz postanowił, że pojedzie do domu autobusem. Nie chciało mu się czekać na Millera. 

*

Spakowała szczotkę do włosów do torby, którą przed chwilą podrzuciła jej Diana. Przeleżała w szpitalu całą noc na obserwacji, ale nie dowiedziała się od lekarzy czegoś, czego już nie wiedziała. To, że zemdlała było jednym z objawów choroby Ménière'a, który wystąpił pomimo tego, że wzięła rano leki. Został on wywołany zbyt wielkim stresem, co ani trochę nie zdziwiło Layli. Spodziewała się, że prędzej czy później ostatnie wydarzenia odbiją się na jej zdrowiu. 
Rzecz, która znacznie bardziej zmartwiła dziewczynę, był fakt, że straciła kolejne pięć procent słuchu. Nie mogła dosłyszeć już dźwięków, które nie dochodziły z tego samego pomieszczenia, w którym ona się znajduje. Miała coraz mniej czasu na nacieszenie się swoim najbardziej wartościowym, jak dla niej, zmysłem. Nie wyobrażała sobie życia, nie mogąc usłyszeć ludzi, z którymi rozmawia, piosenek, która tak uwielbia, i które jeszcze jej się spodobają. Jednak wiedziała, że nic na to nie poradzi. Liczyła tylko, że kiedy nastąpi tak bardzo pechowy dla niej dzień, że nie usłyszy już nic, jej świat nie stanie na głowie. 
Zasunęła zamek torby i położyła ją na łóżku. Założyła na nogi swoje nieco brudne czarne trampki. Opatuliła się szczelnie szalikiem, gdyż dni stały się bardzo mroźne jak na wrzesień, a następnie zarzuciła na siebie kurtę w czerwoną kratkę. Rozglądnęła się po sali, czy aby na pewno o niczym nie zapomniała. Upewniając się, że wszystko zabrała, wyszła ze szpitala, uprzednio zabierając wypis od jednej z pielęgniarek przy recepcji. 
Sprawdziła szybko godzinę na komórce. Dochodziła 10 rano. O tej porze powinna być na uczelni, jednak nie miała siły dzisiaj, aby siedzieć na zajęciach. Do pracy na szczęście nie musiała iść, gdyż miała wolne. Postanowiła spacerem wrócić do domu. Uwielbiała przebywać na świeżym powietrzu, nawet jeśli było zimno. Mogła wtedy odetchnąć, dotlenić się, ale to, co najbardziej uwielbiała, to słuchanie muzyki w takich momentach. 
Wyjęła swoje słuchawki, podpinając je do telefonu. Załączyła playlistę, pogłaśniając najbardziej jak mogła.  Usłyszała pierwsze dźwięki jednej z jej ulubionych piosenek Imagine Dragons, co wywołało u niej natychmiastowy uśmiech. Na głowę zarzuciła kaptur, żeby jej nie przewiało i ruszyła w stronę swojego miejsca zamieszkania. Całą drogę podśpiewywała sobie utwory, które na chwile obecną brzmiały w jej uszach. Przestała się przejmować wszystkim, zapomniała o problemach jakie miała, a jej myśli były wypełnione słowami przebojów minionych lat. Ani się obejrzała, a po godzinie dotarła do celu. Od razu nastawiła wodę na kawę, a następnie poszła do sypialni, odłożyć swoje rzeczy. Była zmęczona, jednak postanowiła, że nie pójdzie spać, gdyż później cała noc stanie się bezsenna, co było dla niej niekorzystne. Przebrała się w zwykły, nieco za duży podkoszulek z logiem Rolling Stones, który, nawiasem mówiąc, był drugim, zaraz za Fall Out Boy, ulubionym zespołem osiemnastolatki. Niewygodne jeansy zamieniła na zwykłe legginsy, a na nogi wsunęła wysokie pantofle, przypominające poniekąd jedne z tych drogich butów Emu. Włosy spięła w koka, nie zaprzątając sobie głowy pojedynczymi włosami sterczącymi na wszystkie strony. Spojrzała do lustra, uśmiechając się delikatnie. Nie wyglądała korzystnie, ale tak właśnie czuła się najlepiej. Nie musząc przejmować się tym co nosi i jak się prezentuje. 
