wtorek, 30 grudnia 2014

Rozdział 9


   Siedział na jednym ze szpitalnych krzeseł, oparty lewą ręką o kolano. Wpatrywał się ze znudzeniem w ekran telefonu, czekając na przyjście swojego przyjaciela. Chciał jak najszybciej opuścić budynek, gdyż nienawidził szpitali. Jedyny powód, dla którego tutaj przyjechał, to prośba Jake’a, aby upewnili się, że dziewczynie nic się nie stało.
      Nawet jej nie znał. Pierwszy raz ją na oczy zobaczył. A po reakcji nastolatki na ich widok, mógł stwierdzić, że dla ciemnowłosego również nie była bliska. Jednak wielokrotnie zarzekał się przy lekarzu, że jest inaczej, aby dowiedzieć się czegokolwiek o stanie zdrowia szatynki. Niestety na marne. Nikt nie dał się nabrać na marne kłamstwa chłopaka, który widocznie nie był zmartwiony całą sytuacją, co go w dużej mierze wydało. 
    Nagle na korytarzu pojawiła się pielęgniarka, która chwilę temu wyszła z sali dziewczyny, trzymając w ręce tacę ze strzykawkami i różnego rodzaju wacikami. Na sam widok, po ciele Luke’a przeszły dreszcze, a widząc, że kobieta szła w jego stronę z zatroskanym wyrazem twarzy, wyprostował się.
-Twoja koleżanka już się obudziła. Możesz do niej zajrzeć. Ale tylko na chwilkę, bo zaraz kończą się godziny odwiedzin. – oznajmiła, posyłając mu delikatny uśmiech, a następnie odeszła w stronę recepcji.
Luke przez dłuższą chwilę przetwarzał słowa pracownicy szpitala, zastanawiając się czy może czasami nie lepiej upewnić się czy wszystko z niebieskooką w porządku. W końcu zemdlała w jego obecności, co poniekąd zobowiązywało do jakkolwiek pojmowanej troski. 
Westchnął cicho, chowając telefon do kieszeni ciasnych jeansów, a następnie wstał z niewygodnego krzesła i ruszył w kierunku pomieszczenia, w którym znajdowała się dziewczyna. Zapukał lekko w drzwi, ale nie usłyszał zaproszenia. Powtórzył kilka razy czynność, jednak bez znaku obecności kogokolwiek w sali. Pociągnął za klamkę i wszedł do środka, zwracając na siebie uwagę nastolatki. 
Patrzyła na niego zmęczonym wzrokiem, nie do końca zdając sobie sprawę z tego, gdzie się znajduje. Leżała na łóżku, które już od samego patrzenia wydawało się niewygodne. Na czole uformowały się zmarszczki, nie rozpoznając w chłopaku nikogo znajomego. Podrapał się w kark z lekkim zakłopotaniem. Nie był pewny co ma jej powiedzieć, o co zapytać. 
-Kim jesteś? – zapytała zachrypniętym głosem, próbując podnieść się i poprawić swoją poduszkę. Sprawiało jej to jednak zbyt wiele problemu, więc wzdychając poddała się. Widząc to Luke podszedł bliżej niej i poprosił pomógł jej. Dziewczyna była widocznie słaba i nie potrafiła nawet usiąść na chwilę. 
-Jestem Luke. Nie znasz mnie, ale byłem przy tym jak zemdlałaś więc tutaj przyjechał, żeby się upewnić, że nic ci się nie stało.
W tej chwili wyraz twarzy Layli zmienił się gwałtownie. Zmarszczyła czoło, nabierając momentalnie powietrza do ust, przez co zaraz zaczęła się dławić i kaszleć. Blondyn wycofał się trochę, nie będąc pewny jak zareagować. Kiedy jednak osiemnastolatka odzyskała kontrolę nad sobą, podniosła z powrotem wzrok na chłopaka, mając w oczach niemałe przerażenie.
-Mogę liczyć, że nie powiesz Jake’owi, że się obudziłam i ze mną rozmawiałeś? – poprosiła błagalnym głosem. Luke miał wrażenie, że jeśli jej odmówi, to ona momentalnie się rozpłaczę, więc nieco skołowany pokiwał twierdząco głową. – Dziękuję. 
Nie wiedząc co ze sobą zrobić, niebieskooki pożegnał się z nią przelotnie i wyszedł z sali, idąc w stronę wyjścia ze szpitala. Nie wiedział, gdzie podziewał się jego przyjaciel. Poszedł tylko skorzystać z toalety, a nie ma go znacznie dłużej niż oczekiwał tego. Dlatego też piosenkarz postanowił, że pojedzie do domu autobusem. Nie chciało mu się czekać na Millera. 

*

Spakowała szczotkę do włosów do torby, którą przed chwilą podrzuciła jej Diana. Przeleżała w szpitalu całą noc na obserwacji, ale nie dowiedziała się od lekarzy czegoś, czego już nie wiedziała. To, że zemdlała było jednym z objawów choroby Ménière'a, który wystąpił pomimo tego, że wzięła rano leki. Został on wywołany zbyt wielkim stresem, co ani trochę nie zdziwiło Layli. Spodziewała się, że prędzej czy później ostatnie wydarzenia odbiją się na jej zdrowiu. 
Rzecz, która znacznie bardziej zmartwiła dziewczynę, był fakt, że straciła kolejne pięć procent słuchu. Nie mogła dosłyszeć już dźwięków, które nie dochodziły z tego samego pomieszczenia, w którym ona się znajduje. Miała coraz mniej czasu na nacieszenie się swoim najbardziej wartościowym, jak dla niej, zmysłem. Nie wyobrażała sobie życia, nie mogąc usłyszeć ludzi, z którymi rozmawia, piosenek, która tak uwielbia, i które jeszcze jej się spodobają. Jednak wiedziała, że nic na to nie poradzi. Liczyła tylko, że kiedy nastąpi tak bardzo pechowy dla niej dzień, że nie usłyszy już nic, jej świat nie stanie na głowie. 
Zasunęła zamek torby i położyła ją na łóżku. Założyła na nogi swoje nieco brudne czarne trampki. Opatuliła się szczelnie szalikiem, gdyż dni stały się bardzo mroźne jak na wrzesień, a następnie zarzuciła na siebie kurtę w czerwoną kratkę. Rozglądnęła się po sali, czy aby na pewno o niczym nie zapomniała. Upewniając się, że wszystko zabrała, wyszła ze szpitala, uprzednio zabierając wypis od jednej z pielęgniarek przy recepcji. 
Sprawdziła szybko godzinę na komórce. Dochodziła 10 rano. O tej porze powinna być na uczelni, jednak nie miała siły dzisiaj, aby siedzieć na zajęciach. Do pracy na szczęście nie musiała iść, gdyż miała wolne. Postanowiła spacerem wrócić do domu. Uwielbiała przebywać na świeżym powietrzu, nawet jeśli było zimno. Mogła wtedy odetchnąć, dotlenić się, ale to, co najbardziej uwielbiała, to słuchanie muzyki w takich momentach. 
Wyjęła swoje słuchawki, podpinając je do telefonu. Załączyła playlistę, pogłaśniając najbardziej jak mogła.  Usłyszała pierwsze dźwięki jednej z jej ulubionych piosenek Imagine Dragons, co wywołało u niej natychmiastowy uśmiech. Na głowę zarzuciła kaptur, żeby jej nie przewiało i ruszyła w stronę swojego miejsca zamieszkania. Całą drogę podśpiewywała sobie utwory, które na chwile obecną brzmiały w jej uszach. Przestała się przejmować wszystkim, zapomniała o problemach jakie miała, a jej myśli były wypełnione słowami przebojów minionych lat. Ani się obejrzała, a po godzinie dotarła do celu. Od razu nastawiła wodę na kawę, a następnie poszła do sypialni, odłożyć swoje rzeczy. Była zmęczona, jednak postanowiła, że nie pójdzie spać, gdyż później cała noc stanie się bezsenna, co było dla niej niekorzystne. Przebrała się w zwykły, nieco za duży podkoszulek z logiem Rolling Stones, który, nawiasem mówiąc, był drugim, zaraz za Fall Out Boy, ulubionym zespołem osiemnastolatki. Niewygodne jeansy zamieniła na zwykłe legginsy, a na nogi wsunęła wysokie pantofle, przypominające poniekąd jedne z tych drogich butów Emu. Włosy spięła w koka, nie zaprzątając sobie głowy pojedynczymi włosami sterczącymi na wszystkie strony. Spojrzała do lustra, uśmiechając się delikatnie. Nie wyglądała korzystnie, ale tak właśnie czuła się najlepiej. Nie musząc przejmować się tym co nosi i jak się prezentuje. 
Spodziewając się, że raczej nie usłyszy kiedy woda w dzbanku się zagotuje, postanowiła nie ryzykować i poczekać na ten moment w kuchni, aby przez przypadek nie spalić domu. Pomaszerowała do kuchni, wyciągnęła swój ulubiony czerwony kubek, a następnie wsypała do niego łyżkę kawy. Nie przepadała za tym napojem, ale wiedziała, że bez niego nie wytrzyma kolejnej godziny. Była to sytuacja wyjątkowa, dlatego też niebieskooka podjęła takie kroki. Zalała do połowy trunek mlekiem, chcąc jak najbardziej zamaskować obrzydliwy smak i wlała niewielką ilość wrzątku. Wsypała jedną łyżkę brązowego cukru, udając się z przygotowaną kawą do salonu, gdzie rozsiadła się wygodnie na kanapie. Przykryła się kocem przewieszonym przez oparcie, zabierając się za czytanie książki, którą niedawno zaczęła. Była kolejnym dziełem jednego z jej ulubionych autorów – Stephena Kinga pod tytułem Miasteczko Salem.
Z zaczytania po około dwóch godzinach wyrwał ją dzwonek do drzwi. Wystraszona nieco, zerwała się na równe nogi, dziękując w duchu, że jest w stanie jeszcze usłyszeć, kiedy ktoś do niej przychodzi. Poprawiła niechlujnie związane włosy, zaglądając przez wizjer i upewniając się, że nie jest to broń Boże Jake. Widząc jednak niewyraźną, ale uśmiechniętą twarz Diany, odsunęła się nieco i otworzyła koleżance, zapraszając do środka.
-Jak się czujesz? – zapytała z przejęciem blondynka, ściągając z siebie zielony płaszczyk. Słysząc zapewnienia Layli, że wszystko jest w jak najlepszym porządku, posłała jej pełen zadowolenia uśmiech, wchodząc do kuchni i zabierając się za robienie czekolady, którą tak uwielbiała. Walker nie miała nic przeciwko temu, że siedemnastolatka tak się gościu u niej, ponieważ wiedziała, że takie zachowanie jest u niej jak najbardziej na miejscu. Byłaby bardziej przejęta, gdyby przyszła do niej smutna i całkowicie bez życia w sobie, a to jeszcze nigdy się nie zdarzyło. – Skończyłam dzisiaj wcześniej lekcje. Nauczycielka historii się rozchorowała, więc nas wypuścili. – mówiła, stojąc tyłem do osiemnastolatki, przejęta zrobienie jak najlepszego napoju. Layla widziała po gestykulacjach, że nastolatka coś jej opowiada, ale za nic nie mogła usłyszeć co. 
-Diana nie wiem co mówisz. – przerwała jej wypowiedź, powodując, że blondynka się odwróciła i spojrzała na nią ze współczuciem. – Straciłam kolejne pięć procent słuchu i jest coraz ciężej. Czasami słyszę coś, a czasami nie. 
-Wybacz. Ostatnio nie zauważyłam żebyś miała jakieś większe problemy z tym i nieco się odzwyczaiłam. – wyznała, wywołując u koleżanki szeroki uśmiech. Cieszyła się, że była osoba, która nie dość, że jej choroby nie traktowała jak jakiegoś upośledzenia na skalę światową, to jeszcze zapominała o tym. Nic nie sprawiało jej takiej radości jak tego typu słowa. 
Resztę dnia spędziła w towarzystwie Diany, rozmawiając i oglądając filmy. Lubiła jej towarzystwo i pomimo tego że była zmęczona, to dużo energii dostarczyła jej dziewczyna, która nawet na chwilę nie potrafiła przestać gadać. Czasami bywało to uciążliwe, ale w takich chwilach dziękowała Bogu za taką osobę jak siedemnastolatka. 

