-Czy ty masz w ogóle jakiekolwiek pojęcie jak
się używa piekarnika? – zapytała rozbawiona Layla, siedząc na blacie kuchennym,
przyglądając się zmaganiom Caluma z nastawieniem pieczeni. Ledwo powstrzymywała
wybuch śmiechu, a zbliżał się on nieubłagalnie.
-Mikrofalówka
moją przyjaciółką. – odpowiedział, wywołując u nastolatki napad śmiechu.
Schowała twarz w dłonie, krztusząc się powietrzem. – Dobra. Poddaję się. Ty to
zrób. – zawołał, podnosząc ręce w geście bezradności. Podszedł do stolika i
usiadł na jednym z krzeseł, wpatrując się w poczynania osiemnastolatki.
Dziewczyna przekręciła jedną gałkę na termo obieg i nastawiła na godzinę, a
następnie spojrzała na chłopaka triumfalnie. Założyła ręce na biodra,
podchodząc bliżej niego. Ten uniósł brwi ku górze z pytającym wyrazem twarzy.
-Skoro
obiad prawie cały zrobiłam ja to chociaż zrób sałatkę. W lodówce jest papryka,
serek feta, pomidory i sałata. Z tym powinieneś sobie dać radę. – oznajmiła,
ściągając z siebie fartuszek, który w zwyczaju miała zakładać kiedy coś
gotowała. Wyglądała w nim słodko, dodawał jej dziewczęcego uroku, gdyż był
biały w różowe serduszka. Pociągnęła mulata za rękę, zmuszając go do wstania, a
następnie wskazała ręką na lodówkę, gdzie znajdzie wszystkie potrzebne
składniki. Ten jedynie wydał z siebie ciche jęknięcie i posłusznie począł
przygotowania.
Po godzinie wszystko było już
gotowe. Pieczeń z kurczaka stała doskonale wypieczona na środku stołu, obok
znajdowały się ziemniaki i sałatka, którą chłopak zdołał zrobić bez większego
problemu. Nastolatkowie zasiedli, poczynając delektowanie się potrawami. Layla
opowiadała mu o Instytucie Sztuki, do którego chodzi. Calum wydawał się tym
niezwykle zainteresowany, jednak ten cały czas, w którym niebieskooka mówiła mu
o zajęciach na jakie uczęszcza, on wpatrywał się w jej nieskazitelną cerę i
szczęśliwy wyraz twarzy. Przypomniał mu się wieczór, kiedy to dziewczyna na
niego wpadła. Była przerażona i zmieszana, zupełnie jak dzisiaj w lesie. Teraz
po tej niepewnej, wystraszonej osiemnastolatce nie było ani śladu.
*
Siedział na drewnianej huśtawce
na ganku z gitarą na kolanach. Wystukiwał rytm do jednej z jego ulubionych
piosenek, zastanawiając się co dzisiaj robić. Zastanawiał się czy nie zadzwonić
do Jake’a, którego poznał na imprezie i umówić się na wyjście do jakiegoś
innego klubu. Dobrze się z nim dogadywał. Miał wrażenie, że jest on jedyną
osobą, która ma takie samo podejście do życia co on. Nie przejmował się zdaniem
innych, lubił co mu się tylko podobało i być zadowolony z siebie. Pracował jako
mechanik, ponieważ lubił samochody, a dodatkowo zapewniało mu to pieniądze na
przeżycie. Bardzo często wychodził zaszaleć, zaliczyć jakąś dziewczynę lub po
prostu się upić.
Oparł instrument o ścianę domu,
a następnie wyciągnął telefon, wybierając numer nowo poznanego kolegi. Odebrał
on zaspanym głosem, wyraźnie starając się dopiero dojść do siebie po nocy.
