niedziela, 25 stycznia 2015

Rozdział 12


Idąc w stronę przystanku autobusowego puszczał wiązankę przekleństw w stronę dziewczyny. Robił to jednak na tyle cicho, że nie było szans, żeby to usłyszała. Wszyscy traktowali go jak małe dziecko, któremu potrzebna jest opieka całodobowa, co doprowadzało go do szewskiej pasji. Przemierzali praktycznie puste ulice w całkowitej ciszy. Nastolatka skupiła się na drodze, jaką pokonywali, a chłopak poza obmyślaniem planu ucieczki, zastanawiał się nad tym, gdzie go ciągnie, skoro według jego informacji, powinna mieć teraz zajęcia na uczelni. Wydawała się pilną uczennicą, dlatego nie podejrzewał ją o zrobienie sobie dnia wolnego, a nie miała raczej zamiaru ciągnąć go ze sobą. Nie miał nawet wstępu na wykłady, za co dziękował w duchu. 
Po niemal półgodzinnej podróży autobusem, zatrzymali się na przystanku przed Instytutem Sztuki, co zaskoczyło Luke’a kompletnie. Spojrzał na szatynkę zaskoczony. Ona jednak była tak zatracona w swoich myślach, że ledwo zwracała uwagę na jego osobę, a co dopiero, żeby przejmowała się dezorientacją wymalowaną na jego twarzy. Widząc brak zainteresowania swojej towarzyszki, odwrócił się na pięcie i podszedł do tabliczki z rozkładem autobusów, chcąc wrócić do domu. Na jego nieszczęście zanim Layla weszła na teren uczelni, zauważyła, że blondyn nie znajduje się koło niej. Wróciła na przystanek i stanęła przed chłopakiem, zakładając ręce na klatce piersiowej. Twarz zdradzała niewielką irytacje jego zachowaniem, ale postanowiła to zignorować. Chwyciła go za dłoń i pociągnęła za sobą, na co usłyszała kolejne przekleństwa z ust Hemmingsa, jednak kompletnie się nimi nie przejęła. Kiedy weszli do środka, dziewczyna sprawdziła tablice ogłoszę, upewniając się, że dzisiejszy dzień nie uległ zmianie. 
-Powiesz mi co ja tutaj robię? – warknął, wyrywając się z jej uścisku. – Nie będę przecież z tobą siedział na wykładać. Nawet mi nie wolno. – dodał, wkładając dłonie do kieszeni kurtki, ze złością, patrząc na niebieskooką. Ta tylko westchnęła przeciągle i nakazała mu iść za nią. Wspięli się na drugie piętro, gdzie mieściły się przede wszystkim pracownie artystyczne. Przeszła przez całą długość korytarza, co jakiś czas odwracając się do tyłu, aby zobaczyć, czy Luke czasami nie zniknął. W końcu stanęła przed drzwiami, znajdującymi się na samym końcu. Jako jedyne były niepodpisane, co zastanawiało chłopaka, ale stwierdził, że pewnie niej kryje się za tym żadna ciekawa historia, więc nie kłopotał się zapytaniem. 
Nastolatka chwyciła za klamkę, pociągnęła i weszła do środka, zapraszając również jego. W sali znajdowały się cztery wysokie stoliki, oraz masa rzeźb z gliny, które uczniowie musieli jeszcze niedawno wykonywać, gdyż nadal były mokre. Większość przedstawiała „Dawida” wykonanego przez Michała Anioła. Jednak przyglądając im się uważniej, Layla stwierdziła, że żadna nie była wystarczająco dobra. W powietrzu unosił się nieprzyjemny zapach, który kojarzył się blondynowi z czymś zgniły. Widząc zniesmaczoną minę osiemnastolatka, dziewczyna wytłumaczyła mu, że tak pachnie silikon, używany w przypadku, gdy model rzeźby z gliny jest wyjątkowo skomplikowany. 
Osiemnastolatka ściągnęła kurkę, rzucając ją na jednej ze stolików. Poprawiła swoje włosy, rozglądając się dookoła, aż jej wzrok spoczął na jedynym przedmiocie, który za nic nie pasował Lukowi do pracowni rzeźbiarskiej. Była to gitara klasyczna. Obserwując uważnie jak szatynka sięga po nią, zastanawiał się nad rolą tego instrumentu na zajęciach. Zanim jednak miał okazję się rozwinąć w swoich zamyśleniach, przerwała mu to Walker podając przyrząd do rąk, uśmiechając się przy tym zachęcająco. 
-Zagrałbyś mi coś? – poprosiła nieśmiało, siadając na jednym z wysokich krzeseł. Nieprzekonany do jej pomysłu chłopak, parzył na nią z nieodgadnionym wyrazem twarzy, mając nadzieję, że dziewczyna zrezygnuje z tego pomysłu. Ale widząc jej wzrok, poddał się i usiadłszy obok niej, zaczął szarpać pojedyncze struny, upewniając się, że nie jest nienastrojona. Nie zastanawiając się ani chwili zagrał pierwsze dźwięki Tears in heaven Erica Claptona, która ostatnio ciągle chodziła mu po głowie. Była to piosenka, którą nauczył się grać jako jedną z pierwszych. Jego mama od zawsze uwielbiała tego artystę, a Luke, chcąc sprawić jej przyjemność, zagrał jej ją na urodziny. Wykonując go po tak długim czasie, poczuł się jak tego właśnie pamiętnego dnia. Zrozumiał wtedy jak wiele znaczy dla niego muzyka i chciałby zajmować się nią w przyszłości. Dawno nie grał z taką pasją jak teraz. Zapomniał nawet o Layli, która siedziała oparta ręką o podbródek, wpatrując się w chłopaka. Rzecz, którą zauważyła u niego w tej chwili, to fakt, że on wcale nie przestał kochać grę i śpiewanie, tylko był zmęczony sławą. Tym, jak wszyscy zmuszali go do robienia tego na zawołanie z uśmiechem na twarzy. Nie obchodziło ich zmęczenie ogarniające jego osobę, czy niechęć do słuchania poleceń, która wzrastała z każdym dniem, żeby tylko wyszedł i zagrał. Bez względu na wszystko. Nie zdawali sobie chyba sprawę, że rozkazy niszczyły w nim to, co najlepsze. 
Słysząc ostatni akord, rozbrzmiewający w całej sali, zaczęła klaskać z takim zawzięciem, jakby dokonał właśnie czegoś niemożliwego. I rzeczywiście. Dla niego wykonanie tego utworu z czystą pasją, graniczyło z niewykonalnym, dopóki nie zdał sobie sprawy, że  dziewczyna wcale nie wymagała od niego tego, a jedynie poprosiła. Wyrwawszy się z transu, podniósł głowę i spojrzał na swoją towarzyszkę, którą uśmiechała się do niego szeroko. Zaśmiał się cicho pod nosem, przygryzając dolną wargę. 
-A jednak nadal kochasz muzykę. – usłyszał lekko zachrypnięty głos Layli, która nie spuszczała z niego wzroku, zastanawiając się nad tym co się dzieje w jego głowie. Była ciekawa co on sądzi o swoim wykonaniu, ale nie miała odwagi go o to zapytać. Czuła, że chciałby to zostawić dla siebie i nie mogła mu tego zabronić. 
-Nie powinnaś iść na zajęcia? – zapytał, odkładając gitarę na stolik. Dziewczyna szybko zaprzeczyła głową, wstając z miejsca. Otworzyła swoją torbę i wyciągnęła z niej duży szkicownik oraz piórnik. – Nie odrobiłaś zadania, czy coś? – zażartował Luke, nie potrafiąc w ogóle rozszyfrować toku myślenia szatynki, co jednocześnie bardzo go irytowało, jak i intrygowało. 
-Dzisiaj mamy dzień artystyczny. To takie święto obchodzone w Instytucie poprzez brak zajęć. Większość studentów w ogóle nie przychodzi wtedy tutaj, ale niektórzy wykorzystują ten czas bardziej artystycznie. Dlatego ty jeśli chcesz to mi trochę pograsz, a ja cię narysuję. – wytłumaczyła, chwytając ołówek, gotowa do rozpoczęcia swojej pracy. 
-Naprawdę tak chcesz spędzić ten dzień?
-Wolałbyś wrócić do domu, gdzie zapewne znowu byś się pokłócił z którymś z chłopaków? – odpowiedziała pytaniem na pytanie. – Nie zmuszam cię, ale sądzę, że dawno nie miałeś okazji pograć jedynie dla siebie, więc teraz masz okazję. A dodatkowo zawsze marzyłam o narysowaniu kogoś grającego na gitarze. Luke skinął nieznacznie głową na znak zgody, a po chwili już szarpał za pojedyncze struny, tworzące dźwięki piosenki, którą Layla bardzo szybko rozpoznała. Run wykonywane przez Snow Patrol. Była to jedna z jej ulubionych utworów. Słuchała jej codziennie podczas podróży na uczelnie, albo do pracy.