*

W domu Lachowski od samego rana panowało zamieszanie. Cały zespół funkcjonował faktem, że jeśli Luke nie zacznie wywiązywać się ze swoich obowiązków i nie przestanie imprezować, to zespół 5 Seconds of Summer zostanie rozwiązany, a przynajmniej chłopcy zostaną bez menagera. Oczywiście jak to od ostatniego czasu bywa – każdy był przejęty całą sytuacją, tylko nie osoba, od której wszystkie te problemy się zaczęły. Podczas gdy trójka przyjaciół przesiadywała w kuchni, zastanawiając się jak temu zapobiec, najmłodszy członek zespołu smacznie spał w swoim łóżku. 
Postawa osiemnastolatka już od dłuższego czasu działała im na nerwy, ale nigdy jeszcze ich kariera muzyczna nie wisiała na włosku tak jak w tej chwili. Nie potrafili nawet spokojnie spać, nie myśląc o tym. Wymyślali najróżniejsze rzeczy, które miały na celu poprawę zachowania Hemmingsa, jednak nic nie wydawało się na tyle dobre, aby miało jakikolwiek wpływ w dalszym rozwinięciu. Wpadli nawet na pomysł znalezienia chłopakowi dziewczyny, ale szybko się z tego wycofali. Wiedzieli, że żadna kobieta o zdrowych zmysłach nie zadawałaby się z nim, gdyby poznała go trochę bliżej, a poza tym znajdowali się w Kansas City, a nie w Sydney, więc nie było szans na zaangażowanie się którejkolwiek ze stron, wiedząc, że nie potrwa to długo. 
-Co wy tak wcześnie wstaliście? – usłyszeli głos Igora Lachowski. Mężczyzna wszedł do kuchni w eleganckim garniturze, który ubierał za każdym razem, gdy wychodził do pracy. Był on menagerem hotelu Marriott Downtown, który szczycił się bardzo dobrą opinią wśród turystów. Zazwyczaj nie było go w domu, gdyż wychodził dosyć wcześnie rano, a wracał dopiero przed północą. Był on jednak zorientowany w sytuacji zespołu, ponieważ wczoraj zadzwoniła do niego Karen Clifford ze wszystkimi informacjami. Widząc skwaszone miny nastolatków, westchnął cicho. Dzisiaj postanowił wziąć sprawy w swoje ręce i spróbować jakoś pomóc. Klasnął w dłonie na tyle mocno, żeby wyrwać przyjaciół z zamyślenia, a następnie kazał im obudzić Luke’a, ubrać się, zjeść szybko śniadanie, gdyż cały dzień spędzą z nim w hotelu. Lachowski był zdania, że ciężka praca, którą miał zamiar obarczyć chłopców, a już na pewno najmłodszego z nich, sprawi, że jak przyjadą do domu, to nie będą mieli na nic ochoty poza pójściem spać. 


Od autorki:

5 KOMENTARZY DO NASTĘPNEGO.

PS. Nie sprawdzałam błędów, więc przepraszam jeśli się jakieś pojawiły.

środa, 10 grudnia 2014

Rozdział 8

Zegar wskazywał piątą rano. Za oknami było nadal ciemno, a jedyne światło dawał księżyc, który stawał się coraz bledszy z każdą minutą. Za godzinę Layla miała wstawać i szykować się do wyjścia na uczelnie, natomiast ona leżała w łóżku, wpatrując się w sufit i nie potrafiąc zasnąć. Przez całą noc nie zmrużyła oka, myśląc o zdarzeniu z poprzedniego dnia. Jeszcze nigdy w życiu tak bardzo się nikogo nie bała jak tego chłopaka. Zastanawiała się czy nie pójść czasami na policję, ale nie chciała nawet myśleć co on by jej zrobił, gdyby się o tym dowiedział. Przerażał ją nawet fakt wyjścia z domu, ponieważ może się na niego gdzieś natknąć, a takiej dawki adrenaliny, po raz drugi w przeciągu dwóch dni, nie przeżyłaby.
Wiedząc, że i tak już nie zaśnie, podniosła się do pozycji siedzącej, rozglądając się za swoim laptopem. Leżał na półce nocnej zaraz obok łóżka. Chwyciła urządzenie, a następnie położyła je na kolanach. Poprawiła poduszkę, opierając się o nią wygodnie. Sprawdziła rozkład autobusów, gdyż od dzisiaj się on zmieniał. W okolice jej domu jeździło niewiele miejskich transportów, dlatego też musiała co do minuty wyliczać każdy poranek, aby nie przegapić go. Jednak niebieskooka należała do osób niezwykle punktualnych, więc nie miała zazwyczaj z tym problemu.
Upewniając się, że zdąży ze wszystkim, aby pojechać o 7:24 do Instytutu, włączyła jeden z jej ulubionych seriali, którego odcinek wczoraj przegapiła. Nie ubolewała nad tym specjalnie, ale chciała się czymś zająć, aby jej myśli chociaż na chwilę odpoczęły.

*

Obudził się koło 12:00 w południe w nieznanym mu miejscu. Nie wiedział gdzie się znajduje, ani jak tutaj dotarł. Ostatnia rzecz jaka zapadła mu w pamięci to wczorajsza bójka w klubie pomiędzy Jake’iem, a jakimś grubym, obleśnym facetem, który chciał mu odpić nowo poznaną dziewczynę. Nie było to jednak dla niego niczym poważnym. Chciał się z nią po prostu przespać jak to typowy chłopak.
Jęknął cicho, widząc masę nieodebranych połączeń zarówno od swoich przyjaciół jak i rodziców, co oznaczało, że któryś z nich zadzwonił, skarżąc na nieobecność blondyna. Mógł się już domyślać jak długie kazanie dostanie od rodzicielki. Na samą myśl o tym dostał bólu głowy.
Przyzwyczaiwszy się do jasności jaka panowała w pomieszczeniu, przekręcił się na łóżku w wyniku czego spadł na podłogę. Robił tak za każdym razem kiedy nie miał sił na wstanie, a był do tego zmuszony. Czyli działo się to niemal codziennie. Rozmasował sobie bolące od upadku ramię, a następnie wstał z zimnych paneli. Przeciągnął się leniwie, ziewając głośno z widocznie niewielkiej ilości snu. Podrapał się po głowie, zostawiając blond włosy w jeszcze większym nieładzie niż były jeszcze przed chwilą.
Wyszedł do przedpokoju, rozglądając się dookoła. Nadal niczego nie pamiętał. Przeszedł przez kuchnie do salonu, a na kanapie zauważył przykrytego w połowie kocem Jake’a. Leżał w tak śmiesznej pozycji, że Luke nie mógł się powstrzymać i parsknął śmiechem. Zaraz jednak go stłumił, przykładając dłoń do ust, aby nie obudzić kolegi. Jego lewa noga zwisała bezwładnie z sofy podobnie jak ręka. Blondynowi wydawało się, że jeszcze chwila i spadnie stamtąd. Jednak widząc w jak głębokim śnie jest, był niemal pewny, że nawet jeśli do tego dojdzie to i tak się nie obudzi.
Szybkim ruchem założył swoje buty i kurtkę, a następnie wyszedł, udając się w stronę przystanku. Kolejnym minusem tego wyjazdu był fakt, że nie mógł jeździć samochodem i wszędzie musiał poruszać się autobusem. Nienawidził ich całym sercem, więc tylko odliczał dni do końca tych wakacji, chcąc wrócić do swoich codziennych zajęć, zamiast męczyć się w tym beznadziejnym mieście. Liczył tylko na to, że po jego wybryku z imprezą uda mu się skrócić pobyt w Stanach.