Słysząc jednak propozycje Luke’a, rozbudził się nieco i nie ukrywając
szczęście, zgodził się na spotkanie. Umówili się dopiero o 20:00, więc
piosenkarz miał jeszcze sporo czasu do
wykorzystania, ale nie wiedział jak go spożytkować. W chwili, gdy odłożył
komórkę na malutki, rozkładany stoliczek niedaleko niego, usłyszał jak ktoś
otwiera drzwi balkonowe. Odwrócił głowę w ich kierunku, a chwile później
zobaczył Ashtona. Posłał mu pytające spojrzenie, na które zaraz usłyszał ciche
westchnięcie.
-Idziesz
z nami na spacer po Kansas? – zapytał dwudziestolatek z szerokim uśmiechem na
twarzy, który widocznie nie chciał mu zejść. – Diana chce nam pokazać kilka
miejsc. – dodał, poprawiając czerwoną bandankę na swojej głowie.
W pierwszej chwili Luke chciał
zaprzeczyć, gdyż nie miał ochoty na przebywanie ze swoimi przyjaciółmi, jednak
później pomyślał, że i tak nie ma co robić, a w domu nie chce mu się siedzieć.
Zgodził się na wyjście, czym zdziwił chłopaka, gdyż był on pewny, że usłyszy
zaprzeczenie. Obaj weszli do środka, idąc w stronę przedpokoju, gdzie czekał
już na nich Michael z Dianą, dyskutując na jakiś temat. Dziewczyna miała na
sobie jeasny i bluzkę w kwiatki. Na głowie były przeciwsłoneczne okulary, a
przez ramię miała przewieszoną czarną torebkę. Chłopak natomiast był ubrany we
flanelową czerwoną koszule i czarne spodnie. Włosy jak zwykle miał roztrzepane,
a końce sterczały na wszystkie możliwe strony.
-Pomyślałam,
że możemy się wybrać na pizze w ramach obiadu. – odezwała się blondynka kiedy
cała czwórka wychodziła z domu. – Właściwie to gdzie jest Calum? On też pewnie
nic nie jadł, a od rana go nie widziałam.
-Luke
się z nim pokłócił i wyszedł gdzieś. Tyle go widzieliśmy. – odpowiedział Mikey,
mrożąc swojego najmłodszego przyjaciela wzrokiem. Niebieskooki tylko wywrócił
oczami, przypominając sobie dzisiejszy poranek. Zdenerwował może mulata, ale
nie posprzeczali się o nic. A to, że chłopak się na niego obraził, to już nie
jego problem. Nie lubił jak ktoś mówił mu co ma robić i nie obchodziło go, że
Calum wiedział o wczorajszej imprezie. Równie dobrze sam mógł zadzwonić do rodzicielki
i powiadomić ją o tym. Może sama by go sprowadził z powrotem do domu, dochodząc
do wniosku, że ten wyjazd i tak nic nie daje. Jedyna rzecz, która go
powstrzymywała to fakt, że dzięki poznaniu Jake’a, zaczęło mu się tu podobać.
-Zadzwońcie
do niego. – poprosiła siedemnastolatka z błagalnym spojrzeniem. Nie chciała
tego przyznać przy chłopakach, ale basista bardzo jej się spodobał i liczyła,
że zgodzi się na ten wypad. Michael wybrał numer do swojego przyjaciela. Po
kilku sygnałach usłyszeli radosny głos przerywany zduszonymi napadami czkawki.
-Cześć
stary wybieramy się na pizzę. Masz może ochotę iść z nami? – odezwał się Ashton
nieco zdziwiony dobrym humorem osiemnastolatka. Nie należał on do osób, które
łatwo zdenerwować, ale kiedy już to się stało, wyczynem było uspokoić go.