*

        Calum odkąd tylko wrócił od Layli, chodził niespokojnie bo całym domu, zastanawiając się, czy dziewczyna na pewno wie, co robi. Nie uważał, że jej pomysł na cokolwiek się zda, ale nie miał nic do gadania, gdyż nastolatka i tak by postawiła na swoim. Miał jedynie nadzieję, że nie skończy się to totalną katastrofą, którą byłby powrót do Australii i rozwiązanie zespołu. Tego by nie zniósł i wiedział, że pozostali członkowie również. 
-Usiądź w końcu. – usłyszał stanowczy głos Michaela, który był widocznie rozdrażniony zachowaniem Hooda. Sam przejmował się zapewne tak bardzo jak jego przyjaciel, ale starał się opanować, dlatego też wraz z Ashtonem zaczęli grać w FIFE na xboxie, aby zająć sobie czas. Wczorajszy dzień w hotelu bardzo go wykończył i jedyne za co był wdzięczny, to że pan Lachowski nie próbował ich zaciągnąć dzisiaj do pracy. Miał taki zamiar, ale kiedy usłyszał od ciemnowłosego, że ten spędza dzień z koleżanką, odpuścił pozostałej trójce. Pomaganie w recepcji i z bagażami nie należało do przyjemniejszych zajęć, a już na pewno było bardzo ciężkie. Chłopcy nie zdawali sobie sprawę, że rozdawanie kluczy i noszenie walizek, potrafi wycisnąć z człowieka siódme poty. Nie narzekali jednak, gdyż wiedzieli, że miało to na zadaniu pokazać Lukowi jak ciężka praca przynosi efekty i przynosiła kiedy nagrywali i dawali koncerty na wszystkich kontynentach. Niestety po tak wysiłkowym dniu mogli stwierdzić tylko, że jedyne co osiemnastolatek wyniósł, to numer do jednej z dziewczyn, które tam pracowały. 
W połowie rozgrywki Ashton zatrzymał grę z pretekstem braku chęci do dalszego konkurowania z chłopakiem, który i tak zawsze wygrywa. Wstał z kanapy, biorąc do ręki szklankę soku i wypił całą jej zawartość na raz. Następnie spojrzał na pozostałą dwójkę, zastanawiając się nad czymś.
-Może pojedziemy do tej kawiarni co byliśmy wczoraj? – zaproponował, wychodząc do przedpokoju z zamiarem założenia kurtki i butów. 
-Ale to dopiero za godzinę, bo Layla wtedy zaczyna zmianę, więc o ile Luke jej nie uciekł, to powinien tam się z nią pojawić. – odezwał się Calum, pisząc dziesiątego smsa z kolei do swojej koleżanki z pytaniem czy wszystko w porządku i czy nic się nie stało. Na żadnego wcześniej mu nie odpisała, co dodatkowo zaprzątało jego głowę. – Chyba, że pójdziemy na nogach, to akurat na 14 powinniśmy tam dotrzeć. – dodał, nawiązując kontakt wzrokowy z perkusistą. Wszyscy zgodnie skinęli na znak zgody i po pięciu minutach już byli w drodze do centrum miasta. Cały czas rozmawiali o koncertach i fanach, dochodząc do wniosku, że tak naprawdę to tylko kwestia dni, kiedy to się już skończy. Zastanawiali się co będą później robić. Wraz z rozpoczęciem kariery zostawili wszystko, co do tej pory mieli. Calum oraz Michael rzucili szkolę, aby pozostać w pełni skoncentrowanych na muzyce, a Ashton zostawił swoją pracę. Żaden z nich nie spodziewał się takiego obrotu sprawy, a pomimo tego że byli bardzo źli na swojego najmłodszego przyjaciela, nie chcieli korzystać z propozycji menagera o zmianę wokalisty. Zdecydowali, że albo będą koncertować razem, albo w ogóle. Chcieli pozostać lojalnymi, bez względu na wszystko. 