*

Uporczywie wpatrywała się w gasnący co chwilę ekran telefonu, obserwując jak po upływie każdej minuty zmieniała się ostatnia cyferka na wyświetlaczu. Siedziała już pół godziny na murku przed Instytutem Sztuki, czekając na spóźniającego się Caluma, z którym miała się spotkać. Skończyła dzisiaj zajęcia znacznie wcześniej niż się spodziewała, dlatego też nie mając co zrobić z dodatkowym czasem, zadzwoniła do swojego nowego kolegi. Zaproponował on spotkanie, na co niebieskooka chętnie przystała. 
Dzisiejszy dzień już zaczął się dla niej nieciekawie, gdyż nie spała całą noc, a na zajęciach nie potrafiła się skupić i myliła sobie nawet kredkę z ołówkiem, co nie uszło uwadze nauczycielowi rysunku, a mając opinie bardzo ostrego nakrzyczał na nią za niezdyscyplinowanie. Pomimo dużego zmęczenia, bała się nawet na chwile zamknąć oczy, sądząc, że w każdej chwili może pojawić się gdzieś Jake. Nawet przebywanie przed budynkiem artystycznym, co chwilę rozglądała się, upewniając się, że jest bezpieczna. 
-Przepraszam! 
                Z zamyślenia gwałtownie wyrwał ją zdyszany głos chłopaka, który niespodziewanie pojawił się przy jej boku, powodując przyspieszenie bicia serca. Kiedy dostrzegła, że nic jej nie grozi z ciemnowłosym, posłała mu delikatny uśmiech, wstając z zimnego betonu. Poprawiła swoja torbę na ramieniu, wpatrując się w brązowookiego wyczekująco. Nie należała do ludzi, które denerwują się jak osoba się spóźnia. Wiedziała, że widocznie wypadło coś ważnego.
-Co powiesz na to, że pójdziemy spacerem do kawiarni? Sądzę, że zanim tam dojdziemy to zaczniesz zmianę więc akurat będzie idealnie. – powiedział, kładąc rękę na jej plecy. Wyczuł, że dziewczyna poczuła się nieswojo więc od razu się wycofał, nie chcąc stawiać jej w niekomfortowej sytuacji. Wiedział, że Layla jest zupełnie inna niż większość kobiet, które znał i musiał najpierw ją poznać, zanim określi jak bardzo może zbliżyć się do niej. Oczywiście nie myślał tutaj o związku, ani niczym podobnym. Niedawno ją poznał, a wychodził z założenia, że nie istnieje coś takiego jak miłość od pierwszego wejrzenia.
                Osiemnastolatka pokiwała głową na znak zgody.
-To przynajmniej mi opowiesz co cię zatrzymało. – zaczęła, nie podnosząc wzroku ze swoich butów. Wpatrywała się w to jak stawia kroki jakby miała się zaraz przewrócić i chciała tego uniknąć. Prawda była taka, że dzisiaj nawet przy Calumie nie czuje się szczególnie dobrze. Myślami nadal była przy wczorajszym zdarzeniu, ale starała się skupić na tyle ile to było możliwe na konwersacji. Nie mogła się nakręcać bo prowadzi to do paranoi czego nie potrzebowała w życiu tak samo jak prześladowcy.
-Luke sprawia problemy. – westchnął, marszcząc przy tym czoło.
                Przytaknęła głową, wpatrując się w przejeżdżające obok samochody. Usłyszawszy imię jego przyjaciela, przed oczami stanął jej obraz, który pragnęła wymazać z pamięci. Zagryzła dolną wargę, czując, że jest bliska płaczu i chciała się skupić za czymś zupełnie innym, aby się nieco uspokoić. Jednak na nic się to zdało gdyż po chwili w jej oczach pojawiły się łzy. Calum spojrzał w jej stronę, w dalszym ciągu opowiadając zdarzenie z dzisiejszego dnia, i zaraz zobaczył nagłą zmianę, którą zaszła w dziewczynie. Była wyraźnie wystraszona, a jej oddech stał się głębszy, co doskonale było widać ciepłe powietrze wydostające się z ust nastolatki w zawrotnie szybkim tempie.
                Zrobił kilka dużych kroków, wyprzedzając ją i zatrzymał się tuż przed niebieskooką, sprawiając, że nieprzygotowana na to, wpadła w jego ramiona. W pierwszej chwili planowała się odsunąć, nie przepadając za tak bliskimi kontaktami z osobami, które ledwo zna, ale coś ją powstrzymało. Obejmowana przez Hooda, poczuła przyjemne ciepło rozchodzące się po całym ciele. Odniosła wrażenie, jakby była zupełnie bezpieczna. Oplotła chłopaka w pasie, robiąc krok w jego stronę, tak, że ich ciała stanowiły jedność. Zamknęła oczy, starając się uspokoić oddech. Do jej nozdrzy dostał się mocny, ale przyjemny zapach jego perfum, sprawiając, że przestała myśleć o czymkolwiek i stała jedynie wtulona w zdezorientowanego Caluma.
                Minęło dobre piętnaście minut zanim Layla wyciszyła się kompletnie. Zdając sobie sprawę co robi, szybko odsunęła się od osiemnastolatka, przepraszając go za swoje zachowanie. Wywołała tym śmiech u chłopaka, gdyż po raz pierwszy ktoś zaczął się tłumaczyć z tego, że go przytulił. Uważał to za całkiem słodkie, że dziewczyna tak bardzo się speszyła. Jednak jemu to wcale nie przeszkadzało. Uwielbiał takie gesty i nie miał nic przeciwko nim.
                Dla niebieskookiej widać było to jednak coś nienaturalnego i niecodziennego, a po jej wyrazie twarzy dało się zauważyć, że nie rozumiała swojego zachowania. Wzrok miała wbity w swoje buty, nie wiedząc jak się teraz zachować, co sprawiło, że szatyn uśmiechnął się szeroko. Chwycił jej dłoń, chcąc, aby na niego spojrzała. Kiedy to zrobiła, posłał jej u jeden z najładniejszych uśmiechów, jaki tylko mógł, starając się dodać jej pewności siebie.
-Nie masz mnie za co przepraszać. – powiedział, sunąć delikatnie kciukiem po zimnej dłoni dziewczyny. – Co się stało? – zapytał, chcąc wiedzieć, co skłoniło ją do takiego odważnego jak na nią działania.
-Proszę, nie rozmawiajmy o tym. – szepnęła, mając nadzieję, że uszanuje fakt, że nie chce mu mówić. Co prawda, to chciała mu powiedzieć, a przynajmniej komukolwiek, ale bała się. Poza tym musiałabym mu już opowiedzieć wszystko, nawet to, że Luke ją wczoraj uratował przed Jake’em, a nie chciała go wydać, skoro i tak z tego co słyszała, miał już problemy z imprezowaniem. Zadawanie się z tym niebezpiecznym chłopakiem nie pomogłoby. Nie miała też stu procentowej pewności co do tego, że to na pewno był przyjaciel z zespołu Caluma.
-No dobrze, ale chodźmy już, bo się spóźnisz na zmianę. – stwierdził, wskazując nieznacznie na wieże, na której był duży zegar wskazujący godzinę.

*

                Trzymając w prawej ręce długopis, zapisywała, miała nadzieję, ostatnie zamówienie tego dnia. Dochodziła już 9 wieczorem, więc jej praca zmierzała ku końcowi. Niestarannie zakreśliła w kółko przyjęte przez dwoje starszych ludzi napoje, a następnie odeszła w stronę lady. Odłożyła notatnik do szuflady, biorąc się za przygotowywanie gorzkich czekolad. Sama miała na nie ochotę, więc myśl o tym, że za niedługo znajdzie się w domu pod ciepłą kołdrą, trzymając w dłoniach kubek z gorącym trunkiem, wywoływał u niej szeroki uśmiech.
                Dzisiejszy dzień nie należał do najlepszych, a Layla wręcz mogła pokusić się o stwierdzenie, że nie pamięta, aby miała kiedykolwiek gorszy. Marzyła tylko o tym, żeby dotrzeć do domu w jednym kawałku i wyspać się porządnie. Chociaż bardzo przerażała ją myśl samotnego powrotu. Zastanawiała się nawet, czy nie zadzwonić do Diany, z prośbą o podwózkę, ale nie chciała zawracać jej głowy.
                Podawszy starem małżeństwu ich zamówienie, usłyszała otwierające się drzwi. Nie spoglądając w tamtym kierunku, szybkim ruchem zdjęła fartuszek, będąc pewną, że osobą, która weszła do pomieszczenia jest jej pracodawczyni. Obiecała ona, że dzisiaj zamknie kawiarnie, nie chcąc po raz kolejny obarczać osiemnastolatki tym zadaniem.
                Poprawiła swoją, lekko uniesioną ku górze, bluzkę, wycofując się na zaplecze. Powiesiła cienki materiał na jednym z haczyków, a następnie zabrała z szafki kurtkę i torbę.
-Wszystko jest posprzątane, więc nie masz nic wiele do robienia. – powiedziała, ubierając się pospiesznie. Miała nadzieję, że zdąży jeszcze na autobus, który odjeżdżał o równej godzinie, aby później nie czekać ponad 15 minut na kolejny. Usłyszała cichy śmiech i nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie to, że należał on zdecydowanie do mężczyzny. Podniosła głowę, chcąc dowiedzieć się kogo nieopacznie wzięła za swoją szefową. W chwili gdy ujrzała ciemno – brązowe oczy, które miała już okazje widzieć wielokrotnie, zamarła. Cały obraz stał się zamazany, a wszystko co znajdowało się dookoła, zdawało się, w zawrotnie szybkim tempie, kręcić. Złapała się za głowę, starając się nieco uspokoić, ale straciła równowagę i przewróciła się, a ostatnią rzeczą jaką usłyszała, było mocne uderzenie jej ciała o zimną podłogę kawiarni.

Od autorki:

Wróciłam!

Przepraszam za tak długą przerwę, ale musiałam trochę odpocząć i jeszcze miałam pełno nadrabiania, oceny semestralne i w ogóle. Masakra jednym słowem. Ale już jestem i na razie nie planuje zawieszać po raz kolejny bloga.

