Zdarzyło wam się tak, że jak byliście mali i zrobiliście coś, co waszym zdaniem wtedy było złe, siedzieliście w kącie, skuleni, bojąc się, że kiedy rodzice się o tym dowiedzą, będą na was krzyczeć? Tak właśnie czuła się Layla Walker, tylko te uczucia były sto razy potężniejsze. Mówiąc, że się bała to niedopowiedzenie. Ona umierała ze strachu.
Zajmowała miejsce na zimnej, betonowej podłodze, opierając się plecami o niegrzejący kaloryfer. Jej ciało drżało, a ona nawet gdyby chciała, to nie potrafiłaby tego powstrzymać. W głowie pojawiały się wszystkie przerażające momenty jakich w ostatnim czasie doświadczyła i nie powinien dziwić fakt, że głównym planie każdego był Jake. Już sama jego postura, wygląd oraz zachowanie wywoływały u nastolatki niepewność i lęk, a po ostatnim spotkaniu z nim przerażenie zawładnęło nią.
Żałowała pójścia na policję. Uważała, że gdyby tego nie zrobiła, chłopak może dałby jej po jakimś czasie spokój. A teraz wywiózł ją gdzieś i zostawił w ciemnym pomieszczeniu bez okien, nie informując ją o swoich planach. Nie pamiętała nawet czy zamknął za sobą drzwi, ale nawet gdyby były otwarte na oścież, dziewczyna nie znalazłaby w sobie sił na ucieczkę. Nogi odmawiały jej posłuszeństwa, a całkowicie suche gardło powodowało, że gdy połykała ślinę, czuła nieprzyjemne drapanie.
Oczy wypełnione miała łzami, a jedyny odgłos słyszany w całym pomieszczeniu, to jej ciche pociąganie nosem. Nogi podciągnięte miała pod samą brodę, kołysząc się lekko na boki. Przygryzła dosyć mocno dolną wargę i już po chwili mogła poczuć w ustach gorzki smak krwi. Nie przejmowała się tym jednak, gdyż był to w tej chwili najmniejszy z jej problemów.
Po kilkunastu minutach postanowiła zacząć coś robić, ponieważ nie zapowiadało się w najbliższym czasie, żeby ktoś tutaj miał przyjść i jej pomóc. Zamknęła oczy, oddychając głęboko. Starała się uspokoić oraz stłumić strach przepełniający ją. Czując przypływającą siłę wstała z ziemi, wolnym krokiem ruszając przed siebie.
W pokoju było całkowicie ciemno, dlatego też osiemnastolatka starała się zorientować, gdzie jest wyjście poprzez wyciągnięte w przód ręce. Przeszła zaledwie osiem kroków, kiedy poczuła chropowaty materiał. Przejechała delikatnie palcami po przedmiocie, natrafiając na ostrą krawędź, przez którą przecięła się powierzchownie. Nie zwracając na to uwagi, znalazła klamkę i ostrożnie za nią pociągnęła, modląc się, żeby nikt tego nie usłyszał. Ku jej zaskoczeniu drzwi ustąpiły. Powoli pchnęła je, mając nadzieję, że nie skrzypnęły. Dodatkowe utrudnienie ucieczki stanowiła jej zaawansowana głuchota. Nie była w stanie wychwycić cichych dźwięków, dlatego tego nie wiedziała czy nie robiła jakiegoś hałasu, który Jake byłby w stanie usłyszeć.
Wychodząc z pomieszczenia zauważyła schody pnące się w górę. Na palcach wspięła się na nie, uważnie obserwując czy nikt nie stoi w ich pobliżu. Serce biło jej jak oszalałe, a Layla miała wrażenie, że każdy człowiek mógłby usłyszeć pojedyncze uderzenia. Stojąc u szczycie dostrzegła blade światło księżyca, które przybijało się przez okna, oświetlając dużych rozmiarów salon. Nastolatka powoli zaczęła sobie uświadamiać, że znajdowała się w domu Jake’a, jednak nie pasował jej fakt, że z taką łatwością wydostała się z jego piwnicy. Nie klasyfikowała chłopaka do bezmyślnych osób, dlatego nie potrafiła zrozumieć jak mógł zostawić otwarte drzwi.
-Naprawdę sądziłaś, że tak łatwo wydostaniesz się stąd? – usłyszała za sobą dobrze znany, niski głos, należący do jej porywacza. Zadrżała, momentalnie odwracając się do tyłu. Stał dwa kroki za nią na przedostatnim schodku, spoglądając na nią z drwiną. W tej chwili zorientowała się, że musiał siedzieć z nią w pokoju cały ten czas, a ona po prostu nie słyszała tego. Czekał, aż nabierze odwagi na ucieczkę, aby mógł się trochę pobawić.