*

Przeszukiwała swoją torbę w celu znalezienia komórki, która nie dawała za wygraną i już ponad minutę dzwoniła niezwykle głośno. Znalazłszy telefon, szybko nacisnęła zieloną słuchawkę, nie patrząc na osobę, próbującą się z nią skontaktować. Jednak poza kilkoma dziwnymi szelestami, nie usłyszała nic. Aczkolwiek jej słaby słuch, wcale nie miał z tym nic wspólnego. Spojrzała na ekran, niektórym był napisany, że jest to numer prywatny, wprawiając dziewczynę w osłupienie. Przez myśli Layli od razu przebiegły obrazy Jake’a, którego od incydentu w kawiarni nie widziała lecz w dalszym ciągu miał sposoby, na mieszanie jej w głowie. Żeby powiedzieć, że się bała to zbyt mało. Ona była przerażona wydarzeniami z ostatnich dwóch tygodni. 
Z zamyślenia wyrwał ją Luke, który odkąd przyszli cały czas grał na gitarze dosyć stare, ale piękne piosenki. Szatynka jednak nie miała nic przeciwko. Zauważyła, że nawet ją to uspokaja i mogła się bez problemu skupić na swoim rysunku, który w tej chwili był już w pełni skończony. Rzadko zdarzało się, aby przez bite pięć godzin rysowała kogoś z takim zawzięciem i determinacją. Zazwyczaj w bardzo szybkim tempie kończyła swoje pracę, ale tym razem było trochę inaczej. Każdą kreskę jaką postawiła przemyślała najpierw kilka razy, nie chcąc popełnić jakiegoś błędu. Nie przepadała za poprawianiem swoich dzieł, ani tym bardziej zmazywanie czegokolwiek i robiła to naprawdę w ostateczności.
Blondyn poczuł na sobie wzrok dziewczyny i szybko przerwał granie. Popatrzył na nią pytająco, natomiast ona jedynie szybko odwróciła wzrok speszona. Odchrząknęła, wstając z krzesła, następnie informując swojego towarzysza, że będą musieli się zbierać, gdyż za godzinę zaczyna swoją zmianę w kawiarni. Ten skinął głową na znak, że rozumie, odłożył gitarę na swoje miejsce, nieco zasmucony tym, że muszą już iść. Spodobało mu się to miejsce. A przede wszystkim był szczęśliwy, że miał okazję pograć tak ja za starych czasów, bez ludzi, którzy w kółko mówili mu co ma śpiewać i jak. Pomimo że Layla cały czas go słuchała, nie przejmował się tym, gdyż ani razu nie zwróciła mu uwagę, kiedy coś jej się nie spodobało, albo gdy pomylił akord. Doskonale zauważał po jej wyrazie twarzy, że wyłapała jakiś błąd, ale widocznie jej to nie przeszkadzało. Zastanawiał się nawet, czy poprosić nastolatkę, aby jeszcze wybrali się tutaj kiedyś, jednak stwierdził, że byłoby to nietaktowne, a ona może nie mieć czasu, aby to powtórzyć. 
-Pokaż mi swój rysunek. – zawołał, widząc jak osiemnastolatka ma zamiar schować swój szkicownik do torby. Podszedł do niej od tyłu, zaglądając jej przez ramię, kiedy uniosła swoje dzieło do góry, aby chłopak mógł jej zobaczyć. Był pod wrażeniem. Nie sądził, że dziewczyna jest tak doskonałą artystką. Wszystko było tak idealnie dopracowane, że zastanawiał się, jakim cudem w kilka godzin Walker dała radę wykonać tak piękny rysunek z każdym, nawet najmniejszym detalem. Przez myśl przeszło mu, że pomimo kłopotów ze słuchem, nadrabia to doskonałym wzrokiem, na co się cicho zaśmiał, zwracając tym na siebie uwagę Layli. 
-Coś nie tak? – zapytała, przyglądając się z uwagą swojej pracy, próbując dostrzec jakiś błąd. Luke wyjął jej szkicownik z rąk, chcąc aby na niego spojrzała. Kiedy to zrobiła, posłał jej delikatny uśmiech, przygryzając dolną wargę. 
-Wszystko jest w porządku. Naprawdę kawał dobrej roboty. – powiedział. Nastolatka wyszukała w swojej torbie teczki, do której schowała dzieło, a następnie wręczyła to niebieskookiemu.
-W takim razie jest twój. – oznajmiła. Spojrzała na jedną ze ścian pomieszczenia, na której wisiał zegar, upewniając się, że nie przegapią autobusu. Mieli jeszcze 10 minut, więc spokojnie ubrali swoje kurtki i wolnym krokiem ruszyli w stronę wyjścia. Layla co jakiś czas wskazywała na coś, tłumacząc mu i opowiadając różne historie związane z tym instytutem. I po raz pierwszy tak naprawdę zaczęli się czuć dobrze w swoim towarzystwie. 

Od autorki:

Obiecałam, więc wstawiłam. Mam nadzieję, że wam się podoba. Zrobiłam również drugi zwiastun do tego opowiadania. Można się doszukać w nim małego spoileru, jeśli się przypatrzycie. Zapraszam KLIK  ♥