Jak wam się podobał rozdział? Wiem, że nie najlepszy, ale nie umiałam go jakoś napisać. Następny będzie lepszy. Obiecuję.

poniedziałek, 20 października 2014

Rozdział 7


-Czy ty masz w ogóle jakiekolwiek pojęcie jak się używa piekarnika? – zapytała rozbawiona Layla, siedząc na blacie kuchennym, przyglądając się zmaganiom Caluma z nastawieniem pieczeni. Ledwo powstrzymywała wybuch śmiechu, a zbliżał się on nieubłagalnie.
-Mikrofalówka moją przyjaciółką. – odpowiedział, wywołując u nastolatki napad śmiechu. Schowała twarz w dłonie, krztusząc się powietrzem. – Dobra. Poddaję się. Ty to zrób. – zawołał, podnosząc ręce w geście bezradności. Podszedł do stolika i usiadł na jednym z krzeseł, wpatrując się w poczynania osiemnastolatki. Dziewczyna przekręciła jedną gałkę na termo obieg i nastawiła na godzinę, a następnie spojrzała na chłopaka triumfalnie. Założyła ręce na biodra, podchodząc bliżej niego. Ten uniósł brwi ku górze z pytającym wyrazem twarzy.
-Skoro obiad prawie cały zrobiłam ja to chociaż zrób sałatkę. W lodówce jest papryka, serek feta, pomidory i sałata. Z tym powinieneś sobie dać radę. – oznajmiła, ściągając z siebie fartuszek, który w zwyczaju miała zakładać kiedy coś gotowała. Wyglądała w nim słodko, dodawał jej dziewczęcego uroku, gdyż był biały w różowe serduszka. Pociągnęła mulata za rękę, zmuszając go do wstania, a następnie wskazała ręką na lodówkę, gdzie znajdzie wszystkie potrzebne składniki. Ten jedynie wydał z siebie ciche jęknięcie i posłusznie począł przygotowania.
                Po godzinie wszystko było już gotowe. Pieczeń z kurczaka stała doskonale wypieczona na środku stołu, obok znajdowały się ziemniaki i sałatka, którą chłopak zdołał zrobić bez większego problemu. Nastolatkowie zasiedli, poczynając delektowanie się potrawami. Layla opowiadała mu o Instytucie Sztuki, do którego chodzi. Calum wydawał się tym niezwykle zainteresowany, jednak ten cały czas, w którym niebieskooka mówiła mu o zajęciach na jakie uczęszcza, on wpatrywał się w jej nieskazitelną cerę i szczęśliwy wyraz twarzy. Przypomniał mu się wieczór, kiedy to dziewczyna na niego wpadła. Była przerażona i zmieszana, zupełnie jak dzisiaj w lesie. Teraz po tej niepewnej, wystraszonej osiemnastolatce nie było ani śladu.

*

                Siedział na drewnianej huśtawce na ganku z gitarą na kolanach. Wystukiwał rytm do jednej z jego ulubionych piosenek, zastanawiając się co dzisiaj robić. Zastanawiał się czy nie zadzwonić do Jake’a, którego poznał na imprezie i umówić się na wyjście do jakiegoś innego klubu. Dobrze się z nim dogadywał. Miał wrażenie, że jest on jedyną osobą, która ma takie samo podejście do życia co on. Nie przejmował się zdaniem innych, lubił co mu się tylko podobało i być zadowolony z siebie. Pracował jako mechanik, ponieważ lubił samochody, a dodatkowo zapewniało mu to pieniądze na przeżycie. Bardzo często wychodził zaszaleć, zaliczyć jakąś dziewczynę lub po prostu się upić.
                Oparł instrument o ścianę domu, a następnie wyciągnął telefon, wybierając numer nowo poznanego kolegi. Odebrał on zaspanym głosem, wyraźnie starając się dopiero dojść do siebie po nocy. Słysząc jednak propozycje Luke’a, rozbudził się nieco i nie ukrywając szczęście, zgodził się na spotkanie. Umówili się dopiero o 20:00, więc piosenkarz  miał jeszcze sporo czasu do wykorzystania, ale nie wiedział jak go spożytkować. W chwili, gdy odłożył komórkę na malutki, rozkładany stoliczek niedaleko niego, usłyszał jak ktoś otwiera drzwi balkonowe. Odwrócił głowę w ich kierunku, a chwile później zobaczył Ashtona. Posłał mu pytające spojrzenie, na które zaraz usłyszał ciche westchnięcie.
-Idziesz z nami na spacer po Kansas? – zapytał dwudziestolatek z szerokim uśmiechem na twarzy, który widocznie nie chciał mu zejść. – Diana chce nam pokazać kilka miejsc. – dodał, poprawiając czerwoną bandankę na swojej głowie.
                W pierwszej chwili Luke chciał zaprzeczyć, gdyż nie miał ochoty na przebywanie ze swoimi przyjaciółmi, jednak później pomyślał, że i tak nie ma co robić, a w domu nie chce mu się siedzieć. Zgodził się na wyjście, czym zdziwił chłopaka, gdyż był on pewny, że usłyszy zaprzeczenie. Obaj weszli do środka, idąc w stronę przedpokoju, gdzie czekał już na nich Michael z Dianą, dyskutując na jakiś temat. Dziewczyna miała na sobie jeasny i bluzkę w kwiatki. Na głowie były przeciwsłoneczne okulary, a przez ramię miała przewieszoną czarną torebkę. Chłopak natomiast był ubrany we flanelową czerwoną koszule i czarne spodnie. Włosy jak zwykle miał roztrzepane, a końce sterczały na wszystkie możliwe strony.
-Pomyślałam, że możemy się wybrać na pizze w ramach obiadu. – odezwała się blondynka kiedy cała czwórka wychodziła z domu. – Właściwie to gdzie jest Calum? On też pewnie nic nie jadł, a od rana go nie widziałam.
-Luke się z nim pokłócił i wyszedł gdzieś. Tyle go widzieliśmy. – odpowiedział Mikey, mrożąc swojego najmłodszego przyjaciela wzrokiem. Niebieskooki tylko wywrócił oczami, przypominając sobie dzisiejszy poranek. Zdenerwował może mulata, ale nie posprzeczali się o nic. A to, że chłopak się na niego obraził, to już nie jego problem. Nie lubił jak ktoś mówił mu co ma robić i nie obchodziło go, że Calum wiedział o wczorajszej imprezie. Równie dobrze sam mógł zadzwonić do rodzicielki i powiadomić ją o tym. Może sama by go sprowadził z powrotem do domu, dochodząc do wniosku, że ten wyjazd i tak nic nie daje. Jedyna rzecz, która go powstrzymywała to fakt, że dzięki poznaniu Jake’a, zaczęło mu się tu podobać.
-Zadzwońcie do niego. – poprosiła siedemnastolatka z błagalnym spojrzeniem. Nie chciała tego przyznać przy chłopakach, ale basista bardzo jej się spodobał i liczyła, że zgodzi się na ten wypad. Michael wybrał numer do swojego przyjaciela. Po kilku sygnałach usłyszeli radosny głos przerywany zduszonymi napadami czkawki.
-Cześć stary wybieramy się na pizzę. Masz może ochotę iść z nami? – odezwał się Ashton nieco zdziwiony dobrym humorem osiemnastolatka. Nie należał on do osób, które łatwo zdenerwować, ale kiedy już to się stało, wyczynem było uspokoić go.
-Nie dzięki. Jadłem już. – powiedział, śmiejąc się cicho. Na twarzy Diany momentalnie wkradł się niewielki grymas. Miała nadzieję, że nie odmówi, ale widocznie wolał nie przebywać teraz w towarzystwie ich czwórki, co spowodowało dodatkowy smutek. –Wrócę do domu dosyć późno. – oznajmił i nie czekając, rozłączył się . Przyjaciele popatrzyli po sobie zmieszani. Jeszcze nigdy nie zdarzyło im się, aby Calum tak się zachował w stosunku do nich. Zazwyczaj był pierwszy jeśli chodzi o wyjścia na miasto. Nie trzeba było go namawiać dwa razy, a teraz widocznie dobrze się bawił bez nich. Dodatkowo nie wiedzieli jak to możliwe skoro dopiero tutaj przyjechali i jeszcze nikogo nie znali, a przynajmniej mulat nie wspomniał o tym, że kogoś poznał. Postanowili jednak odłożyć to na później i iść coś zjeść bo u każdego odzywał się już głód.