Chwycił jej rękę, szarpiąc nią nieco. Zaprowadził ją do salonu i gwałtownie usadził na fotelu, nachylając się nad nią. Patrzył jej głęboko w oczy, które w tej chwili zaczęły ponownie napełniać się łzami, co widocznie dawało mu satysfakcje.
-Nie płacz skarbie. Nic ci nie zrobię. – powiedział, gładząc dziewczynę po, wilgotnym od płaczu, policzku. Nie wierzyła w ani jedno jego słowo. Przeczuwała, że najgorsze to dopiero przed nią, a wiedziała, że sama nie miała żadnych szans z nim.
-Czego ode mnie chcesz? – wyjąkała.
-Tylko dać ci nauczkę, że nie wolno chodzić na policję kłamiąc, że ktoś cię napastuje i zastrasza. Bo przecież wcale tak nie jest, prawda? – zapytał na co Layla momentalnie pokiwała twierdząco głową. – No więc teraz możesz już iść i pamiętaj, że nikt ci krzywdy nie robi skarbie. – dodał, odsuwając się od niej. Wskazał ręką w stronę drzwi wyjściowych, oznajmiając tym samym, że pozwala jej odejść. Osiemnastolatka niepewnie podniosła się i zaczęła cofać, nie spuszczając wzroku z Jake’a. Nie była pewna, czy to nie jedna z gierek chłopaka, a ostatnie czego chciała to wyjść na zbyt łatwowierną. Kiedy znalazła się już na przedpokoju, odwróciła się szybko i podbiegła do drzwi, ciągnąc za nie. Nie były zamknięte. Momentalnie ustąpiły za co dziewczyna dziękowała Bogu. Wybiegła na pustą ulicę, orientując się, że jest kilkanaście minut od domu. Czym prędzej obrała kierunek i pobiegła co sił w nogach.
*
-Możesz wyluzować? Nic się nie stało przecież. – zawołał zirytowany Luke, wstając z łóżka. Odkąd Calum wrócił do domu, nie mówi o niczym innym jak o zderzeniu, które miało miejsce między nim, a Laylą. Osiemnastolatek szczerze nawet nie spodziewał się, że dziewczyna zachowa to w tajemnicy przed Hoodem, ale miał nadzieję, że za nim się zbierze na odwagę, aby mu powiedzieć, minie kilka dni.
Jednak nic go tak nie irytowało jak zachowanie nastolatki dzisiejszego ranka. Cały czas odtwarzał jej słowa i starał się je zinterpretować, ale tylko dołował się coraz bardziej, gdyż jedynym wytłumaczeniem na to co usłyszał był fakt, że naprawdę tego żałowała. Normalnie chłopak by się tym nie przejął, ale tak jak Calum już mu powiedział, Walker była dla niego w pewnym sensie ważniejsza niż jakakolwiek inna dziewczyna. Był jej wdzięczny za pomoc z całą tą sprawą zrezygnowania z zespołu. Tylko ona widziała w nim kogoś więcej niż gwiazdora z masą forsy i okazją do jej zarabiania. Czasami wątpił nawet, że jego przyjaciele widzą coś więcej.
Oczywiście rozumiał ich, że nie kochają występować, grać, śpiewać, ale nigdy nie brali pod uwagę jak wielki ciężar stanowi to dla Luke’a. Jest z nich najmłodszy i był najmniej przygotowany na tak szybki rozwój kariery. Puste rady od producentów i menagera na nic się zdały i przez jakiś czas zagłuszał swój strach i niepewność, ale kiedy zaczęło go to przerastać, zaczął się zmieniać.
-Dlatego nie będziesz się z nią widywał. – usłyszał wyrwane z kontekstu zdanie dzięki któremu wrócił do słuchania przyjaciela. Spojrzał na niego z pytającym wyrazem twarzy, czekając aż powtórzy.
-Nie chce, żebyś przebywał z Laylą. Masz na nią zły wpływ, a ja nie chcę, żeby się tak stoczyła jak ty. – powiedział ciemnowłosy, otwierając drzwi od sypialni z zamiarem wyjścia. Blondyn podszedł do niego szybkim krokiem, zastawiając mu drogę. W tym samym momencie pojawił się Ashton z Michaelem, którzy widocznie przysłuchiwali się ich rozmowie z korytarza.