5 KOMENTARZY = NASTĘPNY ROZDZIAŁ

środa, 14 stycznia 2015

Rozdział 11


Gwizd wydobywający się z czajnika pełnego wody, mieszał się z nieustającym dzwonkiem do drzwi, doprowadzając Laylę do lekkiego rozdrażnienia. Wstała z jednego z krzeseł, odkładając na stoliczek książkę, którą przed chwilą czytała, a następnie wyłączyła gaz. Przyciągnęła gumkę do włosów nieco mocniej, aby jej kucyk wyglądał w miarę porządnie i podeszła do wyjścia, spoglądając przez wizjer na osobę, która koniecznie chciała się z nią zobaczyć o tak późnej porze.
Na klatce jednak było nieco ciemno i poza posturą jaką posiadali mężczyźni, nie potrafiła dostrzec nic innego. Serce zabiło jej nieco mocniej, zastanawiając się czy zapytać kim jest, otworzyć drzwi przybyszowi, albo po prostu udać, że nikogo nie ma w domu. 
Na wstępie jednak odrzuciła pierwszą opcje, gdyż zdawała sobie sprawę, że i tak pewnie nie usłyszy ani słowa, a z ust nie da rady odczytać, ponieważ ich nie widzi. Myśl trzecia wydała się nieco niegrzeczna, zwłaszcza biorąc pod uwagę zapał z jakim ten ktoś dzwonił. Zdawało się to być nieco ważne. Odetchnęła głęboko, starając się nieco uspokoić nerwy i modląc się, aby nie był to nikt niebezpieczny. Nacisnęła na klamkę, otwierając powoli drzwi. Światło oświetlające przedpokój przedostało się poza mieszkanie, dzięki czemu bez problemu mogła rozpoznać swojego gościa. Napotykając spojrzenie niebieskich oczów, zmarszczyła czoło, rozchylając nieco usta z zaskoczenia. Przed nią stał Luke Hemmings, którego miała dzisiaj okazję oficjalnie poznać. Mówiąc, że nie przypadł jej do gustu, byłoby nieporozumieniem. Irytował ją samym byciem. Nigdy nie miała w zwyczaju oceniać ludzi po tak krótkim czasie, ale osiemnastolatek swoją bezczelnością zapracował na jej opinie w bardzo szybkim tempie. 
-Co tutaj robisz? – zapytała, zakładając ręce na klatkę piersiową. – Skąd masz w ogóle mój adres? – dodała, próbując sama odpowiedzieć sobie na pytania, jednak jedyny wniosek, jaki wyciągnęła, to że Caluma widocznie bardzo łatwo przekupić i musiał wydać jej miejsce zamieszkania młodszemu koledze. 
-Mam swoje sposoby. – rzucił, wzruszając ramionami z obojętnością. Nie czekając na zaproszenie, przekroczył próg jej mieszkania, rozglądając się dookoła. Nastolatka była wręcz pewna, że w tej chwili osądzał wystrój oraz niewielkie rozmiary domu, do których nie był przyzwyczajony. – Masz coś do picia? – odwrócił się do niej, chowając dłonie do kieszeni czarnych, podartych na kolanach, spodni. Widząc jednak rozdrażnienie i niechęć z jaką dziewczyna na niego patrzy, wywrócił oczami, postanawiając sam to sprawdzić. Wszedł do kuchni, a następnie zaczął przeszukiwanie szafek. Znalazł nienapoczęty jeszcze sok porzeczkowy, zgrzewkę wody mineralnej, ale jak stwierdziła Walker – szukał czegoś znacznie mocniejszego. – Jaka ty ułożona jesteś. Nawet wina nie masz. – prychnął, doprowadzając Laylę do podenerwowania. Starała się jednak nie dać wyprowadzić z równowagi, oddychając głęboko.
-Skoro już to zdążyłeś zauważyć, możesz opuścić moje mieszkanie. Jest już późno jakbyś nie zauważył, więc chciałabym się wykąpać i położyć. – odezwała się, mając nadzieję, że chłopak spełni jej prośbę. On natomiast rozsiadł się na jednym z krzeseł, wpatrując w nią szarmancko. 
-Nie krępuj się. Mnie to nie przeszkadza. – skwitował. 
-Możesz mi powiedzieć po co do mnie przyszedłeś? – ponowiła pytanie.
-W domu zamieszanie jest i wszyscy mi kazania prawili na temat mojego zachowania, więc wyszedłem. – wzruszył ramionami jakby zupełnie go to nie obeszło. – Więc co robimy? Idziesz się kąpać? Może ci pomóc? 
-Daruj sobie. Ja się z tobą bawić nie będę. – warknęła. – Może ci nie zależeć na zespole, ale jeśli chłopcy są twoimi przyjaciółmi, to zrozumiesz jak ważne jest dla nich to wszystko, co ty tak po prostu sobie odpuściłeś. Powinni cię zastąpić kimś i kontynuować karierę. 
Layla z natury nie było osobą wredną, ale jak widać zawsze znajdzie się ktoś, dla kogo potrafi się zaprezentować z tej gorszej strony. Pomimo braku talentu do śpiewania, dziewczyna uważała muzykę za sporą część swojego życia, z którą za jakiś czas przyjdzie jej się rozstać i nie mogła zrozumieć, jak blondyn jest w stanie tak po prostu to zostawić. Ona nie wyobrażała sobie bez tego ani jednego dnia, a on codziennie coraz bardziej przekreślał szanse na rozwijanie się muzycznie. 
Przypominając sobie o zagotowanej wodzie, zdjęła z półki dwa kubki i przygotowała herbatę. Nie była zadowolona z wizyty Luke’a, nie przepadała za nim, ale nauczono ją, aby każdego w miarę swoich możliwości ugościć i tak też postąpiła. Wcisnęła trochę cytryny do naczynia, a następnie postawiła jeszcze ciepły napój przed chłopakiem, który widocznie się tego nie spodziewał po niej. 
-A co ty możesz o tym wiedzieć? – odpyskował jej, śledząc każdy ruch jaki wykonała. Ona wzruszyła ramionami, nie chcąc wdawać się z nim w zbędną dyskusje i wyszła do salonu, zabierając książkę, aby kontynuować czynność, którą jej przerwał swoim przyjściem. Rozsiadła się wygodnie na kanapie, otwierając na odpowiedniej stronie. Czytała „5o twarzy Greya”, czym nie była specjalnie zachwycona, ale obiecała Dianie, że to zrobi, a nie należała do osób łamiących dane słowo. Nie była fanką takich powieści pełnych niecenzuralnych scen, jednak starała się je po prostu omijać. 
Po kilku minutach usłyszała za sobą czyjeś kroki. Nie musiała się nawet odwracać, żeby domyślić się, że należą do Hemmingsa. Nie był on osobą specjalnie cichą i robił spory hałas. Stał za nią, oparty rękami o kanapę i zaglądał jej przez ramię, na to, co robi. Layla nigdy nie lubiła kiedy ktoś się tak zachowywał. Wprowadzało ją to w niemałe zakłopotanie. Starała się jednak nie zwracać na niego uwagi. 
W pewnej chwili nastolatek zaczął się nudzić, zabrał jej z dłoni książkę, zamykając szybko i spoglądając na okładkę. Widząc tytuł, skrzywił się znacznie, orientując się o czym to jest. Zaśmiał się pod nosem, odkładając ją na niewielki stoliczek niedaleko niego. 
-Czytałam to. – odezwała się niebieskooka, zakładając ręce na klatkę piersiową. Naprawdę miała wielką nadzieję, że kiedy zacznie go ignorować to Luke najzwyczajniej w świecie sobie pójdzie, ale tak jak wynikało z opowieści Caluma, należał on do niezwykle natrętnych i irytujących ludzi. Przeskoczył przez oparcie, rozsiadając się obok niej jakby był u siebie. 
-Od kiedy taka niewinna osoba jak ty, czyta tak nieprzyzwoite rzeczy? – zapytał, poruszając dziwnie brwiami, czym wywołał cichy chichot u dziewczyny. Po raz pierwszy udało mu się wzbudzić w niej jakąś pozytywną reakcje. – Myślałem, że już wiem o tobie wszystko.
-Niby jakim sposobem miałbyś mnie poznać tak szybko? Zwłaszcza, że nie rozmawialiśmy prawie w ogóle. – odgryzła, poprawiając swoją bluzkę, która trochę się podwinęła do góry, odsłaniając jej idealny brzuch. Chłopak wzruszył jedynie ramionami.
-Cóż masz siedemnaście lat, chodzisz z Dianą do szkoły, pracujesz z nią w kawiarni, jesteś dziewicą, lubisz się wymądrzać, ignorować ludzi oraz, co mnie bardzo dziwi, czytać erotyki. – na jego słowa, Layla zaczęła się śmiać, gdyż prawie nic nie powiedział dobrze. –A mylę się? – dodał, unosząc nieznacznie brwi ku górze, na co ona pokiwała twierdząco głową.
-Po pierwsze mam osiemnaście lat, nie chodzę do szkoły z Dianą tylko uczęszczam do Instytutu Sztuki z jej bratem. Owszem, pracuje w kawiarni i nigdy nie byłam bliżej z chłopakiem niż przytulenie, ale nie wymądrzam się i nie ignoruje ludzi. Mam chorobę Meniere’a, co znaczy, że stopniowo tracę słuch, aż w końcu w ogóle nic nie będę słyszeć, więc zdarza się, że czegoś nie dosłyszę. A książkę, którą mi tak bezczelnie zabrałeś, kazała mi przeczytać Diane. Obiecałam jej to. – oznajmiła, przypatrując się Lukowi uważnie. Jego wyraz twarzy zmieniał się z każdą kolejną wypowiedzianą przez nią informacją. Jednak nie przyjął do siebie tego jakoś specjalnie poważnie. Po wpływem impulsu zaczął zbliżać się coraz bardziej do Walker, dezorientując ją. Nie wiedziała co chce zrobić dlatego patrzyła na niego z lekkim zaskoczeniem. Serce biło jej nieznośnie szybko i miała wrażenie, że nawet blondyn słyszy każde uderzenie. Kiedy był kilka centymetrów od niej, nagle poczuła z jego ust alkohol. Przełknęła głośno ślinę, kiedy nachylił się nad jej uchem, nie wiedząc co zrobić. 
-Powiedz jeszcze raz jak blisko z chłopakiem nie byłaś? – wymruczał, przygryzając lekko płatek jej ucha, co podziałało na nią jak kubeł zimnej wody. Odepchnęła go lekko, ale na tyle mocno, żeby się odsunął i wstała z kanapy, rzucając w niego poduszką. Zaśmiała się nerwowo, wyklinając na siebie. 
-Skąd wziąłeś alkohol? 
-Z barku w domu. Było trochę wódki w butelce to wziąłem i przyszedłem tutaj. – oświadczył, uśmiechając się szeroko. Layla wywróciła oczami, znając już powód takiego zachowania gwiazdora, który w tym momencie położył się na sofie, odpływając do krainy Morfeusza.