*

                Osiemnastolatka wyszła ze swojego miejsca pracy chwilę przed godziną dwudziestą. W kawiarence nie było dużego ruchu, to też szefowa pozwoliła jej i Dianie zakończyć wcześniej, twierdząc, że sama sobie poradzi. Obydwie wspólnie udały się w stronę przystanku autobusowego. Zazwyczaj wracały samochodem blondynki, ale ten musiał zostać zawieziony do mechanika z powodu awarii. Przez całą kilkuminutową drogę siedemnastolatka opowiadała Layli o zespole, który pomieszkiwał u niej przez jakiś czas. Dokładnie przedstawiła jej każdego członka w skrócie go opisując, nie zdając sobie sprawy, że Calum zdążył ją już w tym wyprzedzić. Walker wolała przemilczeć fakt, że poznała już jednego z nich, widząc, że jej koleżance nie jest on obojętny, a jej wybuchowy temperament i fakt, że najpierw mówi później myśli dodatkowo jej na to nie pozwalał.
                Czekając na przystanku Layla zorientowała się, że zapomniała zabrać komórkę. Postanowiła się wrócić i pojechać najwyżej kolejnym autobusem. Pożegnała się z niebieskooką, musząc przerwać jej historie jak to Michael przez przypadek wszedł do damskiej łazienki podczas wczorajszego obiadu w pizzerii, a następnie szybkim krokiem ruszyła w stronę Heaven House, zastanawiając się, gdzie mogła go położyć. Nie przypominała sobie, żeby podczas pracy go wyciągała, ale mogła to zrobić kiedy się zbierała już do wyjścia.
                Widząc już z oddali mały budynek, przyspieszyła kroku. W tej samej chwili co nacisnęła na klamkę, poczuła na swoim ramieniu czyjąś rękę. Zaskoczona odwróciła się natychmiast, a jej serce zaczęło bić jak oszalałe na widok chłopaka, który od ostatniego czasu ją prześladował. Ubrany był tylko w zwykłe jeansy i podkoszulek z krótkim rękawem, nie zważając na to, że na zewnątrz jest tylko 10 stopni, a na dodatek chłodny wiatr. Włosy miał doskonale ułożone na żelu. Jedynie grzywka była lekko zmierzwiona w kompletnym nieładzie, co dodawało mu uroku. Patrzył się na niebieskooką z typowym dla siebie uśmieszkiem, który chyba najbardziej przerażał dziewczynę. Nabrała powietrza, bojąc się go choćby wypuścić. Nie wiedziała czego on od niej chciał, a nie miała na tyle odwagi, żeby go o to spytać. Po chwili nieprzyjemnej dla Layli ciszy, ciemnowłosy sięgnął do tylnej kieszeni spodni i wyciągnął z niej jej telefon komórkowy, na co otrzymał zdziwiony, ale jednocześnie pełen niepokoju wzrok.
-Zostawiłaś na ladzie. Zaproponowałem swojej szefowej, że cię dogonię i oddam. Masz tempo, trzeba przyznać. – odezwał się lekko zachrypniętym głosem, który osiemnastolatka musiała przyznać, że był pociągający. Kiedy wyciągnęła rękę, żeby odebrać od niego zgubę, on odruchowo cofnął dłoń, nie dając jej na to możliwości. – Dam ci jeżeli się ze mną umówisz. – powiedział, robiąc krok w kierunku nastolatki, co spowodowało, że dzieliły ich jedynie centymetry. Czuła na swojej szyi jego oddech, jak również nieco za mocne perfumy.
-Ale ja się nie umawiam z nieznajomymi. – wyjąkała, starając się zachować niewzruszony wyraz twarzy co nie było takie proste jakby się mogło wydawać.
-Coś mi się zdaję, że ty się w ogóle nie umawiasz z nikim. – mruknął jej prosto do ucha, na co dziewczyna zadrżała, a on widząc to, położył swoją rękę na jej biodrze, sprawiając, że miała ochotę się popłakać. Była tak przerażona ta sytuacją, że nie mogła się nawet ruszyć i jedyne czego chciała to, żeby ktoś wyszedł z kawiarni, sprawiając tym samym, że nieznajomy się odsunie od niej.
-Jake! – usłyszeli czyjeś wołanie. Natychmiastowo zwrócili głowy w stronę, z której pochodził głos. Zauważyli wysokiego blondyna ubranego w czarne rurki i szarą bluzę z Adidasa. Na głowie miał czapkę spod której wystawała jedynie grzywka postawiona do góry. W wardze miał kolczyka po czym Layla rozpoznała, że jest to jeden z przyjaciół Caluma. Kiedy ich spojrzenia się spotkały, nastolatka miała już łzy w oczach. Obraz był przez to lekko zamazany, ale musiała przyznać rację Dianie, która opisała go jako nieziemsko przystojnego. Jednak w tamtej chwili to jedyne co poczuła to ulgę. Była wdzięczna chłopakowi za odwrócenie uwagi swojego kolegi od jej osoby. Dostrzegając okazję do ucieczki, zabrała swoją komórkę i szybko pobiegła w stronę przystanku autobusowego, mając nadzieję, że nie będzie śledzona.


Od autorki:

Tak, wiem. Beznadziejny rozdział. Podobała mi się tylko końcówka. Ostatnio kompletnie nie umiem składać zdań. Mam pełno pomysłów na to opowiadanie, ale nie potrafię przelać tego na papier. Zawiodłam was. Przepraszam. Zastanawiam się czy nie zrobić sobie dłuższej przerwy, żeby poprawić to pisanie. Ale patrząc na pozytywy to w końcu się Luke i Layla spotkali. Czekaliście na to tak długo i nareszcie nadeszło. Teraz możecie mi napisać jak sądzicie co wyniknie z ich znajomości, jacy wobec siebie będą. Co tylko chcecie. Od razu mówię, że nie sprawdzałam rozdziału pod względem błędów. Jeśli gdzieś się pojawi imię Olivia to powiedzcie mi. Chodzi tutaj o Dianę, ale jakoś tak strasznie kojarzy mi się z tym imieniem, że mogłam się pomylić.

Dziękuję za tyle wspaniałych komentarzy pod ostatnim rozdziałem. Nie spodziewała się, że będzie ich aż tyle i jestem mile zaskoczona. Liczę, że tym razem też będzie tyle, a może nawet więcej. Jesteście kochani!

Ostatnia sprawa to ostatnio zapytała mnie jedna z was czy będę pisać drugą część Game on. Szczerze zastanawiała się nad tym i nie mówię nie, ale jak na razie wolę się skupić na tym opowiadaniu i na pisaniu książki, którą mam zamiar wydać w wakacje (może ktoś z was będzie chciał kupić i przeczytać?). Jeśli będę mieć pomysł na kontynuację to oczywiście poinformuję o tym, zobaczę ile osób będzie czytać i zacznę pisać.

To wszystko. Życzę udanego tygodnia! Kocham was bardzo mocno. 

poniedziałek, 13 października 2014

Rozdział 6


                    Przemierzała ulice Kansas z taką szybkością, że miała wrażenie, jakby zaraz miała się przewrócić. Do domu miała dosyć spory kawałek drogi, ale nie zwracała na to większej uwagi tylko biegła ile sił miała w nogach. W głowie cały czas przetwarzała rozmowę, którą odbyła jeszcze kilka minut temu, nadal nie do końca jej rozumiejąc. Miała tylko nadzieję, że to, co z niej wyciągnęła, okaże się nieprawdą.
                Po dziesięciu minutach dotarła do swojego mieszkania. Drzwi były otwarte na oścież, a w środku kręciło się dwóch policjantów i pani Evans, która do niej zadzwoniła. Serce Layli na chwilę się zatrzymało, widząc bałagan w przedpokoju, który jako jedyny zdołała zobaczyć, stojąc na ostatnim ze schodków, na wprost wejścia.
                Zrobiła kilka kroków, stając w progu. Z jej gardła wydobył się cichy jęk, który zaraz zagłuszyła, zakrywając usta dłonią. Zwróciła tym samym na siebie uwagę obecnych.
-Layla! Jak dobrze, że nic ci nie jest. – usłyszała niespokojny głos sąsiadki, a chwilę później poczuła jak starsza kobieta ją przytula delikatnie. Dziewczyna odwzajemniła gest, jednak nie była w stanie wypowiedzieć żadnego słowa. Stała zszokowana widokiem. Jej mieszkanie wyglądało jakby przeszło po nim tornado. Wszystkie książki porozrzucane, kwiatki w doniczkach zostały wywrócone, a pojedyncze pióra z poduszek nadal znajdowały się w powietrzu. Nie miała najmniejszych wątpliwości, że ktoś się włamał do jej domu. Jednak nie wiedziała kto to zrobił i dlaczego.
                Uspokoiwszy się złożyła zeznania, która wiedziała, że i tak nic nie dadzą policjantom, ponieważ nie miała pojęcia kim mógłby być włamywacz. Ku jej jeszcze większemu zdziwieniu, nic nie zostało skradzione. Laptop i telewizor nadal znajdowały się w mieszkaniu, a były to jedyne w jakimkolwiek stopniu wartościowe rzeczy.
                Kiedy policja odjechała, zapewniając, że zrobią wszystko co w ich mocy, żeby dowiedzieć się kto to zrobił, niebieskooka poczęła sprzątać. Powyrzucała przedmiotu, które nie nadadzą się już do użytku, a resztę odłożyła na miejsce. Dokładnie odkurzyła każdy kąt, starając się nie myśleć o tym co się wydarzyło. Cieszyła się jedynie, że nic nie zostało skradzione i nie będzie miała jakiś drogich wydatków.
                Kiedy skończyła, postanowiła zadzwonić do Matta i przeprosić go za to, że tak uciekła szybko. Chwyciła za telefon i wyszukała jego numer w książce telefonicznej. Przyłożyła urządzenie do ucha, oczekując na zaakceptowanie połączenia. Po dwóch sygnałach, usłyszała dobrze znany jej męski głos.
-Cześć Matt. Przepraszam, że tak zniknęłam, ale ktoś mi się włamał do mieszkania. – wyjaśniła, siadając na kanapie. Poprawiła swoją sukienkę, której nie miała nawet czasu przebrać, a następnie ściągnęła z nóg buty.
-Wszystko dobrze? Nic ci się nie stało? – zapytał zmartwiony.
-Tak. Nic nie zostało skradzione, tylko straszny bałagan zrobili. – odpowiedziała, uśmiechając się lekko ze świadomością, że chłopaka przejął się tym zajściem. – Przepraszam, ale muszę się przejść trochę. Umówimy się jeszcze i zobaczę te twoje dzieła.
-Nie ma sprawy. Uważaj na siebie, a jakby coś się działo to dzwoń o każdej porze. – osiemnastolatka podziękowała jeszcze tylko Lachowskiemu, a następnie przerwała połączenie. Przebrała się szybko w jakieś sportowe ciuchy i wyszła, chcąc pobiegać chwilę, żeby odreagować. Zawsze ją to uspokajało i miała nadzieję, że tym razem nie będzie inaczej.

*

                Obudził się z lekkim bólem głowy. Należał on jednak do łagodnych i po kilku minutach leżenia i wpatrywania się w sufit dolegliwość ustąpiła. Podniósł się na łokciach, rozglądając po pokoju. W łóżku obok jeszcze spokojnie spał Michael, a zegar wskazywał dopiero kilka minut po 7 rano. Przeciągnął się leniwie, wstając i zakładając na swoją gołą klatkę piersiową pierwszą lepszą bluzę, która leżała na walizce. Nie miał okazji się jeszcze w pełni rozpakować, a właściwie to w dalszym ciągu łudził się, że może rodzicielka zmieni zdanie, co do pobytu w Kansas City. Niestety musiał się pogodzić z przegraną. Został skazany na spędzanie czasu w tym nudnym mieście i nic nie może na to poradzić.
                Zszedł na dół do kuchni, gdzie siedział już Calum, zajadając, jak codziennie rano, płatki z mlekiem.  Był to jego mały rytuał. Uważał, że jeśli przyjdzie mu się pożywić na śniadanie czymś innym, to jego dzień nie będzie należał do udanych. Luke nigdy nie rozumiał postępowania przyjaciela, ale nie kwestionował go również. W końcu każdy ma swoje dziwactwa i należy je zaakceptować.
-Wiem, że byłeś na imprezie wczoraj. – odezwał się ciemnowłosy, przestając na chwilę konsumować posiłek. Widząc, że blondyna nie obeszło to ani trochę, zacisnął pięści, a usta wykrzywiły mu się w grymas. –Przestań się tak zachowywać bo nikomu tym nie imponujesz. – syknął, czując narastającą z każdą sekundą złość. Był osobą, którą panowała nad emocjami, ale ostatnio przychodziło mu to z trudem, gdyż Hemmings skutecznie starał się wyprowadzić go z równowagi.
-Sam powinieneś się zabawić. Przydałoby ci się. – odparł osiemnastolatek, wzruszając ramionami w geście obojętności, a następnie otworzył lodówkę, rozglądając się na kartonem mleka. Nie mogąc go jednak znaleźć, chwycił butelkę z kefirem i nalał sobie trochę do szklanki.
                Nagle w pomieszczeniu rozległ się głośny dźwięk przychodzącej wiadomości. Mulat wyciągnął komórkę z kieszeni jeansów, wczytując się w smsa. Wywrócił oczami, zablokowując urządzenie.
-Twoja mama nie może się do ciebie dodzwonić od wczoraj. Ciekawe dlaczego.- zironizował, wstając od stołu. Odłożył miskę do zmywarki i wyszedł do przedpokoju. – Wychodzę. Nie wiem o której wrócę. – powiedział, zakładając na nogi czarne Vansy. Nie czekając na jakąkolwiek odpowiedź ze strony niebieskookiego, nacisnął klamkę i zniknął z pola widzenia chłopaka.