-Nie możesz mi rozkazywać. Będę się z nią spotykał jeśli tego zapragnę. – warknął, zaciskając ręce w pięści. Był zły i to w takim stopniu, że niewiele brakowało, aby wszczął bójkę. Wszyscy doskonale wiedzieli jak bardzo niebieskooki nienawidzi kiedy ktoś mu rozkazuje. Jeszcze nigdy taka sytuacja nie kończyła się dobrze, dlatego pozostała dwójka muzyków stała w gotowości do powstrzymania Hemmingsa od rzucenia się na chłopaka.
-Właśnie że mogę! To ja cię poznałem z Laylą, dlatego teraz zabraniam ci się z nią spotykać. Ona nie ma nic przeciwko temu więc się z tym pogódź i przestań zachowywać jak rozpieszczone dziecko.
-Nie poznałeś mnie z nią! Tak się składa, że znałem ją już wcześniej więc przykro mi niszczyć twoje marzenia, ale nie masz nade mną żadnej władzy! – krzyknął, a następnie wyszedł z pokoju, trzaskając drzwiami. Powoli przestawał nad sobą panować dlatego wolał się przejść i uspokoić trochę. Nie sądził, że jakaś dziewczyna mogłaby go zranić, ale widocznie Layli udało się to nawet dwukrotnie w jeden dzień. Nie dowierzając samemu sobie musiał przyznać, że zakochiwał się w niej. Jeszcze niedawno nie wierzył w miłość, a teraz zastanawiał się jak odkręcić swoje postępowanie. Dotknął tylnej kieszeni spodni, upewniając się, że ma w niej portfel. Uśmiechnął się, wiedząc już co powinien zrobić.
*
Siedziała na kanapie, otulając się kocem. Pomimo dosyć wysokim temperatury jak na jesienny wieczór w Kansas City, ona dostawała dreszczy, myśląc o Jake’u. Była przerażona i zdezorientowana. Nie mogła sobie znaleźć miejsca, ani nie wiedziała co robić. Nic nie zdawało się na tyle dobre, aby odciągnąć jej myśli.
Sięgnęła po kubek z gorącą czekoladą, dopijając do końca. Podniosła się owijając szczelnie ciepłym nakryciem i przyszła do kuchni. Włożyła do zlewu naczynie, zalewając ciepłą wodą. Nagle do drzwi zadzwonił dzwonek, powodując u niej kolejny napad lękowy, objawiający się trudnościami z oddychaniem.
Na palcach przeszła do korytarza i spojrzała przez wizjer na osobę, która przyszła. Widząc Luke’a, wypuściła powietrze z ust jednak nie dała znać, że jest w domu. Nie chciała z nimi teraz rozmawiać, a już na pewno nie z nim. Oparła się plecami o ścianę, czekając aż chłopak odpuści sobie i pójdzie. Ale po 10 minutach ciągłego dzwonienia, nic nie wskazywało na to, że ma zamiar odejść, dlatego też osiemnastolatka wywracając oczami, przekręciła zamek i otworzyła drzwi przed blondynem.
Na jego twarzy od razu pojawił się uśmiech, którego jednak dziewczyna nie była nawet w stanie odwzajemnić.
-Wiedziałem, że jesteś w domu. – odezwał się, wyciągając zza siebie duży bukiet czerwonych róż. – To dla ciebie. – dodał, podając je szatynce, a sam wszedł do środka, zamykając za sobą. – Przepraszam za moje zachowanie i za to co się zdarzyło. Nie chciałem cię w taki sposób wykorzystać. To się już nigdy nie powtórzy. Obiecuję. – oświadczył na co jak na zawołanie dziewczyna podeszła do niego zrzucając z siebie koc i wtuliła w klatkę piersiową nastolatka po raz pierwszy tak naprawdę ciesząc się z widoku jego osoby. Nie sądziła, że w takiej chwili tak bardzo będzie potrzebować kogoś. Ale była roztrzęsiona i zagubiona, dlatego była szczęśliwa, że nie musi przebywać sama, a chłopak stanowił doskonałe rozproszenie.
Świetny blog i ff. Od pierwszego rozdziału widać postępy. Szkoda tylko, że rozdziały taaakie krótkie i juz nie długo koniec. Zakochałam się w tym opowiadaniu mimo iż nie lubię zbyt chłopaków z 5sos. Czekam na następną cześć.
OdpowiedzUsuń~Karolina