*

Obudził go hałas dochodzący z kuchni. Zmarszczył czoło, przecierając zaspane oczy. Nie podnosząc głowy z poduszki, zauważył, że nie jest w domu Lachowski. Dopiero po kilkunastu sekundach przypomniał sobie swoją późną wizytę u Layli. Domyślił się zatem, że widocznie zasnął u niej. Podniósł się z kanapy, wypatrując gdzieś albo swojej komórki albo jakiegokolwiek zegarka. Na ścianie widział jeden i wskazywał siódmą rano. Widząc tak wczesną godzinę, Luke jęknął przeciągle, chcąc jak najszybciej wrócić do spania. Z pomieszczenia za ścianą słyszał cichą rozmowę dwójki osób. Nie musiał nawet wytężać słuchu, aby wiedzieć, że to osiemnastolatka rozmawiała z Calumem. Jego poddenerwowany głos, który ostatnio był codziennością, rozpoznałby choćby i będąc pod wodą. 
Podrapał się po karku, poprawił swoją wymiętą bluzkę, a następnie wszedł do kuchni, zwracając tym samym na siebie uwagę nastolatków. Gwałtownie urwali swoją rozmowę, przez co można było się domyślić, że dotyczyła jego osoby. Wywrócił oczami, zastanawiając się, czy nie mają lepszych tematów niż obgadywanie go.
-Nie przerywajcie sobie tej wciągającej konwersacji na mój temat. Chętnie posłucham. – zironizował, siadając na blacie, na którym jeszcze przed sekundą siedziała niebieskooka, ale kiedy go zobaczyła to zeskoczyła i zabrała się za wyciąganie talerzy. Położyła je na stole, gdzie był już przygotowany stos grzanek z serem. 
-Jesteś idiotą. – prychnął Calum, patrząc na przyjaciela spode łba. Został za to uderzony w ramie przez dziewczynę, która wymownie na niego spojrzała i szepnęła, żeby się zachowywał. Ciemnowłosy wypuścił głośno powietrze, próbując się uspokoić i zajął się jedzeniem śniadania.
-Jeśli jesteś głodny to śmiało możesz się poczęstować. – odezwała się szatynka, posyłając mu serdeczny uśmiech. – Musze się iść przygotować do wyjścia. Mam nadzieję, że się nie pozabijacie. – dodała, zwracając te słowa przede wszystkim do starszego z gwiazdorów. Wiedziała bowiem, że Luke mógłby śmiało ignorować basistę, podczas gdy on nie próbowałby powstrzymać emocji i nakrzyczeć lub, co gorsza, pobić go.
W tej chwili dopiero blondyn zobaczył, że szatynka była ubrana w bluzkę na ramiączkach i krótkie spodenki, które doskonale podkreślały jej kształt pośladków, na co zagwizdał cicho, wiedząc, że ona i tak tego nie usłyszy. Na nieszczęście Calum miał znacznie lepszy słuch od niej, zmroził go wzrokiem, jednak ku zdziwieniu niebieskookiego, nie odezwał się.
-Powtórzę się, ale jesteś idiotą. Przez ciebie omal wczoraj nie straciliśmy menagera! Gdyby nie to, że Layla do mnie zadzwoniła, zapewniając, że nie jesteś na imprezie, tylko u niej, to już by nie było naszego zespołu. – warknął, wstając z krzesła. Był tak zły, że kiedy tylko zawitał pół godziny temu u dziewczyny, chciał obudzić Hemmingsa i najzwyczajniej w świecie zrobić mu krzywdę. Tylko poprzez namowy swojej koleżanki nie spełnił planów, które snuł już w nocy. 
-Szkoda, że cię poinformowała o tym. Dzisiaj już byśmy wracali do Sydney. – stwierdził, wzruszając ramionami. Usiadł przy stoliku, czując głód wypełniający go, i pomimo że nie przepadał za przygotowanym daniem, zaczął je konsumować. 
-Powiesz mi w ogóle po co tutaj przyszedłeś? Nawet jej nie znasz! – krzyknął, puszczając mimo uszu uwagę o powrocie do Australii. Widząc w oczach swojego przyjaciela dwie iskierki, które zazwyczaj pojawiały się, kiedy chłopak upatrzył sobie nową dziewczynę na jedną noc, doskonale wiedział co planuje. – Normalnie to powiedziałbym ci, żebyś trzymał się od niej z daleka, ale szczerze to chyba nawet nie muszę tego robić. Ona nawet nie znając cię jeszcze była zdania, że jesteś kompletnym palantem. – prychnął, chcąc wyprowadzić Luke’a z równowagi, co poskutkowało. Słowa ciemnowłosego były jak płachta na byka.
Podczas gdy chłopcy wymieniali się zgryźliwymi uwagami, Layla brała prysznic, spiesząc się, gdyż nie była przekonana, że obietnica Hooda, że nic nie zrobi blondynowi, była prawdziwa. W głębi duszy miała nadzieję, że teraz siedzą i obmyślają ja naprawić wszystkie błędy osiemnastolatka, który zrozumiał już jak ważny jest zespół oraz przyjaciele. Na samą myśl, zaśmiała się cicho, dochodząc do wniosku, że tak łatwo to nie będzie. Ale kiedy członkowie 5 Seconds of Summer widzieli w wokaliście już zwykłego idiotę, ona dostrzegała w nim jedynie zagubionego nastolatka, któremu trzeba pomóc uporać się ze wszystkim. Był przekonana, że wszystko da się naprawić, bez względu na to, jak trudne się to wydaje. Na ludziach się nie poddaje, ponieważ jeśli byłoby inaczej, świat by przestał istnieć już dawno.
     Wykąpawszy się, ubrała na siebie czarne spodnie oraz bordowy sweter zakładany przez głowę. Włosy rozczesała i podpięła jedynie do tyłu grzywkę, aby nie zachodziła jej na oczy. Przejechała rzęsy tuszem, usta błyszczykiem, a następnie wyszła z łazienki, wracając do kuchni, gdzie zastała kłócących się przyjaciół. Wywróciła oczami na to, że nawet 10 minut nie umieją ze sobą wytrzymać, nie wyzywając się. Chrząknęła głośno, ale niestety nie została usłyszana. Postanowiła więc przeczekać tą falę wyzwisk. 
-Skończyliście już? – zapytała po kilku minutach, kiedy obydwoje w końcu zdali sobie sprawę z obecności dziewczyny w pomieszczeniu. Pokiwali twierdząco głowami, nie przestając jednak obrzucać się groźnymi spojrzeniami. – Luke masz wolną łazienkę. Idź się trochę ogarnij bo dzisiejszy dzień spędzasz ze mną. – oświadczyła, nalewając sobie świeżo zaparzonej herbaty do kubka.
-Nie będziecie mnie niańczyć na zmianę! I tak wam to nic nie da, więc najlepiej od razu ustalmy, że rozwiązujemy zespół i wracajmy do Sydney! – krzyknął, wykrzywiając się jak małe dziecko, które nie dostało tego, co chciało pod choinkę. Mina blondyna wywołała u Walker głośne parsknięcie śmiechem, ale powstrzymała go najszybciej jak umiała, nie chcąc zaczynać kłótni z chłopakiem.
-Nie no oczywiście jak chcesz, to zrobimy po twojemu. – powiedziała, napotykając przy tym zdziwione miny chłopców, którzy widocznie zastanawiali się, czy nastolatka na pewno nie nawdychała się czegoś w tej łazience. – Tylko wiesz istnieje pewien problem. Nie wypada ci wracać bez rozumu do domu, więc najpierw musisz go odnaleźć. – skwitowała, kierując się do swojego pokoju, aby zabrać najpotrzebniejsze rzeczy. – Za 10 minut widzę was obu ubranych pod drzwiami. – zawołała dumna z siebie i swojej postawy wobec danej sytuacji. 