*

                Przez słuchawki przedostawały się ostatnie dźwięki, jednej z jej ulubionych piosenek ostatnich czasów. Biegła właśnie przez ścieżkę leśną, którą wydawała się idealna do tego, żeby się odprężyć. Rzadko spotykała tutaj ludzi, co bardzo ją cieszyło, gdyż czasami bezwiednie podśpiewywała sobie pod nosem. Jej głos nie należał do najgorszych, jednak nigdy nie lubiła występować przed ludźmi i za każdym razem się zawstydzała.
                Kiedy zaczynała się kolejna piosenka, przerwał ją sygnał połączenia. Zatrzymała się, a następnie odebrała połączenie, nie patrząc na to, kto dzwoni.
-Tęskniłaś? – zamarła. Głos był identyczny jak chłopaka, który ostatnio ją prześladował. W jej oczach pojawiły się łzy, które chciały się wydostać, ale starała się je powstrzymać. Przypomniała sobie włamanie i zaczęła zastanawiać się, czy to może nie on był odpowiedzialny za całe zajście. Co prawda chłopak wywoływał u dziewczyny nienajlepsze uczucia, ale nie zdawał się być psychopatą. Oddech stał się nierówny i niezwykle głośny, przez co mieszał się z cichymi jękami, tłumiąc je.
                Nagle poczuła na swoich ramionach czyjeś dłonie i przestraszona, zaczęła krzyczeć, bojąc się odwrócić. Została jednak do tego zmuszona przez osobę stojącą za nią. Ku jej uldze ujrzała jednak Caluma, który był zaskoczony, a jednocześnie zmieszany zachowaniem nastolatki. Layla spojrzała na ekran telefonu i dopiero teraz zauważyła wyświetlające się imię chłopaka. Przyłożyła sobie dłoń do ust, próbując się uspokoić.
-Spokojnie. To tylko ja. – odezwał się jako pierwszy brązowooki, zdejmując ręce z jej ramion. Nie zdawał sobie sprawy, że dziewczyna aż tak gwałtownie zareaguje. Kiedy doszła już do siebie, zmroziła go wzrokiem, uniosła rękę i lekko uderzyła go w ramię.
-Nie strasz mnie tak nigdy więcej. – zawołała, wyjmując z uszu słuchawki i zatrzymując muzykę. – Co tutaj robisz? – zapytała. Odwróciła się od osiemnastolatka i ruszyła wolnym krokiem w dalszą drogę, dając do zrozumienia chłopakowi, żeby szedł z nią.
-Od rana chodzę po całym Kansas bo nie wiem co ze sobą zrobić. Przyjaciel mnie wkurza i nie potrafię przebywać w jego towarzystwie dłużej niż to konieczne. – westchnął, chowając dłonie do kieszeni szarej bluzy, której rękawy były podwinięte do góry.
            Przez kolejne dwie godziny spacerowali po lesie, rozmawiając dosłownie o wszystkim. Calum opowiedział Layli całą historię, tym razem nie pozostawiając dla siebie tego, że jest z zespole światowej sławy. Ku jego zdziwieniu dziewczyna przyjęła to spokojnie. Opowiedziała mu o tym, że zna Diane i to ona puściła jej kiedyś ich piosenki, więc kilka zna mniej więcej. Pomimo tego, że znali się niedługo, rozmawiało im się naprawdę znakomicie i w swoim towarzystwie obydwoje zapomnieli o swoich problemach. Obydwoje już dawno nie mieli takiej swobody w rozmowie, zwłaszcza Calum, któremu trudno jest znaleźć osobę lubiącą go za osobowość, a nie za to kim jest i czym się zajmuje. Była to dla niego miła odmiana, że jest w stanie porozmawiać ze zwykłą aczkolwiek interesującą osobą jaką była Layla.
-Jesteś może głodny? – zapytała nastolatka, kiedy znajdowali się już pod jej mieszkaniem. – Nie jadłam w sumie jeszcze obiadu, ani nawet go nie zrobiłam, więc jeśli mi pomożesz, to sam się załapiesz. – powiedziała, uśmiechając się wesoło do mulata. Ten pokiwał twierdząco głową, ciesząc się, że nie musi się jeszcze żegnać z dziewczyną. Nienawidził pożegnań, a już na pewno nie miał ochoty wracać do domu, gdzie będzie musiał znosić zachowanie Luke’a. Zdjął z siebie bluzę i buty, wchodząc w głąb mieszkania, aby razem z Laylą przyrządzić coś dobrego.

Od autorki:


Dodaje dopiero dzisiaj ponieważ postanowiłam, że będę czekać dopóki nie będzie kilku komentarzy. Tym razem miałam bardzo mało i to pierwszy dopiero po tygodniu. Dlatego ten rozdział dedykuje dwóm osobom, którym chciało się wyrazić swoje zdanie. To jest dla was. Dziękuję. 

poniedziałek, 29 września 2014

Rozdział 5


Przez głośniki wydobywały się kolejne dźwięki znanej klubowej piosenki Turn Down For What, DJ Snake’a i Lil Jona. Luke kosztował już piątą kolejkę czystej, której tak naprawdę nie powinien pić, gdyż w Stanach Zjednoczonych było to zabronione. Jednak szczęście chciało, że barmanka obsługująca go została przez niego oczarowana i nawet nie sprawdziła mu dowodu. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że kobieta należała do osób, nie interesujących się płcią przeciwną. Ku zdziwieniu kilku stałych klientów, będących świadkami flirtowania osiemnastolatka, nie stawiała oporu przed nalaniem kolejnego kieliszka. Blondyn był już nieco wstawiony, ale nadal starał się być na bieżąco ze wszystkim co się wokół niego dzieje.
-Jestem pod wrażeniem. – skwitował ktoś siedzący obok Hemmingsa. Kiedy ten zorientował się, że słowa podziwu były skierowane do niego, odwrócił głowę. Jego wzrok powędrował na ciemnowłosego chłopaka o głęboko brązowych oczach. Włosy miał zmierzwione i postawione na wszystkie możliwe strony, a z jego twarzy nie schodził uśmiech, który wydawał się być kpiący. W dłoni trzymał kufel piwa, co jakiś czas popijając z niego napój. – Nina nigdy nie dała się nabrać na moje słowa. Dopóki nie skończyłem 21-roku życia nie dała mi alkoholu. – dodał, wykrzywiając  usta, wyrażając niemały zachwyt.
-Skąd ta pewność, że nie mam 21 lat? – zapytał, podwijając rękawy koszuli do góry. Chłopak wywrócił oczami, a Luke był pewny, że jednocześnie prychnął, jednak nie dane mu było to usłyszeć przez muzykę.
-Poza wzrostem nic nie wskazuje na to, żebyś był starszy niż 19 lat, ale jak wszyscy dobrze wiemy, niektórzy 15-latkowie też osiągają takie rozmiary, więc jakby nie patrzeć niczym nie przypominasz osoby, która może już legalnie spożywać alkohol. – stwierdził. – Ale jak już mówiłem. Jestem pod wrażeniem, zwłaszcza, że ona nie gustuje w mężczyznach. Jestem Jake. – przedstawił się, wyciągając w stronę niebieskookiego dłoń.
-A ja Luke. – odpowiedział, odwzajemniając gest.