Spodziewając się, że raczej nie usłyszy kiedy woda w dzbanku się zagotuje, postanowiła nie ryzykować i poczekać na ten moment w kuchni, aby przez przypadek nie spalić domu. Pomaszerowała do kuchni, wyciągnęła swój ulubiony czerwony kubek, a następnie wsypała do niego łyżkę kawy. Nie przepadała za tym napojem, ale wiedziała, że bez niego nie wytrzyma kolejnej godziny. Była to sytuacja wyjątkowa, dlatego też niebieskooka podjęła takie kroki. Zalała do połowy trunek mlekiem, chcąc jak najbardziej zamaskować obrzydliwy smak i wlała niewielką ilość wrzątku. Wsypała jedną łyżkę brązowego cukru, udając się z przygotowaną kawą do salonu, gdzie rozsiadła się wygodnie na kanapie. Przykryła się kocem przewieszonym przez oparcie, zabierając się za czytanie książki, którą niedawno zaczęła. Była kolejnym dziełem jednego z jej ulubionych autorów – Stephena Kinga pod tytułem Miasteczko Salem.
Z zaczytania po około dwóch godzinach wyrwał ją dzwonek do drzwi. Wystraszona nieco, zerwała się na równe nogi, dziękując w duchu, że jest w stanie jeszcze usłyszeć, kiedy ktoś do niej przychodzi. Poprawiła niechlujnie związane włosy, zaglądając przez wizjer i upewniając się, że nie jest to broń Boże Jake. Widząc jednak niewyraźną, ale uśmiechniętą twarz Diany, odsunęła się nieco i otworzyła koleżance, zapraszając do środka.
-Jak się czujesz? – zapytała z przejęciem blondynka, ściągając z siebie zielony płaszczyk. Słysząc zapewnienia Layli, że wszystko jest w jak najlepszym porządku, posłała jej pełen zadowolenia uśmiech, wchodząc do kuchni i zabierając się za robienie czekolady, którą tak uwielbiała. Walker nie miała nic przeciwko temu, że siedemnastolatka tak się gościu u niej, ponieważ wiedziała, że takie zachowanie jest u niej jak najbardziej na miejscu. Byłaby bardziej przejęta, gdyby przyszła do niej smutna i całkowicie bez życia w sobie, a to jeszcze nigdy się nie zdarzyło. – Skończyłam dzisiaj wcześniej lekcje. Nauczycielka historii się rozchorowała, więc nas wypuścili. – mówiła, stojąc tyłem do osiemnastolatki, przejęta zrobienie jak najlepszego napoju. Layla widziała po gestykulacjach, że nastolatka coś jej opowiada, ale za nic nie mogła usłyszeć co. 
-Diana nie wiem co mówisz. – przerwała jej wypowiedź, powodując, że blondynka się odwróciła i spojrzała na nią ze współczuciem. – Straciłam kolejne pięć procent słuchu i jest coraz ciężej. Czasami słyszę coś, a czasami nie. 
-Wybacz. Ostatnio nie zauważyłam żebyś miała jakieś większe problemy z tym i nieco się odzwyczaiłam. – wyznała, wywołując u koleżanki szeroki uśmiech. Cieszyła się, że była osoba, która nie dość, że jej choroby nie traktowała jak jakiegoś upośledzenia na skalę światową, to jeszcze zapominała o tym. Nic nie sprawiało jej takiej radości jak tego typu słowa. 
Resztę dnia spędziła w towarzystwie Diany, rozmawiając i oglądając filmy. Lubiła jej towarzystwo i pomimo tego że była zmęczona, to dużo energii dostarczyła jej dziewczyna, która nawet na chwilę nie potrafiła przestać gadać. Czasami bywało to uciążliwe, ale w takich chwilach dziękowała Bogu za taką osobę jak siedemnastolatka. 

