poniedziałek, 1 września 2014

Rozdział 2


Środa nie zaczęła się dla Luke’a tak jak tego oczekiwał. O 8 rano obudziła go Liz, wparowując do jego pokoju z jakimś magazynem plotkarskim w ręce. Zanim zdążył choćby podnieść się do pozycji siedzącej, kobieta żywo gestykulowała, krzycząc na niego. Podziałało to tak, jakby ktoś mu zatrąbił zaraz przy uchu. Każdy dźwięk wydawał się dwa razy głośniejszy niż w rzeczywistości był, a głowa pękała od nadmiaru alkoholu, który jeszcze znajdował się w niewielkiej ilości w jego organizmie. Jeszcze nigdy nie miał tak wielkiego kaca, a mama wcale mu nie pomagał, unosząc głos. Nie potrafiąc jednak nic zrozumieć z jej wypowiedzi, przytakiwał jedynie. Marzył, aby jak najszybciej pójść z powrotem spać.
Ziewnął przeciągle, pokazując blondynce tym samym, że jest zmęczony, aby opuściła sypialnie i dał mu odespać noc. Widząc, że nawet nie wysilił się na to, żeby coś powiedzieć, Liz machnęła ręką, a następnie wyszła z pokoju, zatrzaskując za sobą drzwi. Słyszał jak schodzi po schodach na dół, mówiąc coś do ojca chłopaka.
Rozglądnął się po pomieszczeniu, zastanawiając się czy da radę teraz w ogóle zasnąć. W sekundzie powieki zaczęły jednak mu opadać. Położył głowę na poduszkę i na powrót zasnął.
Osiemnastolatek powrócił do świata żywych dopiero koło 10 rano co i tak było jak dla niego wcześnie, zważywszy na to, że wrócił z klubu około 5 godzin temu. Kiedy tylko pojawił się na dole obok niego pojawiła się rodzicielka z groźnym wyrazem twarzy. W ręce trzymała ścierkę, ściskając ją bardzo mocno, jakby chciała powstrzymać się od zrobienia zupełnie czegoś innego. Blondyn posłał jej zdziwione spojrzenie i nie czekając na to, co mama ma mu do przekazania, wszedł do kuchni, przygotowując sobie śniadanie. Usłyszał za sobą kroki, a po chwili w pomieszczeniu ponownie pojawiła się Liz. Wręczyła mu tą samą gazetę, którą miała ze sobą wcześniej i usiadła na krześle, czekając, aż jej syn przeczyta artykuł o nim samym.
Luke Hemmings – najmłodszy członek zespołu 5 Seconds of Summer zaliczył gigantyczną wpadkę. Wybrał się na imprezę do Home Nightclub, z której wyszedł całkowicie pijany. Podobno zirytował się widokiem paparazzi i zwyzywał ich, a następnie razem z nieznaną nam blondynką odjechał swoim samochodem, nie mając nawet jeszcze prawa jazdy, a w dodatku pod wpływem. Od dłuższego czasu ludzie już spekulują na temat coraz gorszego zachowania osiemnastolatka. Wszyscy podsumowują to, mówiąc, że Hemmings się stoczył. Fanki płaczą, mając nadzieję, że jest to tylko chwilowe, jednak nawet przyjaciele z zespołu przestali go bronić, gdy tylko ktoś rzuci takie stwierdzenie. Czy Luke Hemmings podniesie się? Czy to już koniec 5 Seconds of Summer?
Prychnął cicho, rzucają magazyn na blat. Nie widział w swoim zachowaniu niczego nadzwyczajnego. Był wstawiony, a wtedy bardzo łatwo się irytował. Nie uderzył nikogo, więc nie widział powodu do panikowania. Jego mama jednak myślała inaczej. Doskonale zauważyła zmianę w zachowaniu swojego najmłodszego dziecka, ale miała nadzieję, że to przejściowe. Niestety nastolatek zachowywał się coraz gorzej i nikt nie potrafił mu przemówić do rozsądku. Wiele razy przyłapywała go pijanego, a nawet naćpanego, ale krzykami nic nie zdziała, a szlabanu i tak nie wypełni. Była zdesperowana. Nie miała pojęcia co powinna zrobić, aby chłopak znowu był taki ja dawniej.
-Powiedz mi jak mam ci pomóc, bo ja już nie wiem. – szepnęła, nie odrywając wzroku od Luke’a, który robił sobie właśnie kanapki. Usłyszała ciche jęknięcie i była przekonana, że ta rozmowa nie będzie należała do najmilszych, ale nie mogła tego tak zostawić.
-Nie masz mi w czym pomagać. Wszystko jest tak jak było. – odpowiedział, nie odrywając wzroku od przygotowywanego jedzenia. Miał dość kazań, które prawiła mu rodzicielka, ale również jego przyjaciele i wszyscy, którzy uważają, że mają do tego prawo.
-Tak jak było? Nic nie jest tak jak było. Zmieniłeś się na gorsze. Starałam ci się pomóc, ale nie pozwalasz mi. Chcesz, żebym cię wysłała na odwyk?
-Słucham?! – zawołał zły, że kobieta w ogóle może rozważać takie posunięcie. – Nie jestem uzależniony! Nie potrzebny mi żaden pieprzony odwyk!
-To co mam zrobić?
-Po prostu zostaw mnie w spokoju! – krzyknął i zabrawszy swoje śniadanie wyszedł z pomieszczenia. Usiadł na kanapie w salonie, załączając telewizor na swoim ulubionym serialu - Jak poznałem waszą matkę. Słyszał, że Liz rozmawiała z kimś przez ponad godzinę przez telefon, jednak nie był tym zainteresowany. Był pewny, że ponownie dyskutowała z kimś o jego zachowaniu.