*

Równo w południe  zabrzmiały kościelne dzwony. Chwilę później ze świątyni zaczęli wychodzić pierwsi ludzie, którzy wypełnili już swój niedzielny obowiązek. Na twarzach u wszystkich były uśmiechy. Jednak nie można niestety powiedzieć, że były one spowodowane obecnością w kościele, a tym, że reszta dnia jest wolna i nie muszą się przejmować pracą, ani niczym innym.
Wyjątkiem była Layla, która co tydzień spędzała godzinę w tym budynku, tylko i ze względu na to, że miała taką potrzebę. Należała do niesamowicie religijnych osób, na którą wyrosła. Nie wyobrażała sobie niedzielnego dnia bez Mszy Świętej.
Poprawiła czarną torebkę na prawym ramieniu, aby nie spadła jej, a następnie założyła okulary przeciwsłoneczne, gdyż ku zdziwieniu wszystkim mieszkańców Kansas City, zapowiadało się na kolejny chłodny szary dzień. Była dopiero połowa września, a wydawałoby się jakby zima miała się zacząć lada chwila. Nie można było sobie pozwolić na założenie przewiewnych ubrań. Południe należało jednak do najcieplejszych w ostatnim czasie, co zachęciło nastolatkę do ubrania zwykłej białej sukienki z krótkim rękawkiem, zarzucając na to tylko cienki sweterek.
Do domu miała dwadzieścia minut spacerem przez park. Postanowiła się nie spieszyć, gdyż nie miała żadnych obowiązków, a tak pięknym dniem należy się nacieszyć. Kupiła waniliowe lody od mężczyzny, który sprzedawał je z budki przy wejściu do ogrodu spacerowego, a następnie usiadła na jednej z ławeczek niedaleko fontanny. Przyglądała się trójce mały dzieci, bawiących się w niej. Zazdrościła im tej pogody ducha. Mijając ludzi na ulicach miasta, widzi u nich jedynie podenerwowanie, smutek oraz zatroskanie. Nie potrafili się już oni cieszyć każdym dniem, który dany im jest od Boga przeżyć. Każda doba to tylko kolejny termin, do którego powinni się byli przygotować, lub w którym mieli coś zrobić. Brak było u nich spontaniczności, czego właśnie nie brakowało tym młodym pociechom, latającym po całym parku, śmiejąc się w niebogłosy.
-Layla? – usłyszała czyjś głos zza siebie. Odwróciła się, a jej wzrok spoczął na Mattcie, który stał za oparciem ławki, spoglądając z lekkim uśmiechem na osiemnastolatkę. Dziewczyna niemal automatycznie odwzajemniła gest, wskazując przy tym ręką na wolne miejsce obok siebie. Chłopak skinął głową, przystając na jej niewerbalną propozycję i siadając po jej lewej stronie. W ręce trzymał siatkę z zakupami. Odłożył ją na ziemie, nie spuszczając oczu z niebieskookiej. – Co tutaj robisz? – zapytał, poprawiając nieco podwinięty do góry biały podkoszulek.
-Idąc z kościoła postanowiła tutaj chwilę posiedzieć. Jest taka przyjemna pogoda, że grzech by było tego nie wykorzystać. – odpowiedziała typowym dla siebie melodyjnym głosem, po którym dało się zorientować w jakim nastroju jest nastolatka. Nie zdarzało się często, żeby jej ton był inny, niemniej jednak zdarzały się i takie chwile.
-Ja musiałem zrobić zakupy, bo jeść na okrągło płatki z mlekiem stało się już męczące. – zażartował, wywołując u swojej towarzyszki cichy chichot. – Jeszcze raz chciałbym ci podziękować za pomoc z tym szkicem. Dzięki tobie jestem pewny, że zaliczę to zadanie.
-Nie ma sprawy. Cała przyjemność po mojej stronie. Jeśli będziesz potrzebował czegoś ode mnie to śmiało. – zachęciła go, przeczesując ręką włosy. Miała problemy ze zrozumieniem chłopaka, gdyż jest on w połowie Polakiem i spędził w swoim rodzinnym kraju ostatni rok, przez co jego sposób mówienia różnił się od innych ludzi. Musiała sobie więc radzić z urywkami, które słyszała oraz które zrozumiała, patrząc na jego wargi.
-Tak właściwie to miałbym jeszcze jedną prośbę. Potrzebuję opinii na temat moich prac. Poprosiłbym kogoś innego, ale nie mam wielu znajomych, którzy znają się w takim stopniu na sztuce. – stwierdził, masując się po karku, tym samym patrząc w swoje buty, co dodatkowo sprawiło kłopoty Layli w odczytaniu jego słów. Dwudziestolatek, widząc to, od razu się poprawił i powtórzył, co powiedział wcześniej. Często zapominał o chorobie dziewczyny i nie zwracał uwagi na sposób przekazu wiadomości. Od zawsze osoba chora kojarzyła mu się z jakimiś fizycznymi ograniczeniami, które widać na pierwszy rzut oka, dlatego też nie traktował niebieskookiej jako jedną z nich.
-Chętnie wypowiem się na temat twoich prac, chociaż jestem przekonana, że są fantastyczne. Jeszcze nie zdarzyło mi się widzieć czegoś złego w twoim wykonaniu.
-Bo nie miałaś okazji zobaczyć ich przed udoskonaleniem, ale dziękuję. To wiele dla mnie znaczy. – powiedział, wstając z ławki, a następnie kłaniając się nisko, co wywołało kolejny chichot u nastolatki. Wyciągnął w jej stronę rękę, chcąc zaprowadzić ją do swojego mieszkania teraz, aby nie tracić czasu. Będzie miał później okazje je poprawić, gdyby okazało się coś nie tak. Obydwoje ruszyli w stronę wyjścia z parku. W pewnym momencie Layla poczuła wibracje telefonu. Zatrzymała się gwałtownie, a jej serca zaczęło mocniej bić. Miała tak za każdym razem od wczorajszego sms od tajemniczego chłopaka z kawiarni. Bała się, że sytuacja się powtórzy, a wtedy to już na pewno będzie przekonana, że jego pojawienie się w jej miejscu pracy, nie było przypadkiem, a zaplanowanym wydarzeniem. Przeczytawszy wiadomość przychodzącą, niemal nie wypuściła komórki. Zaczęła oddychać szybko, starając się przetworzyć czego właśnie się dowiedziała. Przeprosiła Matta, mówiąc, że musi coś załatwić i odezwie się do niego później, a następnie pobiegła w stronę domu, jakby się paliło.

Od autorki:

Tak, wiem, że jest krótki i nudny, ale szczerze, trudno mi się teraz cokolwiek pisze. Postaram się, żeby kolejny był już lepszy i spełniający wasze oczekiwania. Przepraszam, że pojawił się on z tygodniowym opóźnieniem, ale nie miałam w ogóle czasu, co jest spowodowane przede wszystkim przez szkołę.

Chciałabym wam również wytłumaczyć, dlaczego wtrącam w to opowiadanie religijne momenty. Nie są one tutaj przypadkowe. Stanowią bardzo ważną część tej historii. Jeśli jesteście jakiegokolwiek innego wyznanie niż chrześcijanizm to przymknijcie na to oko po prostu. Te fragmenty nie mają za zadanie narzucenie wam czegoś. 

Kolejny rozdział najprawdopodobniej za tydzień o tej samej porze. Jeśli coś się zmieni, na pewno będzie to uwzględnione po lewej stronie w zakładce - Aktualności.

Do następnego. Życzę miłego i udanego tygodnia!

poniedziałek, 15 września 2014

Rozdział 4



Naciągnęła na swoje małe dłonie rękawy kurtki, czując zimny wiatr na całym ciele. Włosy, które były nieuczesane, zostały rozwiane na wszystkie strony, przez co dziewczyna przerwała kontakt wzrokowy z osobą przed nią, który i tak trwał już zbyt długo. Potrząsnęła głową, uzyskując ponownie szansę na przyglądnięcie się chłopakowi. Był ubrany w czarne jeansy z dziurami na kolanach, szarą bluzę, oraz miał na to narzucony granatowy bezrękawnik. Na głowie miał czapkę, spod której wystawały tylko pojedyncze kosmyki ciemno brązowych włosów, zachodzących na czoło. Oczy miał lekko przymrużone, jednak w dalszym ciągu było doskonale widać ich kolor, przypominający czekoladę. Wpatrywał się w nastolatkę z zatroskaniem.
                Osiemnastolatka otworzyła usta, chcąc coś powiedzieć, lecz wydobył się z nich jedynie cichy jęk. Zachłysnęła się zimnym powietrzem, przez co od razu zrezygnowała z odezwania się. Zamiast tego skinęła lekko głową, odpowiadając mu na pytanie, czy wszystko w porządku, chociaż sama w to nie wierzyła. Nadal była roztrzęsiona tym co się stało przed kawiarnią. Po raz pierwszy znalazła się w takiej sytuacji, która przestraszyła ją nie na żarty. Nie ufała ludziom na tyle, żeby poznawać im na takie rzeczy, a już na pewno nie spodziewała się, że mógłby tak postąpić ktoś, kogo imienia nawet nie znała.
                Spuściła wzrok i szybko wyminęła chłopaka, kierując się w stronę przystanku, z którego za kilka minut ma odjechać jej autobus. Starała się nie odwracać. Czuła się głupio, że przez nieuwagę wpadła na kogoś i wpatrywała się w niego tak otwarcie. Pomimo tego, że nastolatek nie pokazał tego po sobie, spodziewała się, że czuł się niekomfortowo.
                Kiedy dotarła na miejsce, usiadła na pustej ławeczce, kładąc torbę na kolanach. Otworzyła ją i wyciągnęła telefon, sprawdzając godzinę. Było już dziesięć minut po 11 wieczorem, co oznaczało, że za chwilę pojawi się pojazd, którym pojedzie do domu. Wrzuciła urządzenie do kieszeni, rozglądając się po okolicy. Zauważyła jakąś postać idącą chodnikiem, w jej stronę, na co jej serce zaczęło bić jeszcze mocniej, niż wcześniej. Miała nadzieję, że to nie jest osoba, która tak ją przestraszyła kilkanaście minut temu.
                Gdy postać weszła w strugę światła, które dawała jedna z latarni, dziewczyna odetchnęła z ulgą, a jednocześnie zmarszczyła lekko czoło, widząc tajemniczego brązowookiego chłopaka, którego potrąciła. Kiedy zauważył, że mu się przygląda ze zdziwieniem, posłał jej uśmiech. Podszedł bliżej nastolatki, a następnie usiadł obok niej.
-Spokojnie. Nie śledzę cię. – odpowiedział na pytanie Layli, które pojawiło się w jej myślach sekundę temu. Schował ręce do kieszeni bezrękawnika, spoglądając kątek oka na niebieskooką. – Jedziesz autobusem 102? – zapytał, na co dziewczyna skinęła twierdząco głową. – Ja też. Przeprowadziłem się tutaj na miesiąc z przyjaciółmi i dzisiaj jest nasz pierwszy dzień. Chciałem się trochę przejść po centrum. Zobaczyć, jak wygląda. – zaczął opowiadać, wpatrując się w nią z zaciekawieniem. – Tak w ogóle to jestem Calum. – dodał, uśmiechając się szeroko.
-Layla. – szepnęła dziewczyna tak cicho, że chłopak, będąc obok niej, miał problem ze zrozumieniem jej słów.
-Ładne imię. – skwitował. – Mam nadzieję, że nic ci się nie stało wcześniej. – osiemnastolatka pokręciła przecząco głową. Zaskoczyła ją otwartość i bezpośredniość szatyna, jednak w pozytywny sposób. Starał się z nią nawiązać zwykłą rozmowę, jakby wiedział, że się czymś martwi i próbował odciągnąć jej myśli od tego. Nie powiedział jej tego jednak wprost. Nastolatka szybko poczuła się pewnie w jego towarzystwie i przez całą drogę rozmawiali o Kansas City. Powiedziała mu, gdzie warto się wybrać oraz co zobaczyć. Opowiedziała o tym, że pracuje w Heaven Cafe, zapraszając go do wstąpienia w któryś dzień. Po raz pierwszy tak szybko zaprzyjaźniła się z kimś, w co nie mogła uwierzyć. Nie należała do osób, które z taką łatwością potrafią nawiązać nowe znajomości, jednak Calum zdecydowanie tak. Pomimo zmęczenia po całym dniu, nie chciała kończyć rozmowy z chłopakiem, co niestety musiało się zdarzyć, gdyż dziewczyna wysiadała przystanek wcześniej od niego. Pożegnała się z nim niechętnie, a następnie wyszła z autobusu, przez całą drogę do domu, uśmiechając się szeroko.