Od autorki:

      Hej wszystkim! I jakie są wasze opinię o tym rozdziale? Mnie osobiście dosyć się podoba. Pisałam go chyba z cztery razy. Wiem, że większość z was nie przepada z Lukiem w tym opowiadaniu, ale według mnie on jest taki hdbsujknoiakhhsf. Serio uwielbiam go i w ogóle takie postacie jak on. Nie wiem czemu. Powoli wkraczamy w akcje pod tytułem „Luke i Layla”. Mam tak wiele pomysłów na to wszystko, że szczerze trudno mi wybrać najlepszy. 
      Następny rozdział jest już w połowie napisany, gdyż jestem chora i mam całe dni wolne, więc na 99% pojawi się za tydzień o tej samej porze. 
       W razie pytań możecie napisać na moim twitterze, który jest w zakładkach.

PS. Jak wam się podoba ten przecudowny szablon od mojej najukochańszej @fcknjan0skians? Według mnie jest po prostu genialny! Jestem w nim dosłownie zakochana. Ślub na miesiąc hahahah. 

5 KOMENTARZY DO NASTĘPNEGO! ♥

środa, 7 stycznia 2015

Rozdział 10


      Następny dzień mijał Layli zadziwiająco szybko. Całą noc przespała spokojnie, co było zasługą tabletek nasennych. Z samego rana poszła pobiegać do parku, słuchając przy tym ulubionych piosenek. Punktualnie o ósmej przyszła na uczelnie, przygotowana do zajęć. Poszło jej bardzo dobrze. Nie była zestresowana, ani śpiąca co bardzo pomogło jej w przebrnięciu przez dzisiejsze lekcje, a przede wszystkim przez historie sztuki, na której mieli zastępstwo z dziekanem. Jest on starszym już mężczyzną, na oko po 60-tce, zapatrzonym w stary tryb funkcjonowania uczelni. Nie przepada za wprowadzaniem nowych rzeczy, co można zauważyć bardzo szybko po wejściu do budynku. Wygląd jest wzorowany na jednej z najlepszych uczelni na świecie Harvardzie. Wszędzie aż czuć starość i dostojność. Jednak nie przeszkadzało to pannie Walker, która czuła się w takich miejscach wyjątkowo dobrze. Uwielbiała klimat jaki panował w Instytucie Sztuki. 
Siedząc na ostatnich zajęciach tego dnia, którymi była fotografia, słuchała wykładu jednego z najbardziej uwielbianego wykładowcy – Paul Andrews na temat kalibracji kolorów zdjęć. Nie była urodzoną fotografką, ale lubiła te lekcje właśnie ze względu na mężczyznę, który ich udzielał. Uchodził on za najlepszego nie bez powodu. Zawsze służył pomocą uczniom i nie potępiał ich, jeśli coś wyszło nie po jego myśli, tylko zachęcał do dalszych prób. Nic dziwnego, że pod jego okiem Matt Lachowski tak bardzo się rozwinął. 
Zapisując najważniejsze rzeczy w swoim notatniku, poczuła jak ktoś ją trąca w ramie. Odwróciła się nieco do tyłu, zauważając jak jedna z dziewczyn, z którą chodzi na rzeźbiarstwo, wyciąga do niej rękę, w której trzyma małą, zgniecioną karteczkę. Niebieskooka posłała swojej koleżance uśmiech pełen wdzięczności, zabierając rzecz, najwidoczniej przeznaczoną dla niej. Rozwinęła ją, uważnie czytając co tam pisze. 
Wiadomość była od Matta, na temat spotkania, które musieli niedawno przełożyć z powodu włamania do domu nastolatki. Dwudziestolatek proponował dzisiejszy wieczór. Widocznie bardzo zależało mu na jej opinii, co wywołało u niej poczucie ważności. Schowała karteczkę do torby, a słysząc dzwonek zebrała swoje rzeczy i wyszła z sali, przystając niedaleko niej, czekając na kolegę, aby potwierdzić spotkanie. 
Kiedy zobaczyła go, pomachała nieśmiało, zapraszając tym samym w swoją stronę. Chłopak jak zwykle olśniewał swoim wyglądem, nawet się nie starając. Włosy miał zmierzwione, postawione na żelu. Nosił szary t-shirt i jeansowe spodnie, a na nogach miał niezawiązane buty Timberlanda, które dodawały mu uroku niegrzecznego chłopca, za którego uchodził wśród uczniów. 
-Więc co powiesz na moją propozycje? – zapytał, witając się z dziewczyną szerokim uśmiechem. Brunet usłyszał od siostry o komplikacjach u Layli i chciał jej pokazać, że nie przejmował się nimi, a jednocześnie odciągnąć dziewczynę od tych zmartwień. Uważał, że nie zasłużyła na to co ją spotkało, jednak nie miała na to wpływu. W końcu jest to choroba dziedziczna, co znaczy, że ktoś z jej rodziny również musiał na to cierpieć. Poza tym postawa niebieskookiej imponowała mu. Nie przejmowała się tym, a przynajmniej takie miał wrażenie.
-Zgadzam się. Kończę dzisiaj pracę o 19:00, więc powinnam być u ciebie przed 20:00. Pasuje ci? 
-Nonsens. – prychnął Matt, kręcąc przecząco głową. – Nie będziesz się tłukła autobusami. Przyjadę po ciebie. – zaproponował, a następnie szybko odszedł, żeby dziewczyna nie zdążyła wznieść sprzeciw. Westchnęła cicho, wywracając oczami w geście bezradności. Skontrolowała godzinę, upewniając się, że nie spóźni się do pracy. Na szczęście miała jeszcze dobrą godzinę do rozpoczęcia swojej zmiany, więc wolnym krokiem ruszyła w stronę wyjścia z instytutu. 

*

-Layla! Jak dobrze, że jesteś! – usłyszała zaraz kiedy weszła do kawiarni. Podniosła głowę, ściągając z niej od razu czapkę. Przed nią stała jej pracodawczyni z zaniepokojonym wyrazem twarzy. – Kilka razy dzwonił tutaj jakiś mężczyzna, prosząc cię do telefonu. Za każdym razem mówiłam, że zaczynasz dopiero o 13:00, ale wydawał się tego nie rozumieć. – oznajmiła, podając dziewczynie fartuch, w którym pracuje. Pierwszą myślą niebieskookiej było to, że Jake próbuje się z nią skontaktować, ale starała się wyrzucić to z głowy, aby nie doprowadzić się do opłakanego stanu. Zamiast tego postanowiła zająć się zapisywaniem i wykonywaniem zamówień. A z tego co zobaczyła, to ludzi było dzisiaj naprawdę sporo, więc nie miała co się martwić, że zabraknie jej zajęcia.
Po dwóch godzinach na swoją zmianę przyszła Diana jak zawsze uśmiechnięta od ucha do ucha. Trzymała w ręce najświeższą gazetę z plotkami o gwiazdach. Uwielbiała je czytać. Uważała, że pomimo czystych bzdur, zapewnia jej to rozrywkę, a nawet czasami dostarcza informacji, których się nawet nie spodziewała. 
Już od progu zaczęła opowiadać Layli o tym, co piszą o zespole tymczasowo mieszkającym w jej domu. Pomimo zaprzyjaźnienia się z Calumem, nie lubiła o nich słuchać wyuzdanych informacji, od których roiło się w mediach. Nie oceniała ludzi jeśli ich nie zna, a niestety ostatnio zaczęła się łapać na nienajlepszej opinii na temat najmłodszego członka grupy. Codziennie dowiadywała się o nim wielu przykrych rzeczy, a niektóre mogła z czystym sumieniem przyznać, że były prawdą, zważając na to, że słyszała je od jednego z jego przyjaciół. Sama widziała go dwa razy na oczy i nie sprawiał wrażenia osoby, którą wszyscy opisują, jako rozpieszczoną, a pomimo to miała do niego jakiegoś typu uraz. 
-Wyobraź sobie, że kariera Sosów na serio wisi na włosku. I to w takim stopniu, że mój tata już się nawet w to wszystko zaangażował, czego zazwyczaj nie robi. Zabrał chłopców ze sobą do hotelu. Wyobrażasz sobie czwórkę tak zwanych panków pracujących w jakimś przeciętnym hotelu w Kansas? – parsknęła śmiechem blondynka, związując włosy w kucyka, aby jej nie przeszkadzały przy pracy. Walker tylko pokiwała przecząco głową, nie przerywając robienia kawy. Chcąc, nie chcąc w jej podświadomości pojawił się obraz Hooda ubranego jak boy hotelowy, targający za sobą ciężkie walizki przyjezdnych ludzi. Zastanawiała się z jaką reakcją spotkałyby się ich fanki, gdyby zastały swoich idoli w takich okolicznościach. Była przekonana, że większość by nawet nie poznała gwiazdorów, a te osoby, które dokładniej by się im przyjrzały, byłyby bardzo zaskoczone. Na samą myśl o takich momentach zaczęła chichotać, zwracając tym na siebie uwagę koleżanki. Ta jednak nie dociekając, wyszła na zaplecze, aby przynieść dodatkowe naczynia, kiedy zauważyła kolejne osoby, wchodzące do kawiarni. 
W porze obiadowej klientela się nieco zmniejszyła ku zadowoleniu oby dziewczyn, które niestety od ponad godziny zostały skazane na radzenie sobie dwoma parami rąk. Niestety ledwo nadążały ze zbieraniem zamówień, szykowaniem ich, a przede wszystkim ze zmywaniem, aby nie zabrakło naczyń. Nastolatki miały nadzieję, że uda im się nieco odpocząć, widząc, że poza trzema zajętymi stolikami, w lokalu nie ma nikogo. 
-Obraziłabyś się, gdybym teraz wyszła szybko wypłacić pieniądze do bankomatu? Matt potrzebuje na czynsz i poprosił mnie o pożyczkę. On wypłatę dostanie dopiero za dwa dni, a nie może tyle czekać. – zapytała Diana, wzdychając ciężko. Była równie bardzo wymęczona co niebieskooka, a czekało ją jeszcze kilka godzin, gdyż dzisiaj to ona zamyka.
-Nie ma sprawy. Tylko wracaj za chwilę bo jeśli zaraz znowu zbierze się taki tłum to sama sobie już nie poradzę. – odpowiedziała, kończąc znosić brudne filiżanki do zlewu. Jęknęła przeciągle widząc stos rzeczy, które jest skazana umyć, a robiła to zaledwie 30 minut temu. – I zmyjesz to, bo ja już nie mogę nawet patrzeć na stanowisko zmywaka. Blondynka pisnęła cicho, przytulając lekko osiemnastolatkę, narzuciła na siebie kurtkę, wzięła plecak i wyszła szybkim krokiem, udając się w stronę najbliższego bankomatu. 
Chwilę po jej wyjściu, Layla usłyszała dzwoneczek sygnalizujący przyjście kolejnych klientów. O dziwo był on kolejną rzeczą, którą była w stanie jeszcze dosłyszeć pomimo problemów. Jednak w tamtej chwili ten dźwięk denerwował ją niezmierni, gdyż jeszcze przed chwilą nie było minuty bez otwierania się drzwi. Jej zdziwienie sięgło jednak zenitu, kiedy zobaczyła cały zespół 5 Seconds of Summer, stojący w progu lokalu. Nastolatka nie spodziewała się, że spotka ich wszystkich i to jeszcze w takich okolicznościach. 
Kiedy jej wzrok spotkał się z Caluma, posłała mu lekki uśmiech, starając się nie zwracać uwagi na zdezorientowanego Luke’a, który widząc ją za ladą, nie mógł oprzeć się wrażeniu, że ją kojarzył. Dopiero kiedy odsłoniła kosmyki włosów, zasłaniających jej nieco twarz, rozpoznał ją ze szpitala. Wywrócił oczami na własną głupotę, przypominając sobie dokładnie wydarzenia sprzed kilku dni. 
Usiedli przy jednym ze stolików w rogu pomieszczenia, ściągając z siebie grube okrycia i rzucając je na jedyne niezajmowane przez nikogo miejsce. Layla szybko wytarła ręce w ściereczkę, zgarnęła cztery menu i podeszła do nich, witając się uprzejmie. 
-Nareszcie! – zawołał uradowany basista. – Layla chcę żebyś poznała moim przyjaciół. To jest Ashton, Michael i Luke. – mówił, wskazując po kolei na każdego z chłopców.
-Właściwie to my…- odchrząknął blondyn, jednak dziewczyna zwinnie wyprzedziła go, zagłuszając jego słowa, nie chcąc, aby dowiedzieli się o okolicznościach ich, już trzech, spotkań. Zrobiła to jednak z taką gracją, że poza najmłodszym członkiem, nikt nie zorientował się co się stało. – Skąd się znacie? – zapytał zdezorientowany, ignorując niemiłe wtrącenie się Walker. Popatrzył na swojego kolegę zaciekawiony. 
-Poznaliśmy się w pierwszy dzień kiedy żadnemu z was się nie chciało iść ze mną rozglądnąć się po mieście. – odpowiedział, a szeroki uśmiech nie schodził mu z twarzy. – Spędziliśmy trochę czasu. W sumie to za każdym razem jak wychodziłem, to się spotykaliśmy. – dodał, zabierając od nastolatki karty. Niebieskooka jedynie przytaknęła głową.
-Dać wam czas na zastanowienie się co chcecie? – zapytała, spoglądając po kolei na każdego z chłopców, aby nie umknęło jej, kiedy któryś z nich się odezwie. Było ich niewielu, ale dla niej i tak za dużo, aby być pewną, że wyłapie wszystko. 
-Ja chcę Jacka Danielsa. Słyszałem, że alkohol też można zamówić u was. – odezwał się Hemmings, zwracając tym na siebie karcące spojrzenia przyjaciół i wywołując cichy śmiech Layli.
-Owszem można zamówić, ale sądzę, że tobie nie wolno go spożywać tak samo jak i mnie podawać go tobie. – skwitowała osiemnastolatka, na co spotkała się z aprobatą pozostałych. Skinęła lekko głową, odwracając się na pięcie i odchodząc od stolika, aby klienci mogli zastanowić się nad zamówieniem. 
Kolejne godziny spędziła, starając się uporać z bałaganem jaki panował bo niemalże całym dniu sowitej pracy. Niestety nie mogła liczyć na jakąkolwiek pomoc u Diany, która jak tylko wróciła z bankomatu i ujrzała chłopców, to Layla wiedziała, że może się pożegnać z utrzymaniem przez niej obietnicy o pozmywaniu. Jednakże nie była na nią zła. Rozumiała, że czwórka gwiazdorów była znacznie ważniejsza, porównywalnie do własnej rodziny. Widziała to, jak blondynka na nich patrzyła z zafascynowaniem i śmiała się co drugie słowo wypowiedziane przez któregoś z nich.
Calum co jakiś czas zwracał jednak uwagę na osiemnastolatkę, posyłając jej, wręcz do przesady szerokie, uśmiechy. Najwięcej uwagi ku jej zaskoczeniu poświęcał jej Luke, nie odrywając praktycznie od niej wzroku. Irytowało to dziewczynę niesamowicie, ale starała się nie przejmować tym w większym stopniu. Udawało jej się to dosyć dobrze, dopóki Hemmings nie zdecydował się do niej podejść, widząc zajęcie swoich przyjaciół panną Lachowski. Zwinnie wydostał się z zasięgu ich wzroku, a następnie usiadł na jednym z krzeseł barowych przed Laylą, nie spuszczając jej swoich głęboko niebieskich oczu. Nastolatka w tym momencie kończyła wycierać i porządkować szklanki. 
-Chciałbyś coś jeszcze? – odezwała się, nie potrafiąc już dużej znieść zachowania chłopaka. Było ono w pewien sposób natarczywie, a już na pewno wprowadzało ją w dyskomfort. Zauważyła jego nikłe zaprzeczenie głową na zadane przez nią pytanie.
-Może poza kilkoma odpowiedziami. – powiedział, bawiąc się kolczykiem widocznym w dolnej wardze. Bardzo często to robił z tego co słyszała od swojej koleżanki, jednak dopiero teraz miała okazję to dostrzec. – Skąd znasz Jake’a? – wychrypiał, sprawiając nieprzyjemne dreszcze przechodzące przez ciało dziewczyny. Nagle w gardle jej zaschło i poczuła lekkie zawroty głowy, ale nie chcąc dawać kolejnych pomysłów na pytania, starała się to ukryć.
Cały dzień dobrze wychodziło jej niemyślenie o Milerze, niestety wszystko to zostało zniszczone przez jednego wścibskiego nastolatka, pragnącego zaspokoić swoje myśli, które widocznie nie dawału mu spokoju od kiedy tylko ją ujrzał i przypomniał sobie skąd ją pamięta. Wspomniała również próby połączenia się z nią przez jakiegoś mężczyznę. Dałaby sobie rękę uciąć, że pomimo fakt, że miał on jej numer, to był to właśnie Jake, chcąc ją przestraszyć. 
-Nie uważasz, że to niegrzeczne wypytywać o takie rzeczy, znając osobę tak krótko? – odpowiedziała pytaniem na pytanie, opierając ręce o blat i nachylając się nad nim lekko, po raz pierwszy spoglądając chłopakowi prosto w oczy. 
-Przecież nie pytam cię o to, czy jesteś dziewicą. – prychnął, wywracając oczami ze zirytowaniem. Nie lubił ludzi, którzy się przed nim wymądrzali, a od kiedy tylko poprosił o alkohol, zakwalifikował szatynkę właśnie do tej grupy. – Chociaż zgaduję, że tak. – dodał, podnosząc się lekko na krześle i mierząc jej ubiór wzrokiem. Takim zachowaniem jednoznacznie przekreślił swoje szansę na jakąkolwiek konwersację z Walker, która zaraz wyszła na zaplecze i nie wracała przez dłuższy czas, aż Luke wrócił do reszty. Wpatrywała się w zegarek w komórce, czekając na przyjazd Matta. Nie mogła się już doczekać skończenia zmiany. 
Odetchnęła z ulgą już po pięciu minutach, kiedy starszy Lachowski wszedł do kawiarni równo z wybiciem 19:00. Dziewczyna szybko zebrała swoje rzeczy, zarzucając na ramiona kurtkę i czekała, aż chłopak załatwi sprawy ze swoją siostrą. Stwierdzając jednak, że niegrzecznie tak wyjść bez pożegnania z nowo poznanymi osobami, podeszła do ich stolika, szeptając ciche „do widzenia”. Miała nadzieję, że uda jej się na tym skończyć, ale Calum zdążył wstać od stolika i podszedł do niej, przytulając lekko. Czuła na sobie spojrzenia pozostałej trójki, ale nie odważyła się spojrzeć więcej w ich stronę, a już zwłaszcza na najmłodszego z nich, który postawił sobie widocznie jako punkt honoru, wyprowadzenie jej z równowagi, bądź obrazić. Następnie upewniła się, że Matt nie potrzebuje więcej czasu na rozmowę z Dianą i wyszła z nim z lokalu, pozostawiając go blondynce.

Od autorki:

Nie sprawdzałam błędów. Liczę, że ich nie ma. Dziękuję za komentarze i wyświetlenia. Jesteście kochani. 

5 KOMENTARZY DO NASTĘPNEGO