Założył na siebie granatową bluzę z kapturem,
rozglądając się po swoim pokoju. Po raz pierwszy od kilku tygodni po podłodze nie
były rozrzucone ubrania, gdyż wszystkie znajdowały się w tej chwili w walizce.
Westchnął cicho, w dalszym ciągu nie potrafiąc zrozumieć, czemu wszyscy
zmuszają go do wyjazdu do Stanów. Nie miałby nic przeciwko, gdyby to jeszcze
było jakieś duże miasto, jak na przykład Los Angeles, czy Nowy Jork. Jednak to
było zwykłe, nudne Kansas City, gdzie nie było co robić.
Słysząc wołanie z dołu, zabrał
swoją komórkę z komody, a następnie wyszedł, ciągnąc ze sobą bagaż. Zszedł po
schodach z grymasem na twarzy, modląc się, aby jego rodzice zmienili zdanie.
Niestety, kiedy znalazł się w przedpokoju widział podekscytowanie na twarzach
zarówno swoich przyjaciół jak i ich rodzicielek. Nie zapowiadało się na to,
żeby udało mu się wywinąć z tej niepotrzebnej podróży. Nastolatek zastanawiał
się również nad tym, czy by nie obiecać poprawy w zamian za zostanie w Sydney,
ale po chwili sam skarcił się za to, gdyż jego mama nigdy nie uwierzy w jego
słowa, biorąc pod uwagę, że Luke nie dostrzegał w sobie żadnej zmiany, poza brakiem
chęci do większości rzeczy.
-Masz
wszystko? – usłyszał dźwięczny głos Liz, która jeszcze chwilę temu dyskutowała
o czymś z rodzicielką Caluma. Na jej pytanie, blondyn pokiwał twierdząco głową,
nie próbując się odzywać, bo pogorszyło by to tylko jego sytuacje. Chciał, żeby
ten miesiąc już minął. Wolał całe dni spędzać w studiu nagraniowym, niż na
jakimś zadupiu, które nawet nie ma plaży. – No to czas ruszać. – zawołała,
zabierając klucze od samochodu. – Chłopcy pożegnajcie się tutaj, bo ja was
tylko pojadę zawieść. – oznajmiła, a na jej słowa, przyjaciele odłożyli
wszystko i przytulili swoje rodzicielki. Luke, widząc to, wywrócił oczami. Nie
rozumiał, jak mogli się oni cieszyć na to wszystko i jeszcze dziękowali.
Ostatnia rzecz, którą on zrobi, to będzie wdzięczny Liz za tą wyprawę. W
dalszym ciągu nie wiedział jak to miało sprawić, że się zmieni, skoro nikt go
nie będzie tam pilnował, a szczerze wątpił, żeby któremuś z nastolatków chciało
się chodzić za nim krok w krok.
-Trzymajcie się. Miłego odpoczynku wam życzę. –
powiedziała kobieta, żegnając się ze wszystkimi. Kiedy podeszła do swojego
syna, posłała mu troskliwy uśmiech. Położyła dłoń na jego ramieniu, a następnie
przyciągnęła do siebie i przytuliła. Blondyn jednak, w dalszym ciągu wściekły
na mamę, nie odwzajemnił gestu. Wywrócił oczami, czekając aż się od niego
odklei. – Pamiętaj dlaczego to robimy. –
szepnęła mu do ucha, a następnie puściła. Osiemnastolatek zabrał swój plecak i
ruszył w stronę wejścia do samolotu, a za nim trójka przyjaciół, do których
również miał uraz.
*
Szybkim ruchem spięła swoje
długie kasztanowe włosy w wysokiego kucyka i zawiązała wokół bioder granatowy
fartuszek, w którym pracowała w Heaven House. Przeglądnęła się w lustrze,
poprawiając lekko rozmazany tusz do rzęs. Wyglądała przeciętnie. Miała duże,
niebieskie oczy, które w świetle dziennym przybierały odcienie zieleni, mały,
lekko zadarty nos i pełne malinowe usta. Nie narzekała na swój wygląd. W
prawdzie nawet nie przywiązywała do niego dużej wagi.