*

                Rzucił się na łóżko, padając ze zmęczenia na twarz. Całe południe i wieczór zwiedzał Kansas City, więc jedyne o czym teraz marzył, to pójście spać. Dochodziła już pierwsza w nocy, co oznaczało, że wszyscy domownicy już śpią, włącznie z Ashtonem, z którym przypadło mu dzielić przez najbliższy miesiąc sypialnie. Jako jedyny z przyjaciół zdecydował się wyjść z domu, gdyż reszta była zbyt zmęczona, aby cokolwiek robić. Jednak domyślał się, że skoro teraz nastolatkowie śpią, to odkąd przyjechali, musieli oglądać telewizję lub przeglądać strony internetowe.
                Zdecydował, że wykąpie się dopiero rano, ponieważ nie miał na to kompletnie sił w tej chwili. Podniósł się do pozycji siedzącej, ściągając koszulkę, a następnie zsunął z siebie spodnie, przykrywając się świeżo wypraną, pachnącą kołdrą. Pomimo całkowitego wyczerpania, zaliczał ten dzień do ciekawych. Zobaczył, że wcale nie jest tutaj tak nudno, jak się wydawało Hemmingsowi. W samym centrum znajdowały się cztery dosyć duże kluby, o których jednak nie miał zamiaru wspominać przyjacielowi. Były tam również bary, restauracje oraz małe kawiarenki, a dla osób aktywnych – basen, korty tenisowe, studio tańca i sala sportowa, gdzie można pograć w różnego rodzaju gry zespołowe. Najlepszym punktem jednak było poznanie uroczej i miłej Layli. Była ona pierwszą osobą, którą poznał w Kansas City, a zdołała na nim wywrzeć spore wrażenie. Kiedy ją tylko zobaczył, widział na jej twarzy strach i domyślił się, że nie bez powodu dziewczyna tak szybko odeszła od niego w stronę przystanku autobusowego. Nie chciał za nią iść, aby nie przerazić jej jeszcze bardziej, ale los chciał, że musiał wracać do domu, a ostatni autobus jaki kursował tego dnia, odjeżdżał  po jedenastej wieczorem. Nie żałował tego jednak, gdyż pomimo widocznej niepewności co do jego osoby, dziewczyna zaczęła z nim rozmawiać. Ona sama powiedziała mu o kilku wartych zobaczenia miejscach. Ale większą część konserwacji poświęcili na swoje zainteresowania. Nastolatka opowiedziała mu o zafascynowaniu rysunkiem, natomiast on pochwalił się zespołem, który założy wraz ze swoimi przyjaciółmi. Jedyne co pominął, to nazwę zespołu oraz fakt, że są znani na całym świecie. Rzadko zdarzało się, aby ktoś go nie rozpoznał jako basistę 5 Seconds of Summer, dlatego też postanowił to wykorzystać. Ku jego uldze Layla nie dopytywała się za bardzo o szczegóły. Interesowała się przede wszystkim rodzajem granej muzyki i ulubionymi zespołami chłopaka. Obydwoje uwielbiali Sleeping With Sirens, co ucieszyło Caluma, jak małe dziecko prezent pod choinkę. Do tej pory nie spotkał tak zagorzałego fana ich piosenek, a nikt z jego przyjaciół nie przepadał w tak dużym stopniu za tą grupą, jak on sam.
                Wpatrywał się z szerokim uśmiechem w całkowicie ciemny sufit, a przypominając sobie powrót do domu, zdawał się on być jeszcze większy. Zdecydowanie był szczęśliwy, że nie został w domu.

*

                  Sobotni poranek należał do najprzyjemniejszych dla Layli, gdyż mogła dłużej pospać oraz nie musiała się spieszyć, aby zdążyć na uczelnie. Jedynym obowiązkiem jaki miała dzisiejszego ranka, było posprzątanie mieszkania. Nie należało ono do dużych – zawierało tylko jeden pokój, kuchnie połączoną z salonem i łazienkę – więc nie stanowiło to problemów.
                    Kwadrans po ósmej wstała z łóżka, postanawiając, że szkoda marnować ciepłego dnia. Wyciągnęła z szafy długie czarne legginsy wraz z białą bluzką z krótkim rękawem. Wzięła szybki prysznic, a następnie zrobiła sobie na śniadanie tosty. Podczas konsumowania posiłku, oglądała serial, który niedawno wyszukała – Magię kłamstwa. Znalazł się on na liście jej ulubionych, gdyż pokazywał dużo szczegółowych odruchów u ludzi, których nie byli świadomi. Od tego czasu dziewczyna zaczęła uważniej przypatrywać się twarzom, próbując ustalić nastoje, w jakich były osoby mijające ją.
            Kończąc sprzątanie mieszkania, dziewczyna zauważyła, że przyszła jej na komórkę wiadomość. Otworzyła ją, zastanawiając się, kto mógł do niej napisać. Był to numer nieznany.

Uciekłaś mi wczoraj. Nie ładnie tak.

                Przeczytawszy to, po plecach niebieskookiej przeszedł nieprzyjemny dreszcz. Domyślała się, kto mógł wysłać jej takiego smsa, a myśl o tym wcale nie należała do najlepszych. Od razy przypomniała sobie wczorajsze zajście sprzed kawiarni oraz chłopaka, który przywoływał u niej taki strach. Pomimo że wiedziała, że każda normalna osoba, nie rozpamiętywała tego tak bardzo oraz nie odczuwała by strachu, to ona nie umiała postępować inaczej. Po raz pierwszy była ofiarą takiego bezczelnego i niepohamowanego zachowania jakiegokolwiek mężczyzny. Dodatkowo nie wiedziała skąd może mieć on jej numer, co sprawiało, że czuła się zagrożona, jakkolwiek głupio to brzmi. Odłożyła telefon na blat stolika i starała się uspokoić swoje już i tak mocno bijące serce.

*

              -To co dzisiaj robimy? – odezwał się Michael z buzią pełną płatków z mlekiem. Wraz z Ashtonem i Dianą siedzieli w kuchni, jedząc śniadanie. Starali się zapoznać z nastolatką, co nie należało do najprostszych rzeczy, gdyż blondynka była osobą roztrzepaną. Uzyskali również wrażenie, że dziewczyna, aż nad wyraz cieszy się ich przyjazdem do Kansas City i ma trudności z nawiązaniem z nimi jakiejkolwiek dłuższej rozmowy.
-Może chcecie się wybrać na kręgle? – zaproponowała siedemnastolatka, spoglądając na gwiazdorów z uśmiechem na twarzy. – Mamy nową kręgielnie w centrum handlowym. Jeszcze tam nie byłam, więc to jest doskonała okazja, żeby w końcu tam zawitać. – powiedziała tak szybko, że chłopcy ledwo zrozumieli jej słowa. Obydwoje przytaknęli na znak zgody, oczekując teraz aż pozostała dwójka się w końcu obudzi i będą mogli wyjść.
             Luke nie chciał wybrać się nigdzie z przyjaciółmi, dlatego też wstał dopiero po południu. W domu nikogo nie było, co ponoć nie stanowiło ponoć niczego nowego, gdyż Igor Lachowski jako dyrektor dużej firmy, siedział większość czasu w pracy, a wracał tylko na noc.
         Kiedy jednak dochodziła 20:00, postanowił, że nie będzie czekał na zjawienie się nastolatków, tylko wyjdzie do jakiegoś klubu, o którym usłyszał, gdy przebudził się rano na chwilę i usłyszał rozmowę Caluma z Dianą na temat owego miejsca. Nie ukrywał, że zaskoczył go fakt, że są tutaj jakieś imprezy, jednak nie narzekał. Tego mu najbardziej brakowało i tego najbardziej potrzebował – pokazać mamie, że wyjazd nic nie zmieni. Nie przejmował się konsekwencjami jakie przyniesie jego wyjście. Miał w głębokim poważaniu słowa swoich przyjaciół i rodziców.
                  Po godzinie dotarł do celu swojej podróży. Stał przed dość sporym budynkiem nad wejściem którego wisiał neonowy napis Paradise. Głośną muzykę było słychać aż tutaj, gdzie stał. Na twarz od razu wkradł mu się uśmieszek, przypominając sobie o tym, czego ponoć miał przez ten miesiąc zostać pozbawiony. Wyobraził sobie złość wszystkich, gdy się dowiedzą o jego wypadzie, co spotęgowało zachwycenie jakie go ogarnęło.
                Podszedł do ochroniarza, ukazując mu dowód, a za pozwoleniem przekroczył próg klubu, wchodząc w zupełnie inny, piękniejszy świat.


Od autorki:


Dzisiaj trochę krótszy. Pisałam go na szybko, żeby jednak was nie zawieść i wywiązać się z zadania. Nie jest on najgorszy, ale wiem, że gdybym miała więcej czasy, byłby lepszy. Niestety w tym tygodniu go nie mam zbyt dużo. Nie sprawdzałam pisowni, więc jeśli pojawiły się jakieś błędy to przepraszam. Dziękuję wam za ponad 2000 wejść. Jesteście najlepsi. Mam nadzieję, że opowiadanie będzie zdobywać coraz więcej czytelników. Mówcie o nim wszystkim, którzy lubią czytać fanfiction. Od razu mówię, że nie wzoruje się na Cieniu (bo pewnie ktoś tak pomyśli po tym rozdziale). Wątek z smsem służy zupełnie innemu rozwinięciu się akcji niż w opowiadaniu Pepe. To wszystko. Do następnego!