*

W domu Lachowski od samego rana panowało zamieszanie. Cały zespół funkcjonował faktem, że jeśli Luke nie zacznie wywiązywać się ze swoich obowiązków i nie przestanie imprezować, to zespół 5 Seconds of Summer zostanie rozwiązany, a przynajmniej chłopcy zostaną bez menagera. Oczywiście jak to od ostatniego czasu bywa – każdy był przejęty całą sytuacją, tylko nie osoba, od której wszystkie te problemy się zaczęły. Podczas gdy trójka przyjaciół przesiadywała w kuchni, zastanawiając się jak temu zapobiec, najmłodszy członek zespołu smacznie spał w swoim łóżku. 
Postawa osiemnastolatka już od dłuższego czasu działała im na nerwy, ale nigdy jeszcze ich kariera muzyczna nie wisiała na włosku tak jak w tej chwili. Nie potrafili nawet spokojnie spać, nie myśląc o tym. Wymyślali najróżniejsze rzeczy, które miały na celu poprawę zachowania Hemmingsa, jednak nic nie wydawało się na tyle dobre, aby miało jakikolwiek wpływ w dalszym rozwinięciu. Wpadli nawet na pomysł znalezienia chłopakowi dziewczyny, ale szybko się z tego wycofali. Wiedzieli, że żadna kobieta o zdrowych zmysłach nie zadawałaby się z nim, gdyby poznała go trochę bliżej, a poza tym znajdowali się w Kansas City, a nie w Sydney, więc nie było szans na zaangażowanie się którejkolwiek ze stron, wiedząc, że nie potrwa to długo. 
-Co wy tak wcześnie wstaliście? – usłyszeli głos Igora Lachowski. Mężczyzna wszedł do kuchni w eleganckim garniturze, który ubierał za każdym razem, gdy wychodził do pracy. Był on menagerem hotelu Marriott Downtown, który szczycił się bardzo dobrą opinią wśród turystów. Zazwyczaj nie było go w domu, gdyż wychodził dosyć wcześnie rano, a wracał dopiero przed północą. Był on jednak zorientowany w sytuacji zespołu, ponieważ wczoraj zadzwoniła do niego Karen Clifford ze wszystkimi informacjami. Widząc skwaszone miny nastolatków, westchnął cicho. Dzisiaj postanowił wziąć sprawy w swoje ręce i spróbować jakoś pomóc. Klasnął w dłonie na tyle mocno, żeby wyrwać przyjaciół z zamyślenia, a następnie kazał im obudzić Luke’a, ubrać się, zjeść szybko śniadanie, gdyż cały dzień spędzą z nim w hotelu. Lachowski był zdania, że ciężka praca, którą miał zamiar obarczyć chłopców, a już na pewno najmłodszego z nich, sprawi, że jak przyjadą do domu, to nie będą mieli na nic ochoty poza pójściem spać. 


Od autorki:

5 KOMENTARZY DO NASTĘPNEGO.

PS. Nie sprawdzałam błędów, więc przepraszam jeśli się jakieś pojawiły.

6 komentarzy:

  1. Świetny jak zwykle :) zapraszam też do mnie. Dopiero zaczynam :) http://my-guardian-angel-ff.blogspot.com/?m=1 jeśli przeczytasz zostaw po sobie ślad w formie komenarza :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Kto robił ci szablon? Śliczny *.*
    Rozdział genialny jak zwykle. Czekam na next.

    OdpowiedzUsuń
  3. Rozdział cudowny *_* Weny w pisaniu i czekam na next :*

    OdpowiedzUsuń
  4. świetne opowiadanie czekam na dalsze losy bohaterów.

    OdpowiedzUsuń
  5. czekam na kolejny rozdział.

    OdpowiedzUsuń