Zabrała z
szafki na zapleczu mały notesik i długopis, wsadzając je do tylnej kieszeni
startych jeansów, a następnie stanęła przy ladzie, przyglądając się klientom z
uśmiechem na twarzy.
Nie było dużego ruchu. W
pomieszczeniu znajdowały się zaledwie trzy osoby, ale to ze względu na wczesną
porę. Na zegarku wybiła dopiero 9, więc większość albo jeszcze spała, albo
pracowała. Layla nie chodziła na żadne zajęcia w czwartki, więc była tutaj od
rana, a po 14:00 miała wolne. Planowała dzisiaj wybrać się na małe zakupy, gdyż
w lodówce świeciło pustkami.
Zauważając, że nie zapowiada się
na to, żeby miała kogo obsługiwać w najbliższym czasie, postanowiła powycierać
i poodkładać na miejsce szklanki. Chwyciła szmatkę przewieszoną przez oparcie
krzesła, które stało na zapleczu, a następnie zaczęła przecierać naczynia.
Należała do osób, które nie
potrafią przebywać w bałaganie, a kiedy widzą, że coś jest nie tak, to od razu
musze to poprawić. Miała lekką obsesję na punkcie sprzątania, dlatego też
szybko odnalazła się w pracy, gdzie musi myć, wycierać oraz zamiatać. Większość
uważałaby to za karę, ale Layli w pełni spełniało to oczekiwania. Nie
narzekała.
Usłyszała ciche skrzypnięcie
drzwi. Podniosła głowę i spojrzała w stronę wejścia, gdzie stał wysoki chłopak
z ciemno brązowymi włosami rozwianymi na wszystkie strony przez wiatr.
Rozglądnął się po pomieszczeniu, a kiedy jego wzrok spoczął na nastolatce,
uśmiechnął się lekko i podszedł do lady, przy której stała. Usiadł na jednym z
wysokich krzeseł, opierając dłonie delikatnie o kolana.
-Witamy
w Heaven House. W czym mogę pomóc? – zapytała się uprzejmie, odkładając już
nieco brudną ścierkę na bok. Przejechała rękami po fartuchu, aby je osuszyć,
cały czas obserwując bruneta.
-Jesteś
Layla, prawda? – odezwał się, zauważając tabliczkę z jej imieniem, przypiętą do
koszulki. Jego głos był niski i pewny siebie. Sprawił, że po plecach dziewczyny
przeszły dreszcze, jednak zignorowała to i skinęła twierdząco głową. Uniosła
brew ku górze, dając mu do zrozumienia, że nie rozumie dlaczego się pyta. – Tak
tylko się upewniałem. – powiedział, puszczając jej oczko. – Co proponujesz? –
nachylił się nad ladą, odgarniając kosmyk włosów z jej twarzy. Spowodowało to
przyspieszenie oddechu niebieskookiej, jednak on zdawał się tego nie zauważyć.
Uśmiech z jej twarzy zniknął, a pojawiło się lekkie rozdrażnienie. Z jednej strony wystraszyła się tak śmiałych
ruchów chłopaka, a z drugiej wiedziała, że należy on do flirciarzy, więc nie
powinna być zdziwiona takim zachowaniem.
-Wszystko
co dostępne w karcie. – odpowiedziała, starając się uspokoić bicie serca. Nie
była przyzwyczajona, że takie osoby znajdują się w jej otoczeniu, a co dopiero,
żeby próbowali ją kokietować.
-Jeśli
znajdujesz się na niej, to poproszę. – oświadczył, uśmiechając się szeroko.
Przeczesał ręką swoje włosy, powodując, że były w jeszcze większym nieładzie
niż kiedy tu wszedł. Jednak w dalszym ciągu wyglądał pociągająco i gdyby nie
jego denerwujące teksty, wydawał by się idealny.
-Niestety
tego nie ma. – odparła, starając się nie patrzeć w jego piękne brązowe oczy. –
Mogę zaproponować karmelową kawę na zimno. – dodała pierwsze co przyszło jej do
głowy. Chciała już iść zająć się jego zamówieniem, a nie tkwić w tej
niezręcznej dla niej sytuacji. Nie odnajdywała się w takich zdarzeniach, ale
nigdy nie musiała. Aż do tej pory. Nie należała też do osób niemiłych, które
potrafią powiedzieć coś, co sprawi, że chłopak przestanie się tak zachowywać w
stosunku do niej.