-Nie
dzięki. Jadłem już. – powiedział, śmiejąc się cicho. Na twarzy Diany
momentalnie wkradł się niewielki grymas. Miała nadzieję, że nie odmówi, ale
widocznie wolał nie przebywać teraz w towarzystwie ich czwórki, co spowodowało
dodatkowy smutek. –Wrócę do domu dosyć późno. – oznajmił i nie czekając, rozłączył
się . Przyjaciele popatrzyli po sobie zmieszani. Jeszcze nigdy nie zdarzyło im
się, aby Calum tak się zachował w stosunku do nich. Zazwyczaj był pierwszy
jeśli chodzi o wyjścia na miasto. Nie trzeba było go namawiać dwa razy, a teraz
widocznie dobrze się bawił bez nich. Dodatkowo nie wiedzieli jak to możliwe
skoro dopiero tutaj przyjechali i jeszcze nikogo nie znali, a przynajmniej
mulat nie wspomniał o tym, że kogoś poznał. Postanowili jednak odłożyć to na
później i iść coś zjeść bo u każdego odzywał się już głód.
*
Osiemnastolatka wyszła ze
swojego miejsca pracy chwilę przed godziną dwudziestą. W kawiarence nie było dużego
ruchu, to też szefowa pozwoliła jej i Dianie zakończyć wcześniej, twierdząc, że
sama sobie poradzi. Obydwie wspólnie udały się w stronę przystanku
autobusowego. Zazwyczaj wracały samochodem blondynki, ale ten musiał zostać
zawieziony do mechanika z powodu awarii. Przez całą kilkuminutową drogę
siedemnastolatka opowiadała Layli o zespole, który pomieszkiwał u niej przez
jakiś czas. Dokładnie przedstawiła jej każdego członka w skrócie go opisując,
nie zdając sobie sprawy, że Calum zdążył ją już w tym wyprzedzić. Walker wolała
przemilczeć fakt, że poznała już jednego z nich, widząc, że jej koleżance nie
jest on obojętny, a jej wybuchowy temperament i fakt, że najpierw mówi później
myśli dodatkowo jej na to nie pozwalał.
Czekając na przystanku Layla
zorientowała się, że zapomniała zabrać komórkę. Postanowiła się wrócić i
pojechać najwyżej kolejnym autobusem. Pożegnała się z niebieskooką, musząc
przerwać jej historie jak to Michael przez przypadek wszedł do damskiej
łazienki podczas wczorajszego obiadu w pizzerii, a następnie szybkim krokiem
ruszyła w stronę Heaven House, zastanawiając się, gdzie mogła go położyć. Nie
przypominała sobie, żeby podczas pracy go wyciągała, ale mogła to zrobić kiedy
się zbierała już do wyjścia.
Widząc już z oddali mały
budynek, przyspieszyła kroku. W tej samej chwili co nacisnęła na klamkę,
poczuła na swoim ramieniu czyjąś rękę. Zaskoczona odwróciła się natychmiast, a
jej serce zaczęło bić jak oszalałe na widok chłopaka, który od ostatniego czasu
ją prześladował. Ubrany był tylko w zwykłe jeansy i podkoszulek z krótkim
rękawem, nie zważając na to, że na zewnątrz jest tylko 10 stopni, a na dodatek
chłodny wiatr. Włosy miał doskonale ułożone na żelu. Jedynie grzywka była lekko
zmierzwiona w kompletnym nieładzie, co dodawało mu uroku. Patrzył się na
niebieskooką z typowym dla siebie uśmieszkiem, który chyba najbardziej
przerażał dziewczynę. Nabrała powietrza, bojąc się go choćby wypuścić. Nie
wiedziała czego on od niej chciał, a nie miała na tyle odwagi, żeby go o to
spytać. Po chwili nieprzyjemnej dla Layli ciszy, ciemnowłosy sięgnął do tylnej
kieszeni spodni i wyciągnął z niej jej telefon komórkowy, na co otrzymał
zdziwiony, ale jednocześnie pełen niepokoju wzrok.
-Zostawiłaś
na ladzie. Zaproponowałem swojej szefowej, że cię dogonię i oddam. Masz tempo,
trzeba przyznać. – odezwał się lekko zachrypniętym głosem, który
osiemnastolatka musiała przyznać, że był pociągający. Kiedy wyciągnęła rękę,
żeby odebrać od niego zgubę, on odruchowo cofnął dłoń, nie dając jej na to
możliwości. – Dam ci jeżeli się ze mną umówisz. – powiedział, robiąc krok w
kierunku nastolatki, co spowodowało, że dzieliły ich jedynie centymetry. Czuła
na swojej szyi jego oddech, jak również nieco za mocne perfumy.
-Ale
ja się nie umawiam z nieznajomymi. – wyjąkała, starając się zachować
niewzruszony wyraz twarzy co nie było takie proste jakby się mogło wydawać.
-Coś
mi się zdaję, że ty się w ogóle nie umawiasz z nikim. – mruknął jej prosto do
ucha, na co dziewczyna zadrżała, a on widząc to, położył swoją rękę na jej
biodrze, sprawiając, że miała ochotę się popłakać. Była tak przerażona ta
sytuacją, że nie mogła się nawet ruszyć i jedyne czego chciała to, żeby ktoś
wyszedł z kawiarni, sprawiając tym samym, że nieznajomy się odsunie od niej.
-Jake!
– usłyszeli czyjeś wołanie. Natychmiastowo zwrócili głowy w stronę, z której
pochodził głos. Zauważyli wysokiego blondyna ubranego w czarne rurki i szarą
bluzę z Adidasa. Na głowie miał czapkę spod której wystawała jedynie grzywka
postawiona do góry. W wardze miał kolczyka po czym Layla rozpoznała, że jest to
jeden z przyjaciół Caluma. Kiedy ich spojrzenia się spotkały, nastolatka miała
już łzy w oczach. Obraz był przez to lekko zamazany, ale musiała przyznać rację
Dianie, która opisała go jako nieziemsko przystojnego. Jednak w tamtej chwili
to jedyne co poczuła to ulgę. Była wdzięczna chłopakowi za odwrócenie uwagi
swojego kolegi od jej osoby. Dostrzegając okazję do ucieczki, zabrała swoją
komórkę i szybko pobiegła w stronę przystanku autobusowego, mając nadzieję, że
nie będzie śledzona.
Od
autorki:
Tak,
wiem. Beznadziejny rozdział. Podobała mi się tylko końcówka. Ostatnio
kompletnie nie umiem składać zdań. Mam pełno pomysłów na to opowiadanie, ale
nie potrafię przelać tego na papier. Zawiodłam was. Przepraszam. Zastanawiam
się czy nie zrobić sobie dłuższej przerwy, żeby poprawić to pisanie. Ale
patrząc na pozytywy to w końcu się Luke i Layla spotkali. Czekaliście na to tak
długo i nareszcie nadeszło. Teraz możecie mi napisać jak sądzicie co wyniknie z
ich znajomości, jacy wobec siebie będą. Co tylko chcecie. Od razu mówię, że nie
sprawdzałam rozdziału pod względem błędów. Jeśli gdzieś się pojawi imię Olivia
to powiedzcie mi. Chodzi tutaj o Dianę, ale jakoś tak strasznie kojarzy mi się
z tym imieniem, że mogłam się pomylić.
Dziękuję
za tyle wspaniałych komentarzy pod ostatnim rozdziałem. Nie spodziewała się, że
będzie ich aż tyle i jestem mile zaskoczona. Liczę, że tym razem też będzie
tyle, a może nawet więcej. Jesteście kochani!
Ostatnia
sprawa to ostatnio zapytała mnie jedna z was czy będę pisać drugą część Game
on. Szczerze zastanawiała się nad tym i nie mówię nie, ale jak na razie wolę
się skupić na tym opowiadaniu i na pisaniu książki, którą mam zamiar wydać w
wakacje (może ktoś z was będzie chciał kupić i przeczytać?). Jeśli będę mieć
pomysł na kontynuację to oczywiście poinformuję o tym, zobaczę ile osób będzie
czytać i zacznę pisać.
To
wszystko. Życzę udanego tygodnia! Kocham was bardzo mocno.