*

Ostatnie zajęcia skończyły się o 15:00. Widząc, że wszyscy zaczęli się pakować, poszła w ich ślady. Położyła plecak na stolik, a następnie wpakowała do niego wszystkie swoje przybory. Zasunęła zamek torby, zasuwając nogą krzesło. Pożegnała się z wykładowcą krótkim „do widzenia”, a następnie wyszła z sali, kierując się w stronę wyjścia z instytutu. Dzisiaj miała dzień wolny od pracy, więc postanowiła wrócić do domu piechotą. Droga zajmowała dobrą godzinę, jednak nigdzie się jej nie spieszyło. Wyjęła z kieszeni spodni komórkę i słuchawki, podłączając do urządzenia. Zanim jednak włożyła je do uszu, usłyszała jak ktoś ją woła. Odwróciła się i zobaczyła biegnącego w jej stronę Matta. Znała go z zajęć fotograficznych. Był znakomitym fotografem, a jego zdjęcia były wywieszone na auli w uczelni, gdzie wszyscy mogli je zobaczyć. Chłopak był również starszym bratem koleżanki Layli z pracy – Diany. Byli oni zupełnie różni, co powodowało wątpliwości niejednej osoby z otoczenia. Ona była piękną, aczkolwiek niską blondwłosą dziewczyną o głęboko niebieskich oczach i lekko zadartym nosie. On miał ciemno brązowe włosy i tego samego koloru oczy. Mierzył około 180 centymetrów wzrostu, co doskonale współgrało z całym umięśnionym ciałem i szerokimi barkami. Według niejednej kobiety wyglądał jak model Calvina Kleina.
-Mogłabyś mi pomóc? – zapytał, kiedy pojawił się tylko koło Walker. Zmarszczyła brwi, dając mu do zrozumienia, że chce, aby powiedział jakiego typu pomocy potrzebuje. – Do poniedziałku muszę narysować portret jakiejś dziewczyny. Pomyślałem o tobie bo możesz mi jeszcze przy okazji dać kilka rad co do szkicowania. Dasz się namówić?
-Pewnie. – odpowiedziała, uśmiechając się do chłopaka słodko. Lubiła pomagać ludziom. Uważała, że czyniąc dobrze, staje się lepszym człowiekiem. – Przyjdź w piątek do mnie do pracy po zajęciach.
-Dobra. Dziękuję. – zawołał i skierował się z powrotem do instytutu. Przeczesała ręką włosy, zakładając słuchawki. Włączyła jedną z jej ulubionych piosenek Jesus of Suburbia. Pogłośniła na full co u niej znaczyło, że słyszała tak, jakbym miała na półgłośny ustawiony. Była osobą niedosłyszącą. Miała rzadką dolegliwość zwaną chorobą Ménière'a. Polega ona na tym, że w błędniku gromadzą się nadmierne endolimfy i wzrasta ciśnienie. Objawia się zawrotami głowy, szumem usznym oraz postępującą utratą słuchu. Na szczęście nastolatka słyszy 70% dźwięków. Zdarza się, że musi czytać z ruchu ust, ale stara się tym nie przejmować. Kiedyś w końcu straci słuch całkowicie i będzie musiała to robi znacznie częściej, więc musi się uczyć. Zawroty są u niej rzadkością. Nie pojawiają się często, a jeśli już, to trwają do 5 minut. Layla nie ukrywa przed ludźmi tego, aby nie byli zdziwieni jeśli nie dosłyszy ich słów. Niektórzy traktują to jako zaraźliwą chorobę i wolą się do niej nie zbliżać. To rani uczucia dziewczyny, ale już od dawna ma okazję widzieć takie zachowanie, więc zdążyła się już nieco do tego przyzwyczaić.