-No
trudno. Może następnym razem. – mruknął, po raz kolejny puszczając jej oczko. –
W takim razie poproszę to co zaproponowałaś. – osiemnastolatka skinęła,
odwracając się na pięcie, a następnie wyszła na zaplecze. Odetchnęła z ulgą
kiedy zobaczyła, że szefowa siedzi na jednym z krzeseł, gotowa do pracy. Layla
jednak zapewniła kobietę, że sama zajmie się tym zamówieniem, aby nie musieć
zbyt szybko wracać do klientów.
Po dziesięciu minutach, kiedy
kawa była zrobiona, podała ją chłopakowi, a widząc, że przybyło kilka osób,
uśmiechnęła się lekko, wyciągając notes i długopis i ruszyła w ich stronę,
mając nadzieję, że zanim skończy ich obsługiwać, brunet zniknie. Miała
szczęście, gdy po wypiciu i zapłaceniu za napój, brązowooki opuścił kawiarnie.
Równo o 14:00 do pracy przyszła
Diana jak zwykle rozpromieniona, co według Layli było urocze. Siedemnastolatka
cieszyła się dosłownie ze wszystkiego. Nawet jeśli coś się stało, to zawsze
starała się znaleźć powód do uśmiechu. Była za to godna podziwu, gdyż mało kto
ma takie podejście do życia co ona. Kiedy tylko zobaczyła niebieskooką, posłała
jej szczery uśmiech, a następnie podeszła do niej i mocno przytuliła. Blondynka
była znacznie niższa od osiemnastolatki, więc musiała stanąć na palcach, jednak
nie zwracała na to uwagi.
-Nie
uwierzysz co się stało! – zawołała, kiedy tylko obydwie wyszły na zaplecze.
Podczas gdy Diana ubierała fartuszek, Layla ściągała swój. Zazwyczaj pracowały
na tą samą godzinę. Czwartki stanowiły wyjątek. – Pamiętasz ja puszczałam ci
jakiś czas temu kilka piosenek takiego jednego zespołu? – zapytała. Dziewczyna
skinęła twierdząco głową. Doskonale to pamiętała, gdyż piosenki bardzo się jej
spodobały. – No więc okazało się, że mój tata jest kolegą mamy jednego z
chłopców z tego zespołu. Przylatują tutaj na cały miesiąc i będą mieszkać u
mnie w domu! – pisnęła, podskakując delikatnie. Była tak podekscytowana, że
osiemnastolatka zastanawiała się, czy aby na pewno da radę pracować do
wieczora. – Nie jestem ich jakąś wielką fanką, ale sam fakt, że to gwiazdorzy
to już coś. – dodała, starając się opanować emocje. Była lekko czerwona na twarzy,
więc kiedy to zobaczyła w lustrze, zaczęła machać dłońmi, aby dopuścić do
siebie trochę powietrza.
-Tylko
nie wariuj tak jak ich poznasz. – zaśmiała się Layla, przerzucając przez ramię
swoją torbę. – Przepraszam, ale muszę iść. Mam jeszcze zakupy do zrobienia.
Pogadamy jutro. Na razie! – powiedziała, machając koleżance, a następnie wyszła
z kawiarni, idąc w stronę marketu.
*
Wyciągnął z uszu słuchawki,
przez które już czwartą godzinę leciała muzyka. Był zmęczony podróżą, a zdawał sobie
sprawę, że ma jeszcze przed sobą całe 12 godzin lotu i dwie godziny czekania
przy przesiadce. Kolejny minus tego wyjazdu. Nie ma bezpośredniego samolotu do
tego miasta. Reszta uważała to za okazję do rozprostowania nóg, jednak dla
niego to tylko następna rzecz, na którą może narzekać.
Przetarł zaspane oczy,
spoglądając na przyjaciół. Spodziewał się, że będą spali, ale okazało się, że
grali w pokera, aby zabić czas. Kiedy Calum zauważył, że blondyn nie słuchał
już muzyki, przyglądał się ich grze, posłał mu lekki uśmiech, którego
osiemnastolatek nie odwzajemnił, a jedynie wywrócił oczami.
-Długo
masz zamiar się na nas złościć? – odezwał się Michael, zauważając zachowanie
Luke’a. Przeczesał ręką swoje zielone włosy, a następnie odłożył karty na bok.
– Wiesz dlaczego to zrobiliśmy.
-Żeby
mnie wkurzyć. Wiem. – prychnął, przygryzając dolną wargę. Nie miał ochoty na
kłótnie z nimi, a widząc po ich minach – oni również. Cała trójka wróciła do
poprzedniego zajęcia, urywając temat Kansas, natomiast Hemmings rozsiadł się
wygodnie w fotelu i zaczął przeglądać zdjęcia w swoim telefonie.
-Luke obudź się. – usłyszał
czyjś głos. Ziewnął przeciągle, podnosząc głowę. Nad nim nachylał się Ashton,
uśmiechając się wesoło. Widząc, że jego najmłodszy przyjaciel już nie śpi,
wyprostował się, naciągając swoją białą koszulkę. Zabrał ze swojego siedzenia
czarną, zapinaną bluzę i narzucił na siebie. – Jesteśmy już na miejscu. –
oznajmił blondyn, zakładając na ramię plecak. Kiwnął głową na osiemnastolatka,
dając mu do zrozumienia, że ma się szybko zebrać. Ten wywrócił oczami, ale
zrobił to, czego oczekiwał od niego dwudziestolatek. Gdy cała czwórka była już
gotowa, wyszli z samolotu, żegnając się ze stewardesą, stojącą przy wyjściu.
Znajdując się już na lotnisku, zabrali swoje bagaże, starając się nie rzucać w
oczy. Nie chcieli zostać rozpoznani, ponieważ szybko by się nie wydostali z
budynku.
-Chłopcy!
Nareszcie! – zawołał wysoki, ciemnowłosy mężczyzna ubrany w szary garnitur.
Szedł w ich stronę z uśmiechem na twarzy, który ukazywał zmarszczki na jego
czole. Sądząc po opisie Karen, był to Igor Lachowski, u którego w domu mieli
się zatrzymać na ten miesiąc. Gdy stanął już przed nimi, przywitał się z każdym
po kolei, a następnie wszyscy ruszyli do jego samochodu. – Długa podróż, prawda?
– zapytał, próbując nawiązać rozmowę, podczas jazdy. Spojrzał na Caluma, który
usiadł obok niego na miejscu pasażera. Ten tylko kiwnął głową, ziewając. Był
zmęczony całym lotem, tak jak pozostali. Marzył tylko, aby pójść spać. –
Musicie jeszcze wytrzymać pół godziny, a jak przyjedziemy to spokojnie
będziecie mogli odpocząć. – dodał.
-Ma
pan dzieci? – odezwał się Ashton, dochodząc do wniosku, że jest to trochę
niemiłe, aby nie porozmawiać chwilę z osobą, którą pozwoliła im zostać u siebie
i to jeszcze na tak długi czas.
-Tak.
Córkę i syna. Matt ma 20 lat i mieszka już sam, a Diana jest w ostatniej klasie
w liceum. Mam nadzieję, że wytrzymacie z nią. Uwielbia puszczać od rana do
wieczora piosenki i rzadko reaguje na jakiekolwiek prośby o ich wyłączenie.
Poinformowałem ją o waszym przyjeździe. Obiecała, że postara się was zapoznać z
Kansas City. Spodoba się wam to miasto. Jest tutaj co robić i sądzę, że nie
będziecie się nudzić. – powiedział, na co Luke prychnął cicho, nie zgadzając
się z mężczyzną. Dla niego fakt, że nie ma plaży i wielu klubów, był
wystarczający, aby stwierdzić, że przez cały miesiąc będzie się nudził.
*
-Cześć! Przepraszam, że się spóźniłem, ale
miałem do załatwienia jeszcze bardzo ważną sprawę na mieście. – zawołał Matt,
kiedy tylko wszedł do miejsca pracy swojej siostry i Layli. Osiemnastolatka
uśmiechnęła się lekko, starając się nie pokazać, że nie zrozumiała co
powiedział chłopak ze względu na tempo jego wypowiedzi. Domyślała się jednak,
że prawdopodobnie usprawiedliwił się z trzygodzinnego spóźnienia. Nie miała mu
tego za złe, gdyż wiedziała, że musiał mieć ważny powód. Dziewczyna skinęła
lekko głową, kończąc wycierać blat. Wskazała dłonią na krzesło przed nią, aby
dwudziestolatek zajął miejsce. Wykonał jej prośbę, przeczesując nieco mokre od
potu włosy. Był zgrzany, a policzki miał lekko zaczerwienione. Oddech był
nierówny, a widząc to Walker sięgnęła po dzbanek wody i nalała mu do szklanki.
Położyła przed nim, zachęcając do napicia się, aby trochę odpoczął. Wyglądał
jakby biegł tutaj co najmniej kilkanaście kilometrów.
-Muszę
jeszcze przepracować dwie godziny, więc dam ci wskazówki i usiądziesz przy
jednym ze stolików. Będę się tutaj cały czas kręcić. Mam nadzieję, że nie masz
nic przeciwko. – powiedziała, odgarniając kosmyk kasztanowych włosów, który
zsunął się na jej nie bladą twarz. – Tak więc nie skupiaj się na szczegółach. –
zaczęła, widząc zgodę brązowookiego. – Na początku musisz dokładnie naszkicować
kształt twarzy, sposób w jaki układają się włosy, wielkość oczu, nosa oraz ust.
Kiedy będziesz mieć już wstępny szkic daj mi znać. Zobaczę go i poinstruuję cię
co zmienić lub co dalej rysować. – oznajmiła. Matt skinął głową na zgodę, a
następnie wziął szklankę, plecak, z którym przyszedł i usiadł przy stoliku w
rogu pomieszczenia.
W kawiarni znajdowało się
znacznie więcej ludzi, niż się osiemnastolatka spodziewała. Musiała sobie
jednak radzić sama przez jakiś czas, gdyż Diana poprosiła ją o półgodzinne
przejęcie jej obowiązków. Musiała odebrać od koleżanki ze szkoły notatki z
ostatniej lekcji, z której została zwolniona. Walker starała się jednak nad
wszystkim panować. Wszyscy klienci siedzieli na swoich miejscach, a przed sobą
mieli zamówione posiłki i napoje.
-Layla
będziesz tak miła i zamkniesz dzisiaj? – usłyszała głos szefowej. Kobieta stała
koło niej w długim, beżowym płaszczu. W ręku trzymała torebkę, w której
zawzięcie czegoś szukała. Wyglądała, jakby się jej spieszyło, to też
niebieskooka, bez żadnych protestów, zgodziła się. Nie była zachwycona tym, że
musi tutaj siedzieć dodatkowe trzy godziny, ale nie chciała zawieść
pracodawczyni, dzięki której miała za co płacić czynsz i kupować
najpotrzebniejsze rzeczy. Dobrze wiedziała, że dostanie za to dodatkowe
pieniądze, a owymi nie pogardzi. – Dziękuję. – dodała, a następnie wyszła
głównymi drzwiami, pospiesznie zapinając nakrycie.
Zostało piętnaście minut do
zamknięcia kawiarni. Matt wykonał swoje zadanie w półtorej godziny i od razu
wyszedł, oznajmiając, że ma jeszcze coś do zrobienia. Wziął ze sobą Dianę, gdyż
źle się czuła. W pomieszczeniu świeciło pustkami. Dziewczyna stwierdziła, że i
tak już nikt nie przyjdzie, więc postanowiła sprzątnąć. Przetarła wszystkie
stoliki i wyłożyła na nie krzesła. Odłożyła na miejsce wszystkie butelki z
alkoholem, a naczynia umyła oraz powycierała. Zdjęła swój uniform, zawieszając
na haczyk na zapleczu, kiedy usłyszała ciche skrzypnięcie drzwi. Przypomniała
sobie, że nie wywiesiła tabliczki, że jest zamknięte. Wypuściła powietrze z
ust, szybkim krokiem idąc do baru. W progu stał chłopak, którego
osiemnastolatka od razu rozpoznała. Był to ten sam brunet, co wczoraj ją
zaczepiał podczas pracy. Na widok nastolatki na jego usta wkradł się szeroki
uśmiech. Spowodował on, że po jej plecach przeszły niemiłe dreszcze.
-Przykro
mi, ale jest już nieczynne. Zapraszam jutro. – wydukała, starając się opanować
nierównomierny oddech. Wyszła zza lady, biorąc do ręki klucze. Założyła na
siebie szarą, pikowaną kurtkę oraz czapkę. W Kansas City noce stawały się już
coraz zimniejsze, a zima zbliżała się dużymi krokami, więc Layla nie chciała
ryzykować przeziębieniem.
-Przyszedłem
tylko, żeby powiedzieć, że ta kawa karmelowa była pyszna. – odezwał się. Jego
głos był lekko zachrypnięty, a dziewczynie wydawało się, że znacznie niższy niż
wczoraj, co dodatkowo ją przerażało.
-Nie
ma sprawy. Cieszę się, że smakowała. – odpowiedziała, posyłając mu lekki
uśmiech, który od razy zmienił się w grymas, gdyż nie umiała udawać
zadowolonej, gdy tak naprawdę się bała. On jednak zdawał się tego nie dostrzec.
Nie znała go, ale już pierwsze wrażenie nie należało do tych najlepszych. –
Przepraszam, ale chce zamknąć. – oświadczyła, starając się brzmieć stanowczo, a
jednocześnie skupiała się na tym, żeby głos jej nie drżał. Brunet skinął lekko
głową, wychodząc z pomieszczenia. Po odczekaniu kilku minut brązowowłosa poszła
w jego ślady, gasząc światła. Zakluczyła drzwi na oba zamki, a następnie
wsadziła klucze do torby przerzuconej przez ramię. Nagle poczuła czyjąś rękę na
plecach. Pod wpływem dotyku, pisnęła cicho, odwracając się z zawrotną
szybkością.
-Nie
chciałem cię wystraszyć. – powiedziała osoba, którą dziewczyna miała nadzieję,
że spławiła. Niestety tak nie było. Brązowooki stał dosłownie kilka centymetrów
od niej i nawet nie miał zamiaru się odsunąć, co krępowało Laylę. – Mógłbym
liczyć na to, że dasz się gdzieś zaprosić jutro? – zapytał, opalając swoje ręce
wokół bioder nastolatki, na co odruchowo się wyrwała.
-Przepraszam,
ale nie spotykam się z nieznajomymi. – wyjąkała, a następnie szybkim krokiem
ruszyła w stronę przystanku autobusowego. W duchu modliła się, żeby chłopak za
nią nie szedł. Będąc już kilka ulic dalej, postanowiła, że upewni się, że nikt
jej nie śledzi. Nie zwalniając odwróciła się, a chwilę później poczuła jak coś
w nią uderzyło i z łoskotem upadła na zimny chodnik. Cicho syknęła, czując
lekki ból w nodze, ale w jej głowie w dalszym ciągu przewijała się ta sama
twarz, której z każdą chwilą bała się coraz bardziej. Oddychała zbyt szybko,
nie wspominając już o sercu. Miała wrażenie, że zaraz wyskoczy jej z piersi.
-Nic
ci nie jest? – usłyszała męski głos. Był on jednak przyjemny dla jej ucha, a
usłyszawszy go nieco się uspokoiła. Podniosła się z ziemi, otrzepując ubranie.
Odwróciła głowę w kierunku postaci, na którą wpadła przez swoją nieuwagę. Stał
przed nią chłopak, który wyglądał na osobę w jej wieku. Jednak rzecz, którą
spostrzegła jako pierwszą był niebywale głęboki kolor oczu, od którego nie
mogła oderwać wzroku.
Od autorki:
Jak myślicie na kogo wpadła Layla?
Powiedziałam, że postaram się
skończyć pisanie rozdziału i udało mi się, chociaż szczerze to nie byłam pewna,
czy dam radę bo od wczoraj źle się czuję. Czwartego rozdziału jednak nie mogę
wam zagwarantować. Nie jestem pewna czy pojawi się za tydzień.
To wszystko. Liczę na
komentarze. Do następnego!