*

Dzwonek do drzwi rozległ się w całym domu. Luke wstał z kanapy i wszedł do przedpokoju. Chwycił za klamkę, naciskając ją. Zobaczył trójkę swoich przyjaciół, za którymi stały ich mamy. Otworzył szerzej drzwi, wpuszczając ich do środka. Nie wiedział, czym spowodowana jest ich wizyta i po minach nastolatków, przypuszczał, że oni też. Weszli do salonu, gdzie czekała już na nich Liz. Przywitała się z każdym po kolei i zaprosiła, żeby usiedli do stołu. Wszyscy wykonali jej prośbę. Na blacie były przygotowane szklanki, dzbanek soku pomarańczowego oraz ciasteczka, ale nikt nie miał na nie ochoty.
-Rozmawiałyśmy z waszym menagerem i wytwórnią. Ustaliliśmy, że powinniście zrobić sobie miesiąc wolnego. – zaczęła Joy, patrząc na chłopców z uśmiechem na twarzy. – Jesteście przemęczeni ciągłym nagrywaniem i należy wam się odpoczynek. – dodała, widząc wyraźne zadowolenie u całej czwórki. Od dłuższego czasu myślały nad tym rozwiązaniem, a teraz nadarzyła się idealna okazja.
-W piątek z samego rana macie samolot. Spędzicie ten czas w Kansas u mojego przyjaciela ze studiów. – zabrała głos mama Michaela. – On się wami zajmie.
-Czemu akurat tam? Lepiej by było nas wysłać na Hawaje czy do Włoch. – odezwał się Luke, zakładając ręce na klatkę piersiową. Nie rozumiał wyboru kobiet co do miejsca urlopu. W końcu w Kansas nie ma ani plaży, ani nic, więc nie mieliby nawet co robić.
-Ponieważ tam będzie was ktoś pilnował. – powiedziała Liz. – Nie ma zmian. Spodoba się wam. Zobaczycie. – na jej słowa trójka zgodnie pokiwała głowami na to, że się zgadza, jednak blondyn nie był zadowolony na cały ten wyjazd. – Nie chce słyszeć, że coś piłeś czy brałeś Lucas. – ostrzegła swojego syna na co on zaśmiał się gorzko, wiedząc już czemu ten pobyt w Stanach Zjednoczonych ma służyć. Mieli nadzieję, że dadzą radę zmienić chłopaka w taki sposób.
-Powaliło was? Chcecie mnie wysłać na jakieś zadupie, żebym znowu był nudnym Lukiem? Wasze niedoczekanie. – warknął, wstając od stołu.
-Od kilku miesięcy zachowujesz się jak totalny kretyn. Cały czas chodzisz na imprezy, pijesz, palisz, ćpasz. Zmieniłeś się nie do poznania. Wiecznie tylko jakieś afery. Zaniedbujesz fanów. Zawdzięczasz im wszystko, a masz ich zupełnie gdzieś! – wybuchł Calum, zaskakując tym wszystkich. Po raz pierwszy był w takim stanie. Na twarzy był czerwony, a brązowe oczy stały się wręcz czarne. Osiemnastolatek zawsze nad sobą panował i nie dał się ponosić emocjom, jednak tym razem nie wytrzymał. Miał dość zachowania swojego przyjaciela i chciał, żeby to się zmieniło, a skoro ich mamy uważały, że to coś może pomóc, to się z nimi zgadzał.
-Jesteście przewrażliwieni.
-Nie sądzę Lucas. – syknął Ashton. Podzielał zdanie Hooda i zrobi wszystko, żeby tylko odzyskać przyjaciela. – Jedziemy tam wszyscy i to tyle w tym temacie. -Na mnie nawet nie liczcie. – prychnął blondyn.
-Słowo wszyscy nie wyklucza ciebie. Wręcz przeciwnie. Włącza. – odezwał się Clifford, mając nadzieję, że ostatni raz usłyszał z ust Hemmingsa sprzeciw. Poleci razem z nimi nawet gdyby on sam miał go wnieść na pokład samolotu.

Od autorki:

Drugi rozdział za nami. Powoli zaczynam wkraczać w całą opowieść. Mam nadzieję, że was nie zanudziłam. Dziękuję wszystkim za komentarze i liczę, że z każdym kolejnym postem będzie ich coraz więcej. Życzę wam udanego roku szkolnego. Nie wiem czy to możliwe, ale trudno. Sama zaczęłam teraz liceum i patrząc na plan będę mieć sporo nauki, a do tego dochodzą jeszcze zajęcia pozalekcyjne. Tak więc nie obiecuję, że za tydzień pojawi się trzeci rozdział. Nie zdążyłam go jeszcze dokończyć, a z każdym dniem mam na to coraz mniej czasu. Ale postaram się wywiązać z obietnicy.

5 komentarzy:

  1. Tez mysle ze taki wyjazd dobrze zrobi luke'owi :) sie rozbrykal hahau xd rozdzial swietny! Nie moge sie juz doczekac kolejnego <3

    OdpowiedzUsuń
  2. I wreszcie coś zacznie się dziać 😃 To może i dziwne, ale najbardziej zainteresowal mnie wątek Layli i jej wady słuchu. Musiałaś się nieźle napracować nad tym opisem ahaha niczym prawdziwy biochemczyk XDD
    Powodzenia z pisaniem ♥

    OdpowiedzUsuń
  3. Weny życzę :) rozdział świetny :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Hmm... problemy ze słuchem, coś o tym wiem :) Fajnie przedstawiłaś osobę Layli, dobrze że Luke jedzie na tą wycieczkę, nareszcie coś zacznie się dziać. Wybacz, że tak długo nie komentowałam, zazwyczaj robię to od razu, ale przez moje samopoczucie nie byłam w stanie. Również życzę udanego roku szkolnego :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie ma sprawy. Rozumiem. Jak będziesz chciała pogadać to pisz ♥ I dziękuję za komentarz.

